Biskup? TAK! Krasnal? NIE!

Biskup? TAK! Krasnal? NIE!

Do katolickiego tradycjonalizmu bardzo mi daleko, innymi metodami patrzę na świat i zupełnie inne sprawy uważam za ważne. O dziwo jednak, podoba mi się krytyka, jaką tradycjonaliści poświęcili arcybiskupowi Ziółkowi, który - co akurat bardzo cenne i warte pochwały - wziął udział w przedświątecznej akcji charytatywnej - co już mniej mądre - przebrany za znanego z supermarketów korpulentnego starca w czerwonym kubraczku, zwanego świętym Mikołajem.

Środowiska ortodoksyjne może metody protestu wybrały niezbyt szczęśliwe, może znów słowa były zbyt ostre i agresywne, może też wnioski wyciągnięto inne, niż by należało, ale dobrze, że w ogóle temat środowisko to podjęło. Jestem im za to - w przeciwieństwie do pana Piotra Żyłki - bardzo wdzięczny. Naprawdę warto zapytać: po co arcybiskup Ziółek ubrał ten śmieszny kostium? Odpowiedź na to pytanie może nam wiele wytłumaczyć w kwestii kondycji współczesnego Kościoła.

DEON.PL POLECA




Sęk bowiem w tym, że nie chodzi wcale o ochronę tradycji. Przynajmniej nie to jest kluczowe. Nie chodzi o to, że funkcjonująca w handlu figura jowialnego dziadziusia mało ma wspólnego ze starożytnym biskupem. Problem naprawdę nie w tym, że ktoś nam świętego strywializował i rozmiękczył, z mięsistej postaci, robiąc iście disneyowską wydmuszkę. Problem w tym, że ten supermarketowy Mikołaj w ogóle nie współgra z ewangeliczną wizją obdarowywania i miłości bliźniego. To tylko pewna scenografia dla rozbuchanego konsumpcjonizmu i atrakcyjnej filantropii, która jest bardzo interesowna, będąc dla wielu firm jedną z wielu metod kreowania wizerunku. Ten czerwony strój to nie jest symbol dawania dla samego dawania, a tylko takie "dawanie" powinno interesować katolika, ale symbol dzielenia się z innymi w pewnym konkretnym systemie społecznym i ekonomicznym, w którym najważniejsza nie jest pomoc człowiekowi, ale jakieś drugie dno, obliczone na zyski. Czerwony kubraczek jest sygnałem: może i pomagasz, ale zarazem, przez skorzystanie z tego marketingowego, popularnego wzorca, bierzesz udział w pewnej globalnej grze, która niewiele ma wspólnego z przesłaniem Chrystusa. Cel jest jasny - napędzanie mechanizmu sprzedaży.

Tu leży problem arcybiskupa Ziółka. Nie był w stanie zupełnie zwyczajnie, po ludzku, ubrany w swoją biskupią sutannę, czyli tak, jak się nosi na co dzień, pójść do biednych ludzi, zapytać, jak im się żyje, i podarować im prezenty. Nie zrobił tego najnormalniej w świecie, wprost z ulicy. Nie był w stanie pomóc jako następca apostołów, jako Chrystusowy kapłan, bez ceregieli. Potrzebował w tym celu się zamaskować, odwołać się do ducha handlu, do powszechnej dziś mody na filantropię. Zabrzmi to może zbyt mocno: arcybiskup Ziółek ubrał maskę na swoje ludzkie odruchy, na swoje chrześcijańskie obowiązki, pokazał światu, że nie pomaga jako on, jako Władysław Ziółek, biskup, ale siłą rozpędu, bo takie są dziś nawyki, jako czerwony święty Mikołaj.

Biskup Ziółek intencje miał czyste i piękne, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Ale czegoś się jednak wystraszył. Zabrakło mu sił, żeby wyjść ku swoim owcom bez przebrania. Bo co by świat powiedział wtedy, gdyby biskup do czyjegoś domu zapukał ot tak, po prostu? Wyobrażam sobie te nagłówki prasowe, które głoszą, że biskup się podlizuje, że cały rok siedzi w pałacu, a raz w roku dla efektu sobie przypomina o biednych. Biskup wychodzący do wiernych jest niepopularny i obcy, wytykałoby się go palcami.

Biskup Ziółek postanowił więc podpiąć się pod wzorce konsumpcyjne, chciał się w ten sposób zakamuflować, przypodobać światu. Oto w świat nie popłynął przekaz, że biskup pomaga, ale przekaz, że biskup, obok wielu innych firm, partycypował w popularnych o tej porze roku inicjatywach. Nagłośniono przede wszystkim nie biskupa, ale jedną z wielu akcji wymyślonych przez możnych. Biskup zrobił coś popularnego i pewnie jego wizerunek na tym skorzysta, ale zarazem nie wyeksponował zbytnio swego biskupstwa. I o to chodzi.

Ujawnia się tu zadziwiająca tendencja współczesnego Kościoła, przynajmniej na jego polskim podwórku. Oto Kościół nie potrafi być normalny, ludzki, naturalny. Z jednej strony bombarduje ludzi nachalnym paternalizmem, ciężkostrawnymi listami, których ludzie nie rozumieją, ma skłonności do prężenia muskułów w kwestiach polityczno-obyczajowych, w których głos Kościoła jest od lat znany, więc wiadomo, że niczego Kościół na tym nie straci. To jest odwaga żołnierza ukrytego w przeciwatomowym schronie. To akurat Piotr Żyłka zauważa. Z drugiej jednak strony, jeśli już Kościół wychodzi do ludzi, to właśnie, jak arcybiskup Ziółek, w jakimś przebraniu. Nie zwyczajnie, po prostu, bez pudru, ale przez rozmiękczanie i trywializowanie, przez ciągłe ustępstwa i romanse z popkulturą. Brakuje złotego środka, umiaru, głoszenia prawdy siłą samej prawdy. Jesteśmy skazani albo na okopy Świętej Trójcy, albo supermarket. Albo gramy spektakl z szatami liturgicznymi i udajemy w czasie rorat, że oto biskup Mikołaj przyszedł do dzieci, co jest robieniem sobie żartów z liturgii i zakłamywaniem symboli liturgicznych, albo urządzamy rewię rodem z galerii handlowych. Nie można wyjść z tego impasu? Trzeba się ciągle przebierać?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Biskup? TAK! Krasnal? NIE!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.