Nie zamierzam kłaść się do grobu [ROZMOWA]

Nie zamierzam kłaść się do grobu [ROZMOWA]
(fot. shutterstock.com)
Monika Burczaniuk/ ks. Krzysztof Sendecki

- Pod ziemią nie ma człowieka. Tam jest tylko ciało. Życie wieczne to będzie duża aktywność. Jak Jezus pokazywał miłość, to nie kładł się pod drzewem - mówi ks. Krzysztof Sendecki, dyrektor hospicjum.

Monika Burczaniuk: Co to znaczy umierać?

DEON.PL POLECA




Ks. Krzysztof Sendecki: To znaczy przejść drugi raz. Przecież nie wzięliśmy się na tym świecie znikąd. Jestem pewny, że umieranie to przejście na spotkanie z Bogiem. On będzie czekał na każdego z nas jak na zwycięzcę. Kogoś ukochanego i wyczekiwanego. Dla mnie umieranie to jest tylko moment, który rozpoczyna się na ziemi, ale się nie kończy. Nie wyobrażam sobie, że ja 3 minuty temu z kimś rozmawiałem, a teraz on przestał oddychać. Nie żyje. I co, wszystko się skończyło? Dla mnie to za mało.

Śmierć jest bardzo brutalnym, trudnym momentem, ale niczego nie kończy. Po to jest Wielki Piątek, żebyśmy to zrozumieli. Tam się nic nie skończyło, a tak naprawdę wszystko się zaczęło. W Wielkim Piątku jest mnóstwo bólu, ale  po Liturgii pojawia się taka nadzieja, że chciałoby się wrócić. Może dlatego jest ta przedłużona Adoracja? Żeby jeszcze raz zobaczyć Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, pójść w Wielką Sobotę i zobaczyć, że On tam dalej jest. On nigdzie nie odszedł. I czeka na mnie. Takie mam doświadczenie śmierci.

Chyba Ksiądz tak nie mówi chorym?

Nie. Pytam ich czego się boją. Oni mówią, że boją się śmierci. Czego się Pan/Pani boi konkretnie? - pytam. Często padają takie odpowiedzi: Boję się samotności, że będzie bolało. Boję się ciemności, że będę leżeć pod ziemią. I wtedy trzeba odpowiedzieć na te pytania, "oswoić" trochę tę śmierć. Po to przyjmujemy sakramenty, żeby mieć świadomość, że nie jesteśmy sami. Nie będziemy sami, bo będzie z nami Bóg. Warto sobie przypomnieć jak jest po spowiedzi. Po dobrej, grubej spowiedzi, kiedy odchodzi się od konfesjonału można doświadczyć świętości.

A pod ziemią... tam już nie ma człowieka. Tam jest tylko ciało. Ja się nie zamierzam kłaść do grobu. Mam poważniejsze tematy do zrealizowania. Zamierzam spotkać się z Panem Bogiem. W ogóle myślę, że życie wieczne to będzie coś bardzo dalekiego od położenia się. To będzie duża aktywność. Bo miłość to aktywność. A to co przede wszystkim będziemy robić po śmierci to właśnie żyć w miłości.

Co to znaczy?

To znaczy, że jak Pan Jezus pokazywał nam miłość to nigdy nie kładł się pod drzewem. Pokazywał nam za to relację z Ojcem. Miłość zawsze prowadzi do wolności. Co to znaczy, że Chrystus kochał? Zawsze uwalniał od złego i wskazywał na niebo. Nie wycofywał się, ale wychodził naprzeciw.

I dla mnie miłość w niebie to będzie zapieprz. Zresztą z aktywnej miłości małżonków rodzą się dzieci. W miłości między przyjaciółmi też jest dynamika. Mam wrażenie, że dopiero w momencie zetknięcia się z chorobą ludzie uświadamiają sobie, że do tej pory tak naprawdę wcale nie żyli. Choroba mobilizuje człowieka do rachunku sumienia. Czy warto było żyć tak jak do tej pory? Czy czegoś nie zaniedbywałem?

Będziemy rozliczani z tego, co zrobiliśmy dobrego. Choroba to taki egzamin z miłości, którą daliśmy. Często to też okazja, żeby się zatrzymać i rozejrzeć wokół - nie na to, co ja mam, ale - kogo mam. Co zostaje w chorobie? Woda, pościel, kawałek szafki i bijące serce. Im mocniej kochałeś na ziemi życie, tym bardziej to życie obdarzy cię miłością. Im bardziej kochałeś ludzi, tym bardziej ta miłość będzie się rozszerzała.

Ludziom chorym, którzy bardzo kochali, miłość nigdy nie pozwoliła, by byli sami. Pamiętam taką starszą panią - bardzo dobrą, ale też bardzo konkretną. Jak ktoś mówił źle o księdzu, zaraz go zjechała. I to równo. Jak widziała kogoś biednego, to natychmiast reagowała. Była zdecydowana. Nic nie miała. Wszystko rozdała, do tego stopnia, że na koniec życia pomieszkiwała w przytulisku. Ale kiedy odchodziła z tego świata, wszyscy mówili: to jest nasza babcia. O to mi chodzi w tej miłości. Nie miała nic, ale miała kochające serce.

Podoba mi się ta Księdza "metoda na szczęście" - tu i teraz.

Tak, ważne jest tu i teraz. Nie wiem, czy jutro jeszcze będę żył. Skąd wiem, że w tym momencie nie idzie mi z łydki jakiś zator? Ważne, że ja teraz z Panią rozmawiam. Zawsze to powtarzam ludziom: ten moment jest najważniejszy, zapamiętajcie to sobie. My przegapiamy to, co jest tu i teraz, a patrzymy, co będzie za tydzień. Fajnie jest żyć przyszłością, warto mieć plany. Ale nauczmy się szanować dzień dzisiejszy, bo jak się nie nauczymy to jutro może i będzie, ale bardzo smutne.

