Ulf Ekman: poruszenie Ducha Świętego

Ulf Ekman: poruszenie Ducha Świętego
Ulf Ekman z żoną Birgittą (fot. ulfekman.org)
Ulf Ekman

Wierzę, że Duch Święty to czyni i nie ustanie w swoim dziele w Kościele. Naciski ze strony świata pokażą nam, jak ważne jest to, abyśmy byli razem.

Czego katolicy i protestanci mogą się od siebie nauczyć?

Nie ma wątpliwości co do tego, że wszyscy, zarówno katolicy, jak i protestanci, żyjemy w świecie pełnym wyzwań. Dotychczas Kościół sobie z nimi radził. Nie oznacza to jednak, że możemy osiąść na laurach, wręcz przeciwnie - musimy dać z siebie wszystko. Mamy jednak nadzieję w Jezusie Chrystusie; mamy nadzieję, że przez swoją śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie nadal ma On wielką moc - nie tylko w niebie, lecz także na ziemi.

Niepokojące sygnały, ale też pewne znaki pełne zachęty, można dostrzec zwłaszcza w Europie. Świat zachodni jest zanurzony w materializmie, karmi się nim; celem życia stał się hedonizm. To wszystko podkopuje jego korzenie. Europa, kontynent o pełnym dumy dziedzictwie chrześcijańskim, zapomniała o tych korzeniach i straciła swoją prawdziwą tożsamość. Jej mieszkańcy tracą w tej sytuacji cel życia. Kryzys finansowy i moralny ograbia zwłaszcza młodych ludzi z ich przyszłości, celu, sensu życia.

Jezus na wiele sposobów został odrzucony, zapomniany przez modernistyczne społeczeństwo. Obserwujemy zgubne konsekwencje odwrócenia się od Boga. Świecki styl życia kusi nawet chrześcijan, wielu z nich w Europie wstydzi się Ewangelii Jezusa Chrystusa i jej radykalizmu. Wahają się, czy prowadzić życie poświęcone Jezusowi, czy za Nim iść. Widzimy więc kontynent, który dystansuje się od Boga i pogrąża w materializmie, relatywizmie, hedonizmie, kulcie jednostki i często w desperacji. Uderza to zwłaszcza w młodych ludzi, którzy okradani są z przyszłości przez niespotykany dotąd poziom bezrobocia.

Trwanie w takiej desperacji, w beznadziei jest bardzo niebezpieczne - młodzi ludzie mają poczucie, że ich życie się marnuje i, co gorsza, nikt się tym nie przejmuje. Jest to sytuacja tragiczna zarówno dla pojedynczych osób, jak i dla całych społeczeństw. Nie możemy godzić się na marnowanie cennego życia młodych ludzi. To za nich umarł Jezus, Kościół musi więc dawać nadzieję, wiarę i życie temu nowemu pokoleniu, aby się nie zagubiło. Aby nie stało się sfrustrowane i obojętne na duchową rzeczywistość życia. Musimy nadać twarz miłości Ojca do wszystkich swoich dzieci i dosięgnąć tych ludzi mocą Ewangelii. Modlić się o nowe nawiedzenie Europy przez Ducha Świętego i go oczekiwać.

Poruszenie Ducha Świętego zaczyna się od modlitwy. Tak było zawsze. Właśnie w ten sposób w Wieczerniku został zapoczątkowany Kościół historyczny. Apostolski, ponieważ reprezentuje go Dwunastu; maryjny przez obecność Matki Bożej wśród nich; świecki, laicki, co symbolizuje liczba 120 zgromadzonych w Wieczerniku, czyli pełnie 12 pokoleń, cały Boży lud.

Jest też charyzmatyczny, bo Duch Boży zstąpił na nich jak potężny wiatr, i osobisty, ponieważ Duch zstępuje na każdą osobę. Z modlitwy wypływają pełne mocy działania Ducha Świętego. Trzeba jednak pamiętać, że modlitwa w Wieczerniku była pełna jedności. Jak czytamy w Dziejach Apostolskich 2,1: "Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu" - i to właśnie jest sedno tego wydarzenia: jeden umysł, jedno miejsce. Dzisiaj na ziemi możemy wskazać zasadniczo dwa Boże poruszenia. Pierwsze z nich to ruch wyjścia, odśrodkowy - są to wszystkie inicjatywy związane z misjami i ewangelizacją. Ostatnie stulecie to nie tylko czas męczeństwa, lecz także Ducha Świętego. I właśnie ze względu na Niego jest to również stulecie wielkich dzieł misyjnych, które na całym świecie przyciągnęły dosłownie miliony osób do zbawczego poznania Jezusa Chrystusa. Nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji tego obserwować. Drugi to ruch skupiający do wewnątrz, ruch jedności w Duchu i Prawdzie. Kiedy wychodzimy na zewnątrz, Duch Święty pociąga nas też do środka - za Jego sprawą odkrywamy jedność na nowo, doceniamy ją i jesteśmy do niej ciągnięci.

