Lekarze, wiara i katolicy mniemani

Lekarze, wiara i katolicy mniemani
Marta Łysek

Ponad 87 tysięcy wyników w wyszukiwarce, ponad trzysta artykułów w mediach.  Burza w szklance wody, jak zwykle, kiedy chodzi o to, że chrześcijanie głośno wyrażają swoje poglądy. Bo chrześcijanie powinni milczeć. Inaczej się jeszcze ktoś źle poczuje, albo, nie daj losie, nawróci.

Nietolerancja, łamanie prawa, przedkładanie prawa boskiego nad ludzkie - zawrzało, och, i to jak! Wcale nie tylko w mediach nieprzychylnych Kościołowi - długo by wymieniać - ale także w zwykłych dyskusjach między znajomymi w tramwaju czy na Facebooku.

Dyskusja, jak to zwykle bywa, objęła niemal całą Polskę, a swoje medialne pięć minut próbuje na tym wszystkim ugrać Polska Partia Pracy, która wystąpiła z postulatem, by lekarzom-katolikom odebrać prawo wykonywania zawodu. Postulat został poparty stosowną petycją. Przyglądam się temu i dochodzę do wniosku, że zabawny jest ten owczy pęd do publicznego kompromitowania swojego nazwiska.

Deklaracja wiary ma w podtytule doprecyzowanie. I jest to " Deklaracja wiary lekarzy katolickich i studentów medycyny w przedmiocie płciowości i płodności ludzkiej". Płciowości i płodności. Jednak niewierzący-praktykujący-od-święta przerażeni nową perspektywą - trafienia do ginekologa, który nie wypisze recepty na tabletkę antykoncepcyjną - są doskonałą ilustracją przysłowia "strach ma wielkie oczy". Wielkie, więc widzi więcej: rzeczy, których nie ma, czyli wpływ deklaracji na wszystkie przedmioty - nie tylko płciowości. Więc boją się biedacy, że jak ich złapie wirus grypy, lekarz na recepcie wypisze piętnaście zdrowasiek, a może i na trzy zdrowaśki do pieca. Że jak złamią nogę, katolicki zadeklarowany ortopeda powie, że to kara za grzechy i każe w ramach leczenia klęczeć na zdrowej nodze na grochu, najlepiej pod krzyżem na rozstajach. Że w ogóle nikt nie będzie ich leczyć, bo o wszystkim decyduje Bóg. A że ten Bóg jakiś mało katolicki, mniejsza o to. Ważne, że przy nadarzającej się okazji można katolikom nawrzucać od średniowiecznej ciemnoty, zacofania i działania wbrew nauce, prawu i powołaniu lekarza.

DEON.PL POLECA

Przesadzam? Ależ skąd. Oto kilka komentarzy (pisownia oryginalna), które zostawili zwolennicy odebrania prawa wykonywania zawodu lekarzom. Tym oczywiście, którzy ośmielili się głośno oświadczyć, że nie są hipokrytami i etyczne wymogi chrześcijaństwa stosują tak w pracy, jak i poza nią. Pan Gracjan z Poznania pisze: "Nie życzę sobie, aby ci pseudo lekarze dostawali pieniądze z państwowego NFZ. Banda durniów, a nie specjalistów." Wtóruje mu pan Tomasz z Piastowa: "Może niech zaczną sami siebie leczyć, to w szybkim tempie wyzdychają, katolickie psy." Pani Małgorzata z Wrocławia komentuje: "Skandal !! Wieki ciemne !! Ci lekarze muszą być bardzo tępi, skoro takie coś podpisali. A skoro są tępi, są zagrożeniem dla życia i zdrowia ludzi." Nie ma się co dziwić, przecież krążą już po sieci obrazki rysunkowe, sugerujące, że lekarz-katolik modli się tylko u nóg chorego z nadzieją, że Pan Bóg załatwi resztę.