Jednak chorzy chyba skupiają się bardziej na tym, co było niż na tym, co będzie.

Dlatego zachęcam ich do spowiedzi, żeby odciąć historię, która była. Bo oni niepotrzebnie wracają do tych złych wspomnień. Pytają: Czy ja czegoś nie przegapiłem? Czy czegoś nie zrobiłem źle?. Chcą móc dzisiaj powiedzieć: Jestem na tyle dobry, że jeśli to życie wieczne jest - to na nie zasługuję.

Ale to jest bez sensu!  Właśnie po to Chrystus przyszedł na ziemię, żeby wziąć na krzyż nasze słabości. Tylko trzeba wejść z Nim w relację. I to jest spowiedź. Dlatego, kiedy ktoś się wyspowiada mówię mu: już nie grzeb w popiołach. Zostaw to. Diabeł będzie Cię próbował zawracać. Nie ma sensu zastanawiać się, co mogliśmy zrobić lepiej lub gorzej. Chrystus to odciął. Pan Bóg nigdy nie pamięta naszych grzechów. Miłość nie pamięta złego, nie cofa się. Miłość idzie do przodu.

Jaka historia przemiany pod wpływem choroby zrobiła na Księdzu największe wrażenie?

To był człowiek, który miał wyrok dożywocia za zabicie i to bardzo brutalne, dwóch osób. Na początku w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać. Więc przychodziłem i go błogosławiłem. Wiedziałem, że tylko Pan Bóg może go dotknąć. Poprosiłem jeszcze innego księdza, żeby się za niego modlił.

Ten ksiądz chodził dookoła hospicjum i codziennie odmawiał w jego intencji Koronkę do Bożego Miłosierdzia i różaniec. I tylko pytał: Już chciał się z Tobą spotkać? Mówiłem, że jeszcze nie, a ten ksiądz dalej się modlił. A ja szedłem z Komunią świętą do drugiego pacjenta, który leżał z nim na sali, a jego błogosławiłem. Przychodziłem, błogosławiłem i nic nie mówiłem.

Pewnego dnia, zapytałem go: Chce się Pan wyspowiadać? Bo więcej może nie być takiej okazji. I on powiedział: Chcę. Wyspowiadałem go, a potem poprosiłem, żeby chociaż raz pozwolił mi zawieźć się na Mszę świętą do kaplicy. Zgodził się. Kiedy wyjeżdżał z tej Mszy świętej poprosił, żeby mógł codziennie w niej uczestniczyć. I tak było do ostatniego dnia jego życia.

Najczęściej ta przemiana dotyka nie tylko chorego, ale też jego otoczenia.

Chyba miesiąc temu, była u nas kobieta z czworgiem dzieci. Był z nią mężczyzna, który nie był jej mężem. I ten pan był przy niej dzień w dzień. Od rana do wieczora. Towarzyszył jej, zajmował się dziećmi. Zmienił się nie do poznania. Mówił, że w życiu nie przeczytał tylu książek religijnych. Brał je z naszej biblioteki i czytał jej, sam czytał. Spał przy niej.

Codziennie uczestniczył we Mszy świętej, a ona z dnia na dzień gasła. W końcu umarła. Jej matka pod wpływem tych wydarzeń odstawiła alkohol i wzięła do siebie dzieci. One zmobilizowały ją do życia, stały się dla niej motywacją. Niesamowita przemiana na ludzi pokory. Takich historii jest mnóstwo i każda z nich to jakaś przemiana.

Ale nie trzeba czekać na chorobę, żeby się zmienić.

Każde doświadczenie naszego życia może być takim, które przemienia. Oczywiście to nie jest takie proste. Tego trzeba cały czas się uczyć, ciągle sobie przypominać. Pamiętaj, że masz się zająć TĄ CHWILĄ. Ta chwila, która trwa jest najważniejsza. Nie lekceważ człowieka, który jest obok. Dzisiaj jest dzień, ten moment. I on już nigdy się nie powtórzy. To jest największy dar, że Pan Bóg mnie dokładnie zaplanował w tej chwili, w tym czasie, w tym miejscu. Nie ma przypadków. Ktoś to wszystko zaplanował.

*

Jak wesprzeć hospicjum, w którym posługuje ks. Krzysztof Sendecki? 

Dom Hospicyjno - Opiekuńczy Caritas
im. Bpa Czesława Domina
ul. Wiejska 9
76 - 150 Darłowo

nr konta bankowego:11 8566 0003 0001 4140 2000 0001

Więcej o hospicjum przeczytacie TUTAJ >>

ks. Krzysztof Sendecki - fan piłki nożnej, ksiądz diecezji koszalińsko - kołobrzeskiej. Od 2012 roku dyrektor Hospicjum im. bp. Czesława Domina w Darłowie. W ciągu posługi kapłańskiej "przeprowadził na drugą stronę" około 700 osób

Monika Burczaniuk - z wykształcenia dziennikarka, pasjonują ją ludzie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Maria Miduch

Biblia – historia zakochanego Boga

Dlaczego w drzewie genealogicznym Jezusa znajdziemy imiona Tamar, Rachab czy Batszeby, mimo że tradycyjne rodowody raczej pomijały kobiety? Dlaczego wbrew starożytnym obyczajom to właśnie one miały często decydujący wpływ na...

Skomentuj artykuł

Nie zamierzam kłaść się do grobu [ROZMOWA]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.