Modlitwa samotnej kobiety

Modlitwa samotnej kobiety
(fot. shutterstock.com)
Logo źródła: L'Osservatore Romano Elena Buia Rutt

Kobiety w Kościele są bardzo samotne - są samotne, jak dobrze wyjaśniła to Dorothy Day, także kiedy są mężatkami i mają dzieci - pisze teolożka Lucinda M. Vardey.

U pisarki i teolożki Lucindy M. Vardey uderza niski ton głosu, dyskretna elegancja w sposobie ubierania się, a przede wszystkim łagodne i przenikliwe spojrzenie, zawieszone między ziemią a niebem. Jej życie upływało i nadal upływa pod znakiem zmiany i wewnętrznej odnowy, od czasu kiedy ta odnosząca sukcesy kobieta interesów, stojąca na czele międzynarodowej spółki, postanowiła zmienić życie: «Była we mnie jakaś część, która pragnęła bezruchu, samotności, ciszy», wyjaśnia w sposób naturalny.

DEON.PL POLECA




«Postanowiłam zatem sprzedać swoją spółkę i wyjechać na studia na Wschód. Odczuwałam potrzebę zrobienia czegoś ze swoim ciałem. To było uczucie, jakbym do tamtej chwili cała była w głowie; my, kobiety, myślimy, że aby coś osiągnąć, musimy używać głowy, lecz w rzeczywistości, będąc kobietami, przeżywamy w ciele nie tylko doświadczenie macierzyństwa, poprzez ciało również postrzegamy i poznajemy. To, czy coś jest słuszne czy niewłaściwe, kobieta czuje najpierw w swym wnętrzu.

Moje ciało pobudziło mnie do potraktowania na serio przesłań, jakie mi wysyłało: przesłań lub sposobów, w jakie Bóg próbował do mnie mówić».

Na Wschodzie Lucinda spotyka osoby wyznające różne religie, które łączy jednak to, że poświęciły życie Bogu, choć nazywanemu wieloma imionami: «Spędziłam w aszramie trzy albo cztery lata i zrozumiałam, jak bardzo duch jest wcielony w ciało. Po czym zaczęłam prowadzić rekolekcje, praktykując jogę. Joga w wydaniu zachodnim uważana jest głównie za ćwiczenie relaksacyjne, jednak wcale tak nie jest - jest natomiast systematyczną praktyką zjednoczenia z pierwiastkiem boskim».

Ciało ze swoim językiem jawi się po raz kolejny jako narzędzie poznania i percepcji Boga, stając się czynnikiem nowego przełomu w życiu Lucindy: «W pewnym momencie moje ciało zaczęło odmawiać wykonania jakiegokolwiek ruchu, i od razu zrozumiałam, że była to tak zwana choroba mistycyzmu, której objawy znalazłam opisane w wielu żywotach świętych. Doświadczałam wewnętrznej przemiany, pod kierunkiem Jezusa Chrystusa.

Przyszło mi spędzić blisko półtora roku w łóżku, i nie mogłam wiele robić, jak gdyby została mi dana sposobność nierobienia niczego innego poza modleniem się. Tak więc nauczyłam się modlić w sposób głębszy, praktykować modlitwę słuchania, milczenia, robienia podsumowań».

I znów Bóg wziął w ręce ster życia teolożki i kieruje nim w sposób początkowo niezbyt jasny i zaskakujący. Lucinda nie stawia oporu powołaniu i stara się zestroić możliwie jak najbardziej z częstotliwością fali transcendencji, aby wychwytywać sygnały i rozpoznać drogę, którą ma iść:

«Miałam wiele problemów z sercem - kontynuuje - lecz kiedy poszłam do kardiologa, okazało się, że nie ma żadnej choroby; wtedy zrozumiałam intuicyjnie, że moje serce było przeznaczone do czegoś, i musiałam tylko w to wierzyć, choć było to bardzo trudne. Patrząc wstecz, mogłabym powiedzieć, że ta choroba była wielką przygodą, wielką szansą, bowiem wydawało mi się, że zostałam posłana do szkoły - do szkoły Pana, który chciał mnie dla siebie bez rozproszeń. Również mój mąż, teolog, zrozumiał, że dokonywała się głęboka przemiana, i pomógł mi oraz dał wielkie wsparcie. Jako kobieta zamężna byłam w bardzo korzystnej sytuacji, zarówno pod względem materialnym, jak i dlatego, że mogłam dzielić się z mężem tym, co się wydarzało».