Tam gdzie był rozłam, mocą potężnego Ducha Świętego może pojawić się jedność. Gdzie były uprzedzenia, duma, strach, a może nawet nienawiść, mogą pojawić się jedność, miłość i współpraca. Wierzę, że Duch Święty to czyni i nie ustanie w swoim dziele w Kościele. Naciski ze strony świata pokażą nam, jak ważne jest to, abyśmy byli razem.

Zjednoczenie w Duchu i Prawdzie zaczyna się od odkrycia. Po nim następuje docenienie i dalej chęć podejścia jeszcze bliżej. W ten sposób rodzi się pewna forma wspólnoty, a zwieńczeniem tego procesu jest mocne duchowe zjednoczenie, komunia, a w końcu też jakaś forma struktury. Jedność bowiem ma zarówno aspekt wewnętrzny, jak i zewnętrzny. Jej osiągnięcie to proces długotrwały. Nawet jeśli wiele osób nie potrafi w nią uwierzyć, a niektórzy wprost się jej opierają, są w dalszym ciągu osoby, które głęboko pragną zobaczyć piękno Ciała Chrystusa, Jego pełnię i chwałę. Wszystko to dzieje się za sprawą Ducha Świętego.

Wszyscy więc musimy odsunąć od siebie pychę, głęboko w nas zakorzenioną podejrzliwość co do wzajemnych motywacji, patrzeć na siebie jako chrześcijanie w prawdziwym znaczeniu tego słowa, jako bracia i siostry w Chrystusie dzielący tę samą wiarę i ten sam chrzest. Musimy gorliwie szukać tego, co nas - protestantów i katolików - łączy, i to doceniać. Zróbmy to, zanim zaczniemy dostrzegać, co nas różni. Co mamy wspólnego? Chrystusa, Bożego Syna. Jego odkupienie, życie i zbawienie, które darował ludzkości. Czasami jednak zdajemy się zapominać, że mamy też wspólną historię, te same korzenie, tę samą przeszłość. Mamy wspólne objawienie. Wszystkie klasyczne dogmaty, kanony, układy pism i wyznanie wiary. Mamy też takie same fundamenty moralne i etyczne. Dzielimy te same doświadczenia życia w Chrystusie i życia charyzmatycznego, życia w Duchu. Mamy tę samą nadzieję, niebo i głębokie pragnienie ujrzenia ludzkości ocalonej poprzez łaskę Boga w Chrystusie Jezusie, poprzez potężne działanie Ducha Świętego. Dzielimy tę samą miłość i współczucie dla zgubionych, będących w potrzebie i biednych, dla chorych i nienarodzonego dziecka, które ma prawo żyć. Jak widać, dzielimy wiele obszarów, w których możemy razem uczestniczyć i odkrywać skarby Kościoła, a także dary, jakie otrzymały różne członki tego Ciała. Nie oznacza to, że nie dostrzegamy różnic między nami. Czasami wydają się one bardzo duże, na pozór uniemożliwiające pojednanie, ale nie możemy zapominać, że o wiele więcej nas łączy, niż dzieli.

Latem w naszym lokalnym Kościele w Uppsali przemawiał ojciec Raniero Cantalamessa i przypomniał nam, że w dzisiejszych czasach, kiedy chrześcijanie stają się męczennikami, zanim zostaną zabici, nikt nie zadaje im pytania: Jesteś katolikiem czy protestantem? Oni są zabijani dlatego, że są chrześcijanami. Jest tu więc pewna jedność - zjednoczenie w męczeństwie. Być może ta straszliwa ofiara jest potrzebna, abyśmy się przebudzili, aby jedność była widoczna między nami. Wierzę, że trzeba pragnąć jedności tak jak pragniemy życia i powietrza. W świetle modlitwy arcykapłańskiej Jezusa, o której czytamy w Ewangelii św. Jana 17,21, obecne podziały, fragmentaryzacja Ciała Chrystusa to skandal. Głębokim pragnieniem i tęsknotą w sercu Jezusa Chrystusa jest właśnie to, abyśmy stanowili jedno. Nie ma co do tego wątpliwości - do krzyża zostało przybite jedno posiniaczone, pobite, zniszczone, ale niepodzielone ciało.

Zawiniły tu obie strony, wszyscy popełniliśmy wiele błędów i mamy smutną historię trudnych słów, okrutnych osądów i wzajemnego zwalczania się. Mówiliśmy do innych części Ciała Chrystusa: nie potrzebujemy was, odrzucamy was i wami pogardzamy. Traktowaliśmy jedni drugich ozięble, bez miłości i mówiliśmy: Nie należycie do nas, nie należycie do Ciała Chrystusa. Te głębokie rany z przeszłości, powstałe w wyniku historycznych kontrowersji i osobistych konfliktów, mogą być uleczone. Nie siłą, ale przez Ducha Świętego. Minione lata nie muszą już rzucać się cieniem na przyszłość Kościoła, jest ona bowiem w rękach jego głowy, naszego Pana Jezusa Chrystusa. On modli się o jedność i wierzę, że otrzyma odpowiedź na swoją własną modlitwę.