Ale rysujący i komentujący to pół biedy. Ateista Jacek Tabisz pisze w tekście opublikowanym w natemat.pl: "(…)wyobraźcie sobie, że Wasz syn/córka ma ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. To trzeba szybko operować, inaczej można umrzeć. Czy zgodzicie się na śmierć Waszego dziecka, bo jakiś lekarz podpisał "Deklarację wiary", z której wprost wynika, że lekarz nie powinien pomagać pacjentowi, bo "moment poczęcia i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga"?" Co mówi deklaracja? Owszem, "Moment poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga." Ale jest jeszcze ciąg dalszy. "Jeżeli decyzję taką podejmuje człowiek, to gwałci nie tylko podstawowe przykazania Dekalogu, popełniając czyny takie jak aborcja, antykoncepcja, sztuczne zapłodnienie, eutanazja, ale poprzez zapłodnienie in vitro odrzuca samego Stwórcę." Ach, czyli chodzi o konkretne przypadki, jak aborcja, antykoncepcja, in vitro i eutanazja! Ale nic tu nie ma o eutanazji wyrostka robaczkowego. Ciekawe. Ciekawa jest też kwestia manipulacji i czytania tekstu ze zrozumieniem. Ale tu nie chodzi o dyskusję, o namysł nad rzeczywistością wiary i nauki. Chodzi o spuszczenie batów chrześcijanom, o szerzenie nietolerancji w imię tolerancji. Najgłośniej, rzecz jasna, krzyczą ci, którzy katolikom lubią zarzucać hipokryzję; mimo, że tu akurat hipokryzji nie ma ani na - nomen omen - lekarstwo.  A gdyby to była deklaracja homoseksualizmu i ktoś ośmieliłby się powiedzieć, że do urologa-homoseksualisty nie pójdzie, czy nie spłonąłby w trzy minuty na tęczowym stosie?

Zajrzyjmy sobie teraz na chwilę do statystyki i dokonajmy kilku obliczeń.

Katolicyzm deklaruje około 90% Polaków. Wiarę - około 70%. Jest nas jakieś trzydzieści osiem milionów. Pozaokrąglajmy sobie. 26 i pół miliona ludzi to - teoretycznie - wierzący katolicy. Lekarzy mamy w Polsce około 162 tysięcy. Proporcja mówi, że 113 400 lekarzy leczy katolików. Trzy tysiące lekarzy podpisało deklarację. Idźmy dalej. Deklaracja dotyczy płciowości i płodności, a te dziedziny leżą w sferze medycznego zainteresowania głównie ginekologów. Deklarację podpisało ich jak dotąd osiemdziesięciu trzech. Do tego dwadzieścia siedem położnych. No dobrze, w deklaracji mowa jest jeszcze o eutanazji. Podpisało ją sześciu lekarzy ze specjalizacją paliatywną. Oczywiście nie wszyscy podpisani podali specjalizacje, ale o wiele więcej niż ginekologów pojawiło się na liście choćby stomatologów. Zatrzymajmy się chwilę przy stomatologach właśnie. Idąc do dentysty, mało kto zastanawia się, czy jest wierzący, czy nie. Borujemy i już - i raczej pacjentowi niż lekarzowi wyrwie się jakiś niezamierzenie pobożny okrzyk. Kto przestanie chodzić do dobrego specjalisty, pod którego opieką jest od dłuższego czasu, gdy zobaczy na liście jego nazwisko? Biorąc pod uwagę stan polskiej służby zdrowia, byłby to człowiek nadający się do specjalisty o nieco innej specjalizacji.

Osiemdziesięciu trzech ginekologów. Dwadzieścia siedem położnych. Sześciu lekarzy ze specjalizacją paliatywną. I tyle wrzasku, tyle ataków, tyle manipulacji, przeinaczeń, złych słów, pogardy i drwin. Bardzo ewangelicznie się to wszystko kojarzy.

Niecałe dwa procent lekarzy zadeklarowało, że zasadami sumienia kieruje się w pracy. Najprawdopodobniej robili to na długo przedtem, zanim cokolwiek podpisali. Ale dopiero wtedy, kiedy powiedzieli to głośno, kiedy - mówiąc krótko - dali świadectwo, zaczął się szum, pogróżki i szarganie ich dobrego imienia. To nic nowego. Chrześcijanie od początku byli dla świata niewygodni. Niewygodni, bo mówili światu prawdę o nim samym, i to nie słowami, a życiem.

Że ateiści podnoszą krzyk - nic dziwnego. Że przeciwnicy Kościoła leją krokodyle łzy - normalne. Ale najsmutniejsze jest widzieć oburzonych akcją katolików oznajmiających, że lekarze z deklaracją powinni oznaczać gabinety i że oni do takich lekarzy na pewno już nigdy nie pójdą. Bo to hipokryci, ci lekarze, aż wstyd.

Marta Łysek - teolog i dziennikarka, żona i matka. Autorka bloga Dzieci, stwory i inne przyjemności.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lekarze, wiara i katolicy mniemani
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.