Zaczyna się zatem długi okres milczenia, słuchania, kontemplacji; w Toskanii, w miejscach bliskich św. Franciszkowi Lucinda zaczyna prowadzić rekolekcje modlitewne: «Podczas tych rekolekcji przyglądaliśmy się żywotom świętych kobiet, takich jak Katarzyna ze Sieny, Klara z Asyżu, Małgorzata z Città di Castello i Weronika Giuliani, ksieni klarysek z klasztoru w Città di Castello».

Właśnie w dniu święta św. Weroniki, 9 lipca, kiedy otwierały się kraty i siostry klauzurowe wychodziły na Mszę św., wydarzyło się coś, co na nowo ukształtowało życiową drogę Lucindy: «Tamtego dnia w istocie ja również miałam iść na Mszę św., ale było gorąco i nie chciało mi się; wiedziałam jednak, że Bóg zawsze zostawia nam wolność wyboru, i do nas należy zrozumienie Jego wezwania».

Zdając się znów na swoją intuicję, która dawała przeczucie, że czeka ją coś decydującego, Lucinda poszła na Mszę św., i tam pewna zakonnica, bardzo drobna, która pojawiła się nieoczekiwanie nie wiadomo skąd, usiadła przy niej i zaczęła do niej mówić: «Zapytałam ją o sytuację jej wspólnoty, a ona, jakby nie usłyszała mojego pytania, odpowiedziała, że w świecie panuje wielkie cierpienie.

Potem przyszedł biskup, Msza św. była bardzo piękna, i na koniec drobna zakonnica uściskała mnie i ucałowała, jakby mnie znała, i powiedziała, że będzie się za mnie modlić, bo bardzo potrzebuję modlitwy. Po czym zniknęła, dosłownie zniknęła. Czułam, że coś się we mnie wydarzyło; mogę to określić jako cud, bowiem cuda są znakami, że coś się wydarza - są to znaki, które pojawiają się w naszym zwyczajnym życiu, nie są czymś dziwnym, jak zazwyczaj się uważa».

Dwa dni po tym spotkaniu Lucinda odczuła wyraźnie w swym wnętrzu, że powinna powołać do życia wspólnotę kobiet, afiliowaną do klasztoru klauzurowego w Città di Castello. Po licznych rozmowach, spotkaniach, podróżach i modlitwach jej projekt wreszcie się stał się jasny i nabrał kształtów: nie w Toskanii, gdzie miało miejsce powołanie, ale w Toronto - tam powstała wspólnota Kobiet Kontemplujących św. Anny.

«Jest nas w sumie 18 kobiet, pochodzących z różnych stref miasta. Jesteśmy afiliowane do archidiecezji Toronto i wybrałyśmy ojców bazylianów na naszych kierowników duchowych i doradców. Spotykamy się, modlimy i studiujemy żywoty i pisma świętych kobiet, zwłaszcza świętych doktorów Kościoła. Zgłębiamy ich życie, ich środowisko rodzinne, ich teologię i szukamy podobieństw lub różnic w ich biografiach czy w pismach. Odmawiamy po południu oficjum, kiedy się gromadzimy. Jesteśmy jakby klasztorem bez murów».

W metropolii, takiej jak Toronto, wspólnota stanowi oazę, w której można wykroić chwile na kontemplację i bliskie obcowanie z tym, co Boże, w społeczeństwie opierającym się na wartościach pragmatycznych, dalekich od doświadczenia duchowego.