Duch Święty jest Duchem miłości, a miłość wiele znosi, więc być może my też musimy wiele przecierpieć. Miłość nie obnosi się sama z sobą. Nie jest nadęta, nie szuka swego, nie daje się sprowokować, ale wszystko znosi, wszystkiemu wierzy i wszystko przetrwa. Miłość nigdy nie ustaje, nie zawodzi. Zatem jedność, która jest w sercu Boga, która zniszczy naszą pychę, rzuci wyzwanie temu, na ile jesteśmy podobni do Chrystusa, która pochodzi z serca Ojca i dla której Jezus Chrystus został przebity, która jest darem Ducha Świętego - może być osiągnięta.

Zasadniczo potrzebujemy siebie nawzajem, musimy się więc szanować. To nie jest relatywizm ani obojętność czy pragmatyzm. Po prostu uświadamiamy sobie, że jedność zaczyna się od otwartego, krwawiącego serca, które chce pokuty, nawrócenia i pojednania. Od uświadomienia, że Ciało Chrystusa powstanie w sile, mocy i pięknie, kiedy razem podążymy głębiej. Nasz wróg szatan wyśmiewa nas, gdy głosimy Ewangelię miłości, ale w dalszym ciągu zwalczamy jedni drugich. Tracimy w ten sposób siłę w Duchu. Tracimy naszą wiarygodność w oczach świata i tę inicjatywę, którą chcielibyśmy zachować i wzmacniać, rozwijać.

Więc przyszłe działania i odśrodkowe poruszenie Boga nie odniosą sukcesu na dłuższą metę, jeżeli nie będzie ruchu do środka, związanego z dążeniem do jedności w Duchu. Choć taki proces może być trudny, Jezus mówi, że dla tego, kto wierzy, wszystko jest możliwe. Nie uważam, że jest to naiwne marzenie, że uda się to łatwo i szybko osiągnąć, ale wierzę w to, że diabeł zgromadzi całą swoją siłę, żeby się temu przeciwstawić, ponieważ jego natura, bunt i ciemność, sprzeciwia się światłości i miłości, jaka jest w zjednoczonej społeczności. Diabeł jest w swojej naturze tym, który rozprasza.

Cieszę się jednak, że jest pokonany. Jezus pokonał diabła na krzyżu. Jestem przekonany, że to właśnie jest w sercu Boga Jedynego, Prawdziwego, Trójjedynego i że dzisiaj Duch Boży działa w sercach tłumu wiernych i na płótnach ich serc maluje pewien obraz. Obraz, który buduje wiarę, rozpala pasję, jest marzeniem. Wkrótce zobaczymy, jak jedność w Kościele staje się rzeczywistością.

Co powinniśmy zatem czynić? Możemy kochać się nawzajem bardziej, lepiej poznawać jedni drugich, okazywać wdzięczność, doceniać siebie wzajemnie i się od siebie uczyć. Możemy przejść razem tę dodatkową milę, modlić się za siebie wzajemnie. Możemy podjąć razem potrzebne działania.

W Sztokholmie, stolicy kraju, który jest obecnie jednym z najbardziej zeświecczonych państw, rozpoczęliśmy kilka lat temu coroczną akcję pod nazwą "Manifestacja Jezusa". Jest to potężne zgromadzenie na jednym z głównych placów w Sztokholmie - pojawia się na nim około 10 tysięcy chrześcijan z każdego Kościoła i z każdej denominacji. Jak na Szwecję jest to bardzo dużo. Na scenie można zobaczyć przywódców zarówno nowych społeczności charyzmatycznych, jak i zielonoświątkowych, luterańskich, baptystycznych i katolickiego biskupa Szwecji. Kiedy szliśmy razem w marszu dla Jezusa, ów biskup szedł na czele tego pochodu. Jeszcze kilka lat temu byłoby to zupełnie nie do pomyślenia, ale to jest dobry początek maratonu, w którym musimy wziąć udział, aby "świat uwierzył". Nie wycofujmy się więc do okopów, ale w dalszym ciągu kroczmy w wierze. Wierzmy, że to jest możliwe. Wierzmy obietnicom, które złożył Bóg. Wierzmy, że ta jedność między nami będzie się rozwijała, a to uwolni zadziwiającą moc - moc Ducha w Ciele Chrystusa. Moc, której potrzebujemy ze względu na wszystkie wyzwania jutra, jakim musimy stawić czoło. Jezus Chrystus jest Panem wczoraj, dzisiaj, będzie Nim jutro i na zawsze.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ulf Ekman: poruszenie Ducha Świętego
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.