Angelina Jolie, drzewo życia i postscriptum

Angelina Jolie, drzewo życia i postscriptum
br. Damian Wojciechowski SJ

Usunięcie piersi przez Angelinę Jolie przyciągnęło uwagę mediów  nie tylko ze względu na to, że jest ona znaną aktorką, lecz także ze względu na jej motywację.

Jak wiadomo, wiele kobiet dokonuje operacji piersi, by zwiększyć ich rozmiar. Zresztą, operują nie tylko piersi. Nie jest to zresztą nic nowego: jeszcze na początku XX wieku miliony Chinek, żeby mieć piękne stopy, krępowały je w ten sposób, by ulegały deformacji (tzw. "złoty lotos"). Przez ten zabieg zostawały inwalidkami do końca życia. W północnej Tajlandii w plemieniu Karen do dnia dzisiejszego kobiety zakładają obręcze na szyje, aby je wydłużyć i być pięknymi. Zresztą i w Polsce widać wiele dziewcząt z ogromnymi tatuażami i piercingiem we wszystkich możliwych częściach ciała.

Motywacją Angeliny Jolie nie była jednak uroda. Jak przyznała aktora, zrobiła to prewencyjnie ze względu na strach przed chorobą nowotworową, co, rzecz jasna, oznacza także strach przed śmiercią. Chodziło więc o walkę z cierpieniem i śmiercią. Być może jest to zwiastun szerszego zjawiska: kuracji odmładzającej przy pomocy wymiany organów. Co raz więcej mówi się przecież o hodowli tkanek i całych organów - mogą one służyć nie tylko na zamianę chorych i uszkodzonych, lecz także mogą być użyte prewencyjnie, by wymieniać stare organy, bardziej podatne na choroby.

Jak wiadomo "życie jest śmiertelną chorobą przenoszoną drogą płciową". Martin Heidegger nazwał to krócej: "Sein zum Tode" - czyli "bycie ku śmierci". Nasze życie jest nakierowane na śmierć - nosimy ją w swoim ciele. Każdy z nas boi się śmierci i cierpienia, które jest śmiercią "na raty". Nikt nie chce cierpieć i nikt nie chce umierać. Weszły one do naszego życia nie po naszej natarczywej prośbie, lecz są skutkiem grzechu, który dotknął nie tylko nas, lecz cała przyrodę (wszechświat). Tajemnica to jest wielka.

DEON.PL POLECA

W środku raju rosło drzewo życia i Bóg nie tylko pozwolił człowiekowi zrywać jego owoce, lecz nawet wręcz go do tego zachęcał. Życie było nieskończone i wieczne. Po tym, jak człowiek wystąpił przeciw Bogu, ponieważ sam chciał decydować, co jest dobre, a co złe i stać się Bogiem dla samego siebie, spotkało go kilka niemiłych konsekwencji.

Po czym Pan Bóg rzekł: «Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki». Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia. Rdz 3, 22-24

Dlaczego pan Bóg uniemożliwił człowiekowi dalsze korzystanie z owoców drzewa życia? Czyżby zazdrościł człowiekowi wiecznego życia i wiecznego szczęścia? To pewnie zasugerowałby wąż, ponieważ już w przypadku drzewa poznania dobra i zła "rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie!  Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło». ( Rdz 3, 4-5)

Człowiek niestety nie został Bogiem, co sugerował szatan, lecz doświadczył tego, czym jest zło, którego szczytem jest cierpienie i śmierć. Jeśli Bóg pozostawiłby człowieka w raju i pozwolił mu dalej jeść owoce drzewa życie, to wtedy cierpienie człowieka i jego śmierć trwałyby wiecznie.

Uniemożliwiając kurację odmładzająca przy użyciu owoców drzewa życia, Bóg ratuje nas od wiecznego cierpienia. Nasza śmierć cielesna jest ratunkiem przed wiecznym cierpieniem. Czy rzeczywiście człowiek dotknięty grzechem i jego konsekwencjami mógłby żyć wiecznie? Czy takie życie nie byłoby wieczną męczarnią? I tak śmierć, która przyszła do człowieka poprzez grzech i jest sama w sobie złem, została przez Boga wykorzystana dla naszego dobra. Zło cierpienia i śmierci tkwi w tym, że są bezsensowne i tylko Bóg ma moc nadać im sens: ze zła wyprowadzić dobro.