«Modlitwa - kontynuuje Lucinda - skupia się głównie na ‘aspekcie kobiecym’. Oznacza to, że my, kobiety, jesteśmy świadome tego, iż żyjemy w Kościele zbudowanym na wartościach męskich, i choć nie mamy nic przeciwko temu, uważamy, że potrzebna jest większa komplementarność. Kobiety w Kościele są bardzo samotne - są samotne, jak dobrze wyjaśniła to Dorothy Day, także kiedy są mężatkami i mają dzieci, bowiem nie mają jakiejś wspólnoty, w której mogłyby uzyskać zrozumienie i pokierowanie. Otóż po czterech czy pięciu latach kobiety ze Wspólnoty św. Anny zaczęły poznawać same siebie i się wypowiadać: są zupełnie innymi osobami, są bardziej świadome i żywotne».

«Droga kobieca» jest istotą duchowego doświadczenia Lucindy Vardey, według której «w każdym mężczyźnie i każdej kobiecie współistnieją dwie siły; siła kobieca kontemplacji, i męska siła działania, które w taoizmie nazywane są pierwsza yin, druga yang. U kobiet dominuje pierwiastek żeński yin, ale jest obecny także męski; to samo odnosi się do mężczyzn, u których przeważa element yang, ale nie jest wszystkim. Wzrost istoty ludzkiej następuje przy świadomości drugiej strony, która w nas żyje».

Także Bóg, zdaniem teolożki, ujawnia pewien aspekt żeński:

«Przykładem żeńskiej strony Boga jest Jezus Chrystus na krzyżu, całkowicie unieruchomiony, ukrzyżowany, nagi, ale troszczący się o innych do samego końca. Nie chcę w ten sposób dzielić Boga na dwie części, ale raczej zbytnio Go nie maskulinizować. Postrzegam Boga stwórcę jako matkę, która daje życie nieustającemu procesowi narodzin».

I do tego Boga stwórcy kieruje się modlitwa kobiety, u której uderzają głębia i naturalność, podyktowane widoczną zażyłością z boskością:

«Modlitwa stanowi dla mnie świadomość, że Bóg musi być we wszystkim. Modlę się regularnie co najmniej trzy albo cztery godziny dziennie, w ciszy. Ofiarowuję moją pracę ku większej chwale Boga, modlę się, kiedy piszę albo przed płaceniem rachunków; modlę się przede wszystkim pobudzana przez wdzięczność i aby prosić o radę, ukierunkowanie. Żyję życiem w głównej mierze kontemplatywnym, wychodzę tylko po to, aby pójść do wspólnoty lub na Mszę św. W domu mam małą kaplicę z ikoną, przed którą klękam wieczorem albo kiedy potrzebuję prosić Boga o pokierowanie. Ale członkom mojej wspólnoty mówię zawsze, że nie istnieją oficjalne pozycje czy miejsca modlitwy, ważne jest, by być gotowym na objawienie».

Życie Lucindy jest świadectwem kogoś, kto potrafił «być gotowy», i nadal tak właśnie żyje ona, pozwalając łagodnie kształtować się przez transcendentną wolę, w którą nieustannie się wsłuchuje i z którą żyje w harmonii.

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach L'Osservatore Romano

Lucinda M. Vardey, urodzona w 1949 r. w Londynie, jest autorką licznych książek, m.in. «The flowering of the soul: a book of prayers by women» (1999). Opiekunka niedawno powstałego w Toronto, w Kanadzie, stowarzyszenia świeckiego o nazwie The Contemplative Women of St. Anne, które poświęca się modlitwie i głębszemu poznawaniu świętych i mistyczek Kościoła, Vardey żyje dzisiaj między Kanadą a Włochami. W odpowiedzi na zachętę Papieża Franciszka, aby wypracować «głęboką teologię kobiet», zorganizowała na Uniwersytecie Urbanianum w Rzymie międzynarodowe seminarium, podzielone na trzy lata — pierwsze, pod hasłem «Serce», odbyło się w 2016 r., drugie, «Łzy» — w tym roku; odbywają się one zawsze w okolicach 29 kwietnia, święta św. Katarzyny ze Sieny

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Praca zbiorowa

Modlitwa, która zmienia życie. Krok po kroku.

Jeśli należysz do osób, które słyszały o Nowennie pompejańskiej, ale jeszcze jej nie odmawiały, najwyższa pora to zmienić.

Pompejanka jest zbiorem świadectw o cudach, nawróceniach i sytuacjach, które...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Modlitwa samotnej kobiety
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.