Bóg nie tylko na sianku

Bóg nie tylko na sianku
(fot. DrewVigal/flickr.com)

Wypada, aby w święta Narodzenia Pańskiego postawić sobie pytanie: Kto tak naprawdę leży w tym żłobie? No jak to, kto? W mojej głowie, jak w google’ach, natychmiast wyskakują same mądre formuły, bo przecież nie na darmo studiowałem teologię. To Dziecię jest Synem Bożym, Zbawicielem, prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Oddycham z ulgą. Radośnie śpiewam kolędy. Czuję się błogo. Jakież to proste. Niestety, tylko pozornie.

Bo oto otwieram Liturgię Godzin i czytam św. Jana od Krzyża: „Święci doktorzy wiele odsłonili z ukrytych prawd i tajemnic, a dusze święte zrozumiały je w tym życiu; jednakże większa ich część pozostaje jeszcze do wyjaśnienia i zrozumienia. Ileż to rzeczy można odkryć w Chrystusie, który jest jakby ogromną kopalnią z mnogimi pokładami skarbów, gdzie choćby nie wiem jak się wgłębiało, nie znajdzie się kresu i końca”.

I co się dzieje? Moja teologiczna zarozumiałość zaczyna się chybotać. Boję się, żeby się nie rozkraczyła. To, co wiem, jest kroplą w morzu. To, czego nie wiem, nie zna „kresu i końca”. Tylko intelektualna naiwność przekonuje mnie, że oswoiłem sobie grotę betlejemską. Wiara każe mi jednak szukać i zgłębiać, kopać i odkrywać. Gdyby nie św. Jan pewnie nigdy nie porównałbym siebie do duchowego górnika. Takiego umorusanego, spoconego i zmęczonego fedrowaniem w kopalni Bożych tajemnic.

Z ciekawości zaglądam do „Traktatu teologicznego” Czesława Miłosza. A nuż znajdę jakąś inspirację. W końcu to traktat teologiczny. I co czytam?

DEON.PL POLECA

„Katolickie dogmaty są jakby o parę centymetrów za wysoko, wspinamy się na palce i wtedy przez mgnienie wydaje nam się, że widzimy.

Ale tajemnica Trójcy Świętej, tajemnica Grzechu Pierworodnego i tajemnica Odkupienia są opancerzone przeciw rozumowi. (…)

Nie jest to jednak dostateczny powód, żeby szczebiotać o słodkim Dzieciątku Jezus na sianku”.

Myślę sobie, co ten Miłosz wypisuje, taki szczery do bólu. Nie lubi kolęd, czy co? Czytam jeszcze raz. Ni stąd, ni zowąd przypomina mi się św. Paweł: Chrystus ukrzyżowany to „głupstwo dla Greków” (Por. 1 Kor 1,23). I ogarnia mnie niepokój. Przechodzi zimny dreszcz. Krzyż i żłóbek? To nie te święta. Proszę mi nie psuć nastroju. Ale po chwili świta mi myśl, że może to nie przypadek? W końcu trochę naczytałem się tych kochających rozum Greków. Filozofowie też znaleźli sposób na uporanie się z zagadką Dzieciątka Jezus. Mają logikę i zasadę sprzeczności. Jeśli jesteś A, nie możesz równocześnie być B. Jak więc chrześcijanie mogą twierdzić, że w Chrystusie spotyka się to, co skończone, z tym, co nieskończone? Przecież to sprzeczność. Albo jesteś skończony albo nieskończony. Inaczej być nie może. I basta.

Otwieram Ewangelię, która mimo wszystko konfrontuje mnie z potrójnym paradoksem: nieskończony Bóg stał się człowiekiem. Potęga jest obecna w kruchości niemowlęcia. Dziecię jest objawieniem Niewidzialnego, bo Chrystus mówi:„Kto mnie widzi, widzi Ojca” (J 14, 9).

Zadziwiające, jak różnie ludzie zareagowali na przyjście Boga w bezbronnym dziecku. Nieszczęsny właściciel betlejemskiej gospody (w jasełkach utożsamiony niemal z Judaszem), zamyka drzwi, bo mu chałupa pęka w szwach. A może chce mieć trochę świętego spokoju. Maryja patrzy na to, co się dzieje i rozważa. Józef również milczy. Mędrcy ze Wschodu dostrzegają w tych narodzinach niesamowite wydarzenie i przynoszą Jezusowi dary (ale po co małemu dziecku mirra, kadzidło i złoto?) Symeon i Anna nie posiadają się z radości, bo spełniło się ich długoletnie oczekiwanie. Powszechnie pogardzani pasterze dziwią się, że aż anioł z nieba się do nich pofatygował, i co tchu biegną do Betlejem, by zobaczyć, „co się tam zdarzyło”. Całą stolicę na czele z Herodem ogarnia przerażenie, bo pojawił się rywal i trzeba z nim, coś zrobić. Matki betlejemskie płaczą i lamentują.

Słucham II Symfonii „Bożonarodzeniowej” Krzysztofa Pendereckiego. To dzieło monumentalne, porażające, przepełnione głębokimi emocjami, nasycone ciemnymi barwami tonów. W tle co pewien czas pojawia się motyw z kolędy "Cicha noc". W tych dźwiękach potęga, bezkres, nieskończoność zstępuje na ziemię ogarniętą mrokiem. Cała ziemia drży, niebiosa są wstrząśnięte. Wydaje się, jakby niebo rozstępowało się w bólach porodu.

I znowu pojawia się św. Paweł: „Chrystus Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2, 6-7). Całe życie Jezusa od poczęcia po śmierć, wespół z Jego uniżeniem, jest objawieniem Boga. Zawsze zdumiewała mnie ta pokora Boga.

Św. Tomasz z Akwinu pisze pod koniec swego życia: „Bóg jest ponad wszystkim cokolwiek moglibyśmy o Nim powiedzieć lub pomyśleć”. Jednak tam, gdzie rozum zaczyna kapitulować, wyobraźnia spieszy nam z pomocą. Św. Ignacy Loyola wierzy, że dzięki tej władzy duszy możemy przekroczyć bariery czasu i przestrzeni, nawiązać głębszy i osobisty kontakt z Bogiem.

Nie zapomnę nigdy jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie kontemplacja Narodzenia Chrystusa podczas rekolekcji ignacjańskich. W tej formie modlitwy św. Ignacy każe przyjąć rekolektantowi postać sługi, który uważny jest na każde skinienie Maryi lub Józefa. Patrzy i słucha, ale również pomaga, jeśli trzeba. A nawet bierze małego Jezusa na ręce. Ten prosty gest, na przekór moim początkowym obawom, przełamał lody w mojej relacji do Boga. Od tamtego momentu, to już nie jest Bóg grzmotów, błyskawic i ognia. Wtedy dotknąłem Boga, który jest bliski, cichy, prosty. No może co pewien czas zapłacze. Wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, aby wziąć Dziecię Jezus na ręce. Chyba nie miałbym odwagi. Ignacy jednak wie, jak zbliżyć człowieka do Boga.

Życzę sobie i wszystkim, aby ponownie urzekła nas tajemnica bliskości i oddalenia Boga, kochającego życie i każdego człowieka.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg nie tylko na sianku
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.