Czy ludzkość  będzie szukać nieśmiertelność i sposobów ucieczki przed cierpieniem? Niewątpliwie będzie, ponieważ śmierć i cierpienie są absolutnie przeciwne naszej naturze. Usunięcie piersi przez Angelinę Jolie jest zapewne jakimś znakiem pokazującym nowy etap zmagania się człowieka ze swoją śmiercią, próbą oszukania jej. Czy jednak podskakiwanie człowieka pod drzewem życia z wyciągniętymi rękami przyniesie oczekiwany rezultat? Pismo Święte  twierdzi, że nie. Czy mamy się z tego powodu martwić? Odpowiedź na to pytanie jest sercem Dobrej Nowiny.

Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.  Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Mt 16, 24-26

Dla człowieka niewierzącego śmierć może być rozpaczą i rezygnacją. Dla wierzącego natchnieniem mogą być słowa Jana Pawła II: "Pozwólcie mi odejść".

W związku z komentarzami i pytaniami Szanownych Czytelników postscriptum

Zostawmy sprawę mastektomii  Angeliny Joli na stronie, bo rzeczywiście jest to przypadek graniczny i niejednoznaczny.

Jeden z czytelników napisał:  "Wbrew pozorom przekonanie, że ludzie chcą żyć wiecznie na ziemi to mit. Z biegiem życia coraz bardziej myślą o śmierci jako naturalnym uwieńczeniu rosnących niedostatków ciała i ducha." Mieszkam w klasztorze, w którym jest  infirmeria - taki mały szpitalik dla starszych zakonników. W zeszłym roku umarł najstarszy o. Stanisław - miał 102 lata. Wcześniej mówił, że tyle właśnie chce przeżyć, jednak w ostatnim roku zmienił zdanie i zaczął mówić, że 112 to dobra liczba. Nie jeden raz widziałem, jak człowiek mimo podeszłego wieku, chorób i niedołężności chce żyć i żyć. W człowieku są dwie przeciwstawne tendencje: chęć życia (strach przed śmiercią) i zmęczenie życiem (pragnienie odejścia). Do tej pory sama natura rozwiązywała ten dylemat. W naszej infirmerii moi współbracia, którzy zazwyczaj prowadzą zdrowy tryb życia, umierają jedni od chorób (trochę wcześniej), inni "na starość" - w okolicach 80-90 lat. Co zresztą potwierdza Pismo Święte: Miarą naszych lat jest lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt (Ps 90).

Prawdopodobnie w najbliższej przyszłości będzie można wyhodować organy i tkanki, tak że możliwa będzie ich wymiana wyłącznie w celach profilaktycznych i odmładzających. Załóżmy, że terapia  genetyczna (lub coś innego) pozwoli  zahamować starzenie się komórek. Problemem pozostanie kwestia regeneracji mózgu, bo to on na starość zaczyna przede wszystkim szwankować. Czy da się to zrobić? Pytanie otwarte. Być może trzeba będzie też "resetować" mózg?

W wyniku postępu medycy będzie można przedłużyć życie człowieka do powiedzmy 240 lat. Powstaną kliniki, gdzie tacy ludzie będą żyli. Oczywiście dotyczyć to będzie tylko ludzi bogatych, większość biednego świata będzie umierać około 60-70 roku życia. W tych klinikach oczywiście będą przypadki, że ktoś zdecyduje się na eutanazję, innych będą uśmiercać bo skończą się pieniądze lub inflacja podskoczy.

I teraz pytanie dla czytelników:

1. Jaki będzie miało wpływ tak długie życie na psychikę człowieka, na jego życie duchowe?
2. Jak to wpłynie na społeczeństwo?
3. Czy starzenie się organizmu (i ostatecznie śmierć) jest chorobą, która trzeba zwalczać, czy też wpisane jest w naszą naturę?
4. Czy posiadanie nowego narzędzia (medycyna jest narzędziem!) i użycie go do przedłużania życia jest w każdym wypadku korzystne dla nas? Czy samo zaistnienie nowej technologii oznacza, że każdy sposób, w jaki się ją wykorzystuje, jest dla człowieka pożyteczny?
5.  Czy to dobrze dla samego człowieka, że będzie mógł sam podejmować decyzję o swojej śmierci lub przedłużeniu życia? Czy człowiekowi wyjdzie na dobre, że będzie miał taką władzę nad samym sobą?
6. I pytanie od jednego z czytelników: "A w dodatku, dla nas katolików jest jeszcze jedno pytanie. Gdzie w tym wszystkim umieszczamy Boga?"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Angelina Jolie, drzewo życia i postscriptum
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.