Czy warto rozmawiać z niewierzącymi?
Kilka lat temu zadano mi pytanie, czy nie czuję się ograniczana przez swoją religię? Czy nie czuję, że księża narzucają mi obraz świata, który "muszę" przyjąć? Byłam zaskoczona takim podejściem, ale odpowiedziałam.
Początkowo te pytania wydały mi się kompletnie irracjonalne. Jak to "narzucają"? Mi nikt niczego nigdy nie narzuca. Osoba, z którą rozmawiałam, była w głębokim szoku, gdy usłyszała, że jest odwrotnie - że właśnie dlatego należę do Kościoła, że chcę żyć Ewangelią i dekalogiem, a oburzające ją zasady nie są dla mnie ciężarem koniecznym, towarzyszącym wierze w Boga - ja chcę tak żyć.
Co najciekawsze, kobietę, z którą rozmawiałam, najbardziej zdziwiło moje podejście... do niej. To, że jej nie zbyłam, ani się nie zdenerwowałam. Na co? Po kilku latach chyba już zrozumiałam.
Osoby, które są poza Kościołem, mogą widzieć go jako ostoję ludzi zamkniętych na świat i dzieje się tak nie tylko z winy mediów. Zauważmy, jak często oburzamy się na kogoś, kto pyta o sprawy dla nas oczywiste, często niesłusznie przyjmując, że robi to złośliwie. Podnosimy głos, unosimy się dumą, nie potrafimy przyznać, że czegoś nie wiemy.
Czy homoseksualizm to grzech? Dlaczego Kościół wyklucza osoby rozwiedzione? Takie (błędnie postawione) pytania powinny się spotkać z merytoryczną odpowiedzią, która często obu stronom otwiera oczy i skłania do refleksji. Dzięki podobnym dyskusjom jesteśmy wolni jeszcze bardziej, bo wiemy jeszcze więcej. Często okazuje się w ten sposób, że konflikt wynika ze zwykłego nieporozumienia.
Zadaniem nas, katolików, naturalnie nie jest natrętny marketing. Nie mamy się zgrywać, ani niczego udawać. Powinniśmy być jednak prawdziwi i w swoich zaletach, i w wadach. Naszym zadaniem jest okazywanie drugim miłości - choćby przez życzliwość. Słyszę już tutaj mój ulubiony cytat biblijny o świniach i perłach... Tak, ten cytat pasuje tu idealnie... do wielu "wierzących i praktykujących", którzy nie dopuszczają do swojej świadomości faktu, że ktoś jest inny i z różnych względów myśli inaczej.
Obserwuję ostatnio, że w pewnych kręgach kształtuje się moda na "katolickość lux", zgodnie z którą to "katolickość" jest wartością niemal najwyższą. Na pierwszym miejscu powinnam być zatem katoliczką - pokorną acz niezłomną, walczącą ze złem i łamaniem prawa liturgicznego. W następnej kolejności dopiero człowiekiem, kobietą, aż w końcu, jeżeli znajdzie się na to miejsce, mogę być sobą.
Trochę mnie to niepokoi, bo podobne trendy z założenia przeciwstawiają "nas", lepszych - "nie nam", gorszym. A przecież to Bóg jest źródłem i sensem życia, nie "katolickość". Katolickość to nasza droga do zbawienia, do Niego.
Pytanie o to, czy "ja" identyfikuję się z Kościołem-wspólnotą wraca i wracać powinno regularnie do każdego wierzącego. Bezmyślne powtarzanie sentencji, czy reguł jest dla naszej wiary wielkim zagrożeniem. Zetknięcie się z rzeczywistością niechrześcijańską jest trudnym wyzwaniem, może być jednak szansą na odnalezienie własnej tożsamości i odpowiedzenie sobie samemu na kilka podstawowych pytań.
Czy jesteśmy częścią różnorodnej, ogromnej wspólnoty grzeszników, czy faryzeuszami, trzymającymi się tylko z podobnymi sobie? Jak często zamykamy się na to, co jest poza naszym malutkim światem? Poza bezpieczeństwem? Jak często, nie chcąc ryzykować konfrontacji z nową pracą, z nową sytuacją, z drugim człowiekiem, mylimy pokorę z chowaniem głowy w piasek przed samym sobą?
Życie z Bogiem to nie bycie Bogiem - nieomylnym, decyzyjnym, wszechwiedzącym, a przyjaźń z Nim. O niej zawsze warto rozmawiać.
Jolanta Szymańska - muzyk, grafik, studentka V roku prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autorka blogów: szymanska.blog.deon.pl i alikwoty.blogspot.com
Twoja ocena:
Średnia ocen:
2.85
Liczba głosów:
87
Komentarze użytkowników (160)

Zgłoś do moderacji
Oceń 1 odpowiedz

Zgłoś do moderacji
Oceń odpowiedz

Zgłoś do moderacji
http://www.avbert.com/?page_id=219
zapraszam
Oceń 2 1 odpowiedz

Zgłoś do moderacji
Oceń 1 1 odpowiedz

Zgłoś do moderacji
Oceń 5 2 odpowiedz

Zgłoś do moderacji
Oceń 2 2 odpowiedz

Zgłoś do moderacji
go bronia i to nie jest grzech.
osobiscie jak sie chce pomodlic to moge to wszedzie robic i do tego nie jest mi potrzebny ani kosciol a juz szczegolnie ksiadz
Oceń 4 odpowiedz

Zgłoś do moderacji
Dziękuję za ciekawą rozmowę. Nigdy nie czuję się urażony dostąpiwszy czyjejś życzliwości:) To czy ktoś przekazuje ją w formie łaski Bożej, Bożego błogosławieństwa czy też zwykłego pozdrowienia nie jest dla mnie tak istotną sprawą. Najważniejsza jest intencja tego kogoś i nastawienie.
Pozdrawiam
Oceń odpowiedz

Zgłoś do moderacji
cóz ja mam biedny zrobić skoro w pełni z Tobą się zgadzam? Mam dokładnie taki sam pogląd , ale nie światopogląd. Życzę miłego dnia i błogosławieństwa Bożego, o ile Cię to nie obraża. Wszystkiego dobrego.
Oceń odpowiedz

Zgłoś do moderacji
Niezbyt pewny odpowiedzi profesor mówi: "Oczywiście, że istnieje. Dostrzegamy je przecież każdego dnia. Choćby w codziennym występowaniu człowieka przeciw człowiekowi. W całym ogromie przestępstw i przemocy, obecnym na świecie. Przecież te zjawiska to nic innego jak właśnie zło.
Na to student odpowiada:
"Zło nie istnieje panie profesorze, albo też raczej nie występuje jako zjawisko samo w sobie. Zło jest po prostu brakiem Boga. Jest jak ciemność i zimno, występuje jako słowo stworzone przez człowieka dla określenia braku Boga. Bóg nie stworzył zła. Zło pojawia się w momencie, kiedy człowiek nie ma Boga w sercu. Zło jest jak zimno, które jest skutkiem braku ciepła i jak ciemność, która jest wynikiem braku światła". Profesor osunął się bezwładnie na krzesło.
- - - - Źródło: www.chrzescijanie.pl
Oceń 1 odpowiedz
Logowanie