Bezczelność w sprawie krzyża

Bezczelność w sprawie krzyża
Bezczelność w sprawie krzyża (fot. PAP/Tomasz Gzell)

Jarosław Gowin łaja biskupów, że umywają ręce w sprawie krzyża. Krzyż nigdy nie może nie być sprawą biskupów; wezwanie, aby politycy sami rozwiązali ten problem to trochę gest Piłata – peroruje poseł PO. W bezczelności przebija go rzecznik rządu, Paweł Graś, który stwierdził, że nie doczekaliśmy się ze strony Kościoła, aby zajął w sprawie krzyża odpowiedzialną postawę.

Dlaczego postawę Gowina i Grasia uważam za bezczelną? Ano dlatego, że jest to próba przerzucenia odpowiedzialności za społeczno-polityczny problem na barki biskupów, by ochronić w ten sposób „swoich” przed przykrością podejmowania trudnych decyzji.

Nie dość przypominania prostych faktów. Krzyż został postawiony przez harcerzy (nie przez ksieży) jako znak narodowej żałoby po katastrofie smoleńskiej. Bronisław Komorowski rozpętał sprawę stwierdzając (bez żadnych uzgodnień z Kościołem), że krzyż trzeba przenieść. Następnie atmosferę podgrzali nie biskupi, ale politycy PiS-u.

To Kancelaria Prezydenta (a nie Kościół) skompromitowała się wieszając cichaczem tablicę z napisem o dziwnej treści. Krzyż stoi nie na terenie kościelnym, ale przy Pałacu Prezydenta. Dyskusja o krzyżu jest ściśle związana z tym, czy, gdzie i jak mają być w Warszawie upamiętnione ofiary katastrofy. Decyzje w tej sprawie należą do Kancelarii Prezydenta i do władz miasta Warszawy, a nie do episkopatu. Spór o krzyż przed pałacem Prezydenckim nie dotyczy wiary w Jezusa Chrystusa, ale dotyczy przede wszystkim stosunku do prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ergo, sprawa jest społeczno-polityczna, a nie ściśle religijna.

DEON.PL POLECA

Niech stosowne władze zaczną podejmować i realizować decyzje i niech przestaną wsłuchiwać się w głosy speców od PR doradzających, na kogo by tu zwalić problem. To prezydent i władze miasta mają powiedzieć jednoznacznie, jakie mają zamiary w tej sprawie. To władze mają określić, czy tzw. obrońcy krzyża mają prawo stać na Krakowskim Przedmieściu czy też nie. Jeśli tak, to niech sobie stoją nawet całą zimę. A jeśli nie, to niech władza stanie na straży prawa i podejmie odpowiednie działania. To nie biskupi są od pacyfikowania ludzi przekonanych o swych racjach. Argument, że w latach 80-tych Kościół angażował się w problemy społeczne, to i teraz w sprawie krzyża powinien, jest bałamutny. Wtedy była „komuna”, a teraz mamy demokratycznie wybrane władze, które powinny rządzić.

Kościół w sprawach prawd wiary i podstaw moralności musi być jednoznaczny. A w wielu innych kwestiach w Kościele mają prawo współistnieć różne opinie. Wrogowie Kościoła albo pożyteczni idioci zdają się myśleć na odwrót: w sprawach dogmatów i moralności mile są widziane różne stanowiska w Kościele, ale już w politycznej kwestii krzyża pod Pałacem Prezydenckim stanowisko powinno być – ich zdaniem – jedno. Tymczasem w sprawie tego krzyża katolicy mogą mieć różne, sprzeczne między sobą, opinie. Biskupi nie muszą, a nawet nie powinni formułować w tej kwestii jednoznacznego stanowiska, bo sami mogą i de facto mają w tej kwestii różne zdania. Myli się Gowin twierdząc, że każdy krzyż dotyczy bezpośrednio biskupów. Ludzie stawiają krzyże przy różnych okazjach (np. krzyże przy drogach jako znak czyjejś śmierci w wypadku samochodowym) i biskupi nie muszą w każdej takiej sprawie formułować jednoznacznego stanowiska.

Biskupi apelują – i słusznie – o poszanowanie krzyża. Można mieć diametralnie inne zdanie niż tzw. obrońcy krzyża, ale nic nie usprawiedliwia tego, by przy krzyżu pod Pałacem Prezydenckim „robić sobie jaja”, ustawiać krzyż z puszek po piwie „Lech”, oddawać mocz w kierunku krzyża itp. By przerwać to bezczeszczenie krzyża, który jest m.in. symbolem żałoby po tragedii pod Smoleńskiem, potrzebne są decyzje i działanie władz państwowych, a nie uwłaczanie biskupom.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bezczelność w sprawie krzyża
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.