Czy twoje myśli i uczucia są tobą?

Czy twoje myśli i uczucia są tobą?
(fot. shutterstock.com)
Martin Laird OSA

Jeżeli uważamy, że nasze myśli i uczucia to my, idziemy przez życie, po prostu reagując na otoczenie, z niewielką świadomością, że to czynimy albo że życie mogłoby wyglądać inaczej. Kiedy próbujemy się modlić, rozproszenia usidlają nas i stosunkowo łatwo przytłaczają. Kiedy usiłujemy spokojnie siedzieć, ledwo zauważamy, że oprócz wewnętrznych filmów, które bez przerwy są odtwarzane, jest w nas jeszcze coś. Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy, że filmy są filmami, a nasze życie toczy się według ich scenariusza. Chaos w naszej głowie jest naszym życiem.

Rozproszenie spotykane przy pierwszej bramie charakteryzuje pełna identyfikacja z myślami i uczuciami. Kiedy pośród tego wszystkiego próbujemy zająć się modlitwą, potrafi być ona prawdziwą męczarnią. Załóżmy na przykład, że próbujemy usiąść w ciszy z naszym słowem modlitwy, a sąsiedzi puszczają głośno muzykę. Nasze myśli są tak przepełnione swoim hałasem, że tak naprawdę ledwo słyszymy łomot zza ściany. W naszej głowie kotłują się głównie komentarze w rodzaju: "Dlaczego oni muszą być tacy głośni?!", "Zadzwonię na policję!", "To się skończy w sądzie!". Razem z tymi myślami pojawiają się też emocje - trudna do zniesienia irytacja i stanowcze postanowienie, że przy następnym spotkaniu powiesz sąsiadom, co o nich myślisz. Muzyka po prostu grała, lecz my dodajemy do niej własny komentarz. Jesteśmy kompletnie zaplątani w tę czynność i zupełnie jej nieświadomi. Ten przykład może wydawać się przesadą, jego celem jest jednak pokazanie, że taki rodzaj usidlenia przez myśli na temat łomoczącej muzyki jest typowy dla rozproszeń przy pierwszej bramie.

DEON.PL POLECA




Weźmy inny przykład - powiedzmy, że podczas modlitwy do pokoju wchodzi ktoś, kogo nie lubimy lub nawet się obawiamy. Natychmiast wpadamy w uwikłanie - próbując uniknąć strachu, zaczynamy obmyślać strategie: może najlepiej niepostrzeżenie wyjść albo zareagować prewencyjną agresją? Może lepiej będzie się podlizać i w ten sposób kontrolować sytuację, wkradając się w łaski wroga? Rozmaitość póz może być wielka, lecz rzecz w tym, że jesteśmy tak zaabsorbowani własną reakcją, z całym towarzyszącym jej komentarzem, że choć czujemy krępujące nas więzy, ledwo zdajemy sobie sprawę z tego, co się dzieje.

Na tym wczesnym etapie podczas modlitwy na to, co nam się przydarza (a są to rozproszenia), reagujemy komentarzem zamiast ciszą. Całe to gadulstwo uniemożliwia nam proste, bezpośrednie doświadczanie naszych myśli i emocji, a co więcej - pomnaża cierpienie ponad miarę i potrzebę. Dlatego też wielu ludzi szybko porzuca kontemplację. Słyszeli oni, że przyniesie im ona wewnętrzny spokój, a tymczasem ich własne doświadczenia owocują tylko chaosem. Jednak na tym etapie kontemplacji konfrontacja z chaosem ma zbawienną moc. Pokój rzecz jasna przyjdzie, ale będzie on owocem. Nie wypchnie rozproszeