Wierzyć albo nie wierzyć

Wierzyć albo nie wierzyć
(fot. Przemo Wysogląd SJ)

Decyzje o podpisaniu aktu apostazji nie biorą się z potrzeby odcięcia się od przeszłości, ale przede wszystkim z jałowej i infantylnej wiary. Argumentacja wahających się wiernych nie sięga pryncypiów, tylko spraw powierzchownych.

Mimo że tytuł tekstu Tomasza P. Terlikowskiego opublikowanego we wczorajszym wydaniu "Rzeczpospolitej" brzmi: "Z Kościoła wypisać się nie da!", to autor samemu zagadnieniu apostazji poświęca trzy zdania, z którymi nie sposób się nie zgodzić, znając doktrynę Kościoła Katolickiego: "Ważnie udzielonego chrztu nie da się unieważnić. Apostata nie przestaje być ochrzczony, nie przestaje nawet w szczególny sposób przynależeć do Kościoła. Jedynie staje się odstępcą".

Redaktor naczelny portalu fronda.pl zastanawia się w swoim tekście, dlaczego katolicy chcą "wypisać się" z Kościoła i jakie to ma w ogóle znaczenie. Tomasz Terlikowski twierdzi, że przyczyną podpisywania przez katolików aktów apostazji jest "nierealizowalne pragnienie, by nasza przeszłość nie determinowała teraźniejszości, by nasze i naszych rodziców decyzje można było unieważnić, ale także uczynić niebyłymi." Można by uznać za trafną tezę publicysty Frondy, gdyby nie jego argumentacja.

Mam nieodparte wrażenie, że to sposób przeżywania wiary jest fundamentalną przyczyną rozstań z Kościołem, co w konsekwencji można tłumaczyć odcięciem się od tożsamości narzucanej przez fakt pochodzenia.

DEON.PL POLECA

Ich wiara dojrzewa, ale nie szuka zrozumienia. A jeśli pojawiają się pytania, to trudno znaleźć na nie odpowiedź. Wiarę wypiera więc niewiara, która legitymizuje się łatwym życiem. Większość osób, które postanawiają podpisać akt apostazji, musi zastanowić się przecież nad swoją decyzją. Apostata dochodzi do wniosku, że przestaje wierzyć i w związku z tym rozstaje się z Kościołem. Jak do tego dochodzi?

Pojawiają się wątpliwości i pytania, które, koniec końców, wpadają w próżnię. Skoro nie potrafię znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, przestaję pytać i, w efekcie, przestaję wierzyć. Niewiara jest prostsza w obsłudze niż wiara.

Wierzący-niepraktykujący-nieświadomi prowadzeni są od chrztu do Pierwszej Komunii za rękę. Poznają wtedy tajniki wiary. Dowiadują się, że niebo jest na górze, a piekło pod ziemią. Dowiadują się, że w niebie są aniołki z różowymi serduszkami, a w piekle kotły i słoma. Słyszą również, że Trójca Święta jest jak koniczyna. Na pytanie, czy Bóg, skoro jest wszechmogący, może stworzyć kamień, którego nie podniesie, dostają odpowiedź, że Bóg nie jest kamieniarzem i ten logiczny problem Go nie dotyczy. Najwięcej wiedzy o wierze nabywają w trakcie przygotowań do Komunii świętej czy bierzmowania. Po przyjęciu tych sakramentów coraz mniejszą wagę przykłada się do poziomu wiedzy wierzących na temat ich wiary.

W pełni rozumiem młodych i wykształconych, którym idea aniołków w niebie wydaje się nieco zabawna. Dwudziestokilkuletni Polak w XXI wieku nie zbuduje racjonalnej i świadomej wiary, bazując jedynie na wiedzy zdobytej podczas Pierwszej Komunii. Mamy więc dorosłych, inteligentnych, błyskotliwych ludzi, którzy nie zgadzają się z wizją wiary, jaką otrzymali w ich wczesnym dzieciństwie. Nie możemy się więc dziwić, że później postanawiają wystąpić z Kościoła.

Niestety w tekście Terlikowskiego nie ma troski o tracących wiarę współbraci. Redaktor woli nazywać ich ideologami postępowej lewicy, niż zastanowić się nad dramatem, jaki przeżywają. Nie kieruje się więc zaleceniem Jana Pawła II, który w 2000 roku w Dniu Przebaczenia powiedział: "Winniśmy wyznać, że jako chrześcijanie ponosimy odpowiedzialność za zło występujące dzisiaj. W obliczu ateizmu, obojętności religijnej, laicyzacji, relatywizmu etycznego, łamania prawa do życia, niewrażliwości na ubóstwo wielu krajów musimy zadawać sobie pytanie, w jakiej mierze i my ponosimy odpowiedzialność".

Przyczyną niewiary i podpisywania aktów apostazji jest z jednej strony ociężałość i zaniedbania wierzących, a z drugiej nieodpowiedni system edukacji religijnej. Ten problem domaga się jednak poruszenia w oddzielnym tekście.

Szkoda, że dyskusja między wiernymi Kościoła Katolickiego a apostatami nie dotyczy Boga, a opiera się przede wszystkim na nieporozumieniach związanych z funkcjonowaniem struktur kościelnych.

Jarosław Milewczyk, założyciel strony internetowej apostazja.pl, otwarcie wyznał w jednym z wywiadów, że główną przyczyną jego decyzji o wystąpieniu z Kościoła nie są problemy ze zrozumieniem zagadki Trójcy Świętej czy omnipotencji Boga, ale nieznośny fakt bycia w tej samej grupie społecznej co duchowni, z opinią których się nie zgadza. Wydaje się również, że druga strona konfliktu nie ma zamiaru sięgać do pryncypiów wiary, a piórem Tomasza Terlikowskiego stara się raczej marginalizować problem apostazji.

Przed laty ks. Józef Tischner powiedział do Adama Michnika: "Ja przecież nie mogę Adamowi deklaratywnie narzucać tego, co o Kościele sądzę. Ja widzę Kościół w perspektywie powiedzenia: Dłużej klasztora niż przeora. Przeor przeminie, klasztor zostanie. Natomiast Adam i pokolenie Adama widzi Kościół jednak poprzez pryzmat przeorów".

Wszyscy, którzy widzą Kościół tak, jak widzi go Adam Michnik, powinni wykonać rachunek zysków i strat. Warto spojrzeć na fundamentalną wizję Kościoła. Na to, czym jest u swojej podstawy, sięgnąć do jego źródeł, a nie skupiać się na tym, czym się jawi w nieporadnych interpretacjach.

Do zastanowienia zapraszam też przyszłych apostatów. Nie jest bowiem nigdy tak, że wina leży tylko po jednej stronie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wierzyć albo nie wierzyć
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.