Wielka Brytania: dla kogo katolickie szkoły?

Radio Watykańskie / drr

W Wielkiej Brytanii dość niespodziewanie wybuchła debata na temat naboru do szkół katolickich. Zaczęło się od sensacyjnej wiadomości, że lider liberalnych demokratów, wicepremier Nick Clegg, posłał swego syna do takiej szkoły. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w czasie całkiem niedawnej kampanii wyborczej Clegg deklarował się jako ateista, a uznanie wyborców zyskał między innymi dzięki krytyce szkolnictwa wyznaniowego.

Kiedy prawda wyszła na jaw, liberalni i lewicowi wyborcy poczuli się oszukani, zarzucając swym liderom hipokryzję. Katolicy zaczęli się natomiast pytać, dla kogo tak naprawdę są przeznaczone katolickie szkoły. Dlaczego ludzie, którzy nie tylko nie żyją zgodnie z nauczaniem Kościoła, ale otwarcie z nim walczą, „podkradają” w pewnym sensie miejsca w najlepszych kościelnych szkołach normalnym, praktykującym rodzinom katolickim. Te ostatnie z konieczności posyłają dzieci do szkół publicznych, w których katolicy są faktyczną mniejszością, nierzadko dyskryminowaną za swe przekonania.

Dyskusję na ten temat otworzył artykuł londyńskiego proboszcza ks. Ashleya Becka w tygodniku The Tablet. W jego przekonaniu, z racji duszpasterskich Kościół powinien promować praktykujące rodziny katolickie. Winno się to przejawiać również w regułach naboru do cieszących się dużą popularnością szkół. Ks. Beck przypomina, że w pewnej mierze ta zasada jest już stosowana w brytyjskim Kościele. Składając podanie do katolickiej szkoły trzeba bowiem przedstawić opinię od proboszcza.

To z kolei skłania niepraktykujące małżeństwa do zainteresowania się Kościołem, regularnego udziału w liturgii, a nawet do zaangażowania w życie parafii. Londyński duszpasterz przyznaje, że niektórzy czynią to ze względów czysto formalnych i rozstają się z Kościołem, jak tylko otrzymają pozytywną opinię dla syna bądź córki. Tym nie mniej, zauważa ks. Beck, dla naszego duszpasterstwa jest to wielka szansa, którą wcale nierzadko udaje się nam wykorzystać.

DEON.PL POLECA

W ostatnich jednak latach sytuacja kapłanów wystawiających opinie znacznie się pogorszyła. Nowe rozporządzenia, zarówno państwowe jak i kościelne, ograniczają ich wiedzę o rodzinach. Nie wolno im się pytać na przykład, czy rodzice żyją w sakramentalnym związku małżeńskim. Z drugiej strony rosną naciski, zarówno ze strony państwa, jak i niektórych środowisk kościelnych, by szkolnictwo katolickie stało się jeszcze bardziej otwarte na dzieci z najróżniejszych kategorii społecznych. Wszystko to działa na niekorzyść normalnych rodzin katolickich, które w coraz bardziej obcym kulturowo społeczeństwie zostają pozostawione samym sobie, niemal na lodzie.

Artykuł londyńskiego proboszcza wywołał wielkie poruszenie. Nie obyło się bez zgrzytów i obelg. Autora oskarżono wręcz o wolę karania dzieci za niemoralność rodziców. Oficjalni przedstawiciele katolickiego szkolnictwa nie zgodzili się na realistyczny z duszpasterskiego punktu widzenia podział katolików na nominalnych i praktykujących. Tym niemniej dyskusja pozwoliła raz jeszcze sięgnąć do niedawnego nauczania Benedykta XVI o potrzebie utwierdzania katolickiej tożsamości kościelnych szkół w Wielkiej Brytanii. Przypomniała, że ich podstawowym celem nie jest torowanie drogi do Oxfordu dzieciom Clegga i innych prominentów, lecz wychowywanie nowego pokolenia brytyjskich katolików.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wielka Brytania: dla kogo katolickie szkoły?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.