Co się stało na Jasnej Górze?

Co się stało na Jasnej Górze?
Dariusz Piórkowski SJ

W jasnogórskiej kaplicy Matki Bożej wydarzyła się rzecz przykra i bolesna. Ukryty wśród wiernych mężczyzna sprofanował ikonę Maryi. Mam jednak mieszane uczucia co do interpretacji tego godnego pożałowania incydentu.

Abp Wacław Depo stwierdził, że to niechlubne zdarzenie jest skutkiem "trwającej od dłuższego czasu antykościelnej i antychrześcijańskiej nagonki niektórych ugrupowań politycznych i mediów". Arcybiskup szuka winnych poza samym sprawcą. Mówi o "antyreligijnej manipulacji", której mógł ulec ów mężczyzna.

Zgadzam się z arcybiskupem, że niektóre media i partie polityczne w Polsce są nieprzychylne Kościołowi, szukają dziury w całym, ośmieszają i szydzą sobie z wiary i wierzących. Ale to jeszcze nie znaczy, że właśnie tutaj tkwi przyczyna działania mężczyzny oblewającego obraz farbą.

W podobnym, dość emocjonalnym tonie, wyraził się podczas Apelu Jasnogórskiego przeor paulinów o. Roman Majewski. Przekonywał, że "wokół nas rozpętuje się każdego dnia w słowach i czynach prawdziwe szaleństwo tzw. Polaków, szaleństwo bez granic, bez ludzkich hamulców moralnych". Wypowiedź ta sprawia wrażenie, jakby klasztor jasnogórski - jedyna ostoja wiary i polskości - został ponownie najechany przez Szwedów i oblegany przez zaciężne wojska. A Polska stoi na skraju przepaści, pogrążona w duchowym upadku, którego znakiem jest powszechne prześladowanie Kościoła. Trzeba znowu zwierać szyki i stawać do obrony wiary i narodowego dziedzictwa. Jeden mężczyzna stał się symbolicznym przedstawicielem jakiejś bliżej nieokreślonej wrogiej grupy mieszkającej na tej samej polskiej ziemi. Tym razem wróg nie przyszedł z zewnątrz, lecz wyrósł i wychował się pośród nas.

DEON.PL POLECA

Uważam te reakcje za przesadzone. Po pierwsze, jeszcze nie wiadomo, jakimi motywami kierował się mężczyzna, który rzucił żarówkę z farbą w stronę cudownego obrazu. Mało komu przyszłoby chyba do głowy, aby bezcześcić jasnogórską ikonę Maryi, będąc zarazem przy zdrowych zmysłach. Być może chodzi o człowieka niepoczytalnego, albo takiego, w którym po prostu gniew z niejasnego jeszcze dla nas powodu osiągnął swoje apogeum.

Po drugie, takie wypadki nie zdarzają się często. Dlatego właśnie szokują, kiedy się zdarzają. Nigdzie przecież nie brakuje ludzi szalonych i fanatycznych, albo działających w przypływie różnych form bezsilności. Trudno przecież argumentować, że skoro jakaś kobieta pewnego dnia skoczyła z tłumu na Benedykta XVI, to wyraziła powszechną niechęć wrogów Papieża. Nawet gdyby wspomniany mężczyzna działał pod wpływem medialnej nagonki, świadczy to tylko o jego niezrównoważeniu psychicznym.

Niemniej, obraza jasnogórskiej ikony jest faktem. Trzeba prosić Boga o przebaczenie. Ale nadawanie temu incydentowi tak wielkiej symbolicznej rangi i pośpieszne generalizowanie jednego przypadku, aby podsycać atmosferę zagrożenia, jest zbyt daleko idącą interpretacją.

Co więcej, jeśli rzeczywiście, sytuacja religijna w Polsce jest tak dramatyczna, jak twierdzi o. Majewski, to co my, ludzie Kościoła, zamierzamy z tym zrobić? Czy zamkniemy się w kościołach jak w bunkrze i będziemy czekać na zagładę? A może Opatrzność zachęca nas do innych działań? Czy czasem nie za słabo bijemy się również we własne piersi, a wskutek tego reagujemy tak, jakby każdy przejaw krytyki był wymierzany przeciwko nam w sposób nieuprawniony? Czy ludzie Kościoła nie popełniają błędów, które stwarzają okazję dla słusznej krytyki, a nawet wrogości?

Jest i druga strona medalu. Trudno zaprzeczać temu, że wielu odbiorców bezmyślnie wchłania to, co często w sposób niesłuszny i niesprawiedliwy publikuje się bądź mówi o Kościele. I trzeba przyznać, że nieraz jesteśmy wobec tego bezsilni. Mam jednak wrażenie, że za oburzeniem wierzących wobec ośmieszania Kościoła, kryje się oczekiwanie zupełnie przeciwne do zapowiedzi, o której słyszymy w Ewangelii. Jezus wyraźnie mówi, że chrześcijanie będą prześladowani, wyśmiewani, odrzucani, częściej niż przyjmowani. Natomiast u nas w Polsce uważamy nierzadko, że tak nie powinno być, że Kościół godzien jest raczej szacunku, poważania i powszechnego uznania. A może właśnie dlatego, że tak nie jest zawsze i wszędzie, spełnia on dobrze swoje zadanie? Gorzej byłoby, gdyby nas wszyscy chwalili i całowali po rękach. Wtedy należałoby się rzeczywiście obawiać, czy właściwie realizujemy swoją misję.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co się stało na Jasnej Górze?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.