Co grozi Kościołowi?

Co grozi Kościołowi?
Karol Wilczyński

Diabelskie spojrzenie Charamsy. Otwarte drzwi dla uchodźców - czyli inwazji dżihadyzmu. A teraz jeszcze Synod i zmiany w doktrynie. Co jeszcze grozi Kościołowi?

Jest jeszcze coś - nasze stereotypy. Schematy mówiące nam, że jeśli ktoś jest zły, to jego przeciwnik musi być dobry (i na odwrót). Wielu woła: Trzeba sprzeciwić się genderyzmowi i księżom-gejom. Trzeba walczyć z islamizacją Europy. Nie chcemy homomałżeństw i komunii dla rozwodników. Czy naprawdę nie ma trzeciej opcji?

W ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z wieloma przykładami stereotypowego, szablonowego i - chyba należy nazwać rzecz po imieniu - nieuczciwego myślenia. Przeciwnicy przyjmowania imigrantów skonstruowali niesamowicie rozbudowaną opowieść o islamie (bo przecież wszyscy imigranci to młodzi muzułmanie). W dosyć zabawny sposób wymieszali oni różne wątki kultury muzułmańskiej z już mniej zabawnymi przekonaniami na temat obcych w ogóle.

Również Synod o rodzinie uruchomił w nas wiele podobnego, bo opartego na schematach, myślenia. Komunia dla rozwodników? Tak lub nie. Zmiany? Obrona tradycji lub liberałowie. Tertium non datur - nie ma trzeciego wyjścia.

DEON.PL POLECA



Burza rozpętana przez Krzysztofa Charamsę pozwoliła skutecznie zamknąć dyskusję wokół tekstu o przemocy w teologii. Mało kto już pamięta sytuację, w której kościelni komentatorzy podzielili się na dwa obozy.

Rzucali oni wówczas dosyć lekko różnymi hasłami o "fundamentalizmie", "zamykaniu drogi dla języka miłosierdzia" (o ks. Oko). Nie należy też pominąć (w tym przypadku z pewnością niezapomnianego) epitetu o "cieciu" i "lokaju". Ta wewnątrzkościelna dyskusja okazała się jednak tylko preludium do dzieła głównego, z Eduardo w roli głównej. Zamknęło to całą debatę.

Jestem w stanie zrozumieć potrzebę polityków i pisarzy książek, by uzyskać rozgłos i (wątpliwej wartości) sławę. Nie rozumiem jednak, dlaczego chrześcijanie, uczniowie Jezusa Chrystusa, tak łatwo poddają się stereotypowemu myśleniu. Bo to, że tak łatwo dajemy się prowadzić różnym schematom, mówi o wiele więcej o nas samych niż o problemach, których te schematy dotyczą. Oczywiście, lenistwo duchowe to łatwa odpowiedź.

Można po prostu powiedzieć, że jako Polacy lubimy mieć święty spokój. Nie chce się nam słuchać nowych, skomplikowanych wyjaśnień. Jak to ujął jeden z moich znajomych, aby wyjaśnić ludziom kryzys imigracyjny, potrzebujemy uzupełnić 4-letnie braki w wiedzy Polaków w jakieś 4 tygodnie.

W tej sytuacji nie dziwi, że wielu osobom łatwiej przyjmować kalki i stereotypy o "muzułmańskiej inwazji", niż rzeczywiście zrozumieć przyczyny problemu. Podobnie ma się sprawa z ks. Oko, Synodem, homoseksualistami w Kościele czy komunią dla rozwodników. W tych wszystkich przypadkach wielu w zupełności wystarcza "letniość", powierzchowna wiedza.

Taka odpowiedź jednak to za mało. Bo czy "święty spokój" wyjaśnia to, że nasze schematy wymagają od nas, by mieć stanowczy pogląd na daną sprawę: tak lub nie, tertium non datur.

Mało kto jednak zdaje sobie sprawę czemu zajmuje dane stanowisko. Podejrzewam nawet, że większość osób nawołujących do budowy murów na granicach, wrzuciłaby parę groszy na mieszkającą obok rodzinę uchodźców. Ich niechęć opiera się bowiem na często fałszywych obrazach medialnych, które nie wytrzymałyby zderzenia z rzeczywistością.

Wydaje mi się, że wszystkie problemy, o których wspomniałem w tym tekście, mogą ostatecznie doprowadzić nas, katolików, do czegoś dobrego. Przede wszystkim o ile tylko pozwolą się nam wyrwać z wygodnego, ciepłego schematu. Gdy pozwolą nam na zmianę, porzucając zarazem "letniość", czyli przywiązanie do stereotypów.

Największą nadzieję wiążę oczywiście z Synodem, który - prowadzony przez Franciszka - istotnie pokazuje wartość pogłębionej dyskusji ponad schematycznymi podziałami.

A co z naszymi obawami? O Kościół? O zdrową cywilizację europejską? Posłużę się tu niezwykłą wypowiedzią ks. Halika: "Człowiek nie musi się obawiać żadnego kryzysu; powinien obawiać się tylko tego, by w kryzysie nie oślepiła go rozpacz (wg Kierkegaarda «choroba na śmierć»), utrata nadziei. Nadziei, że jest z nami Ten, który ma słowa życia wiecznego, choć czasem naprawdę niełatwo jest owe słowa zrozumieć i przyjąć".

Nadzieję w życie wieczne łatwo zabić. Jednym z doskonalszych "narzędzi zbrodni" są w tym przypadku nasze tępe, wygodne schematy.

Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co grozi Kościołowi?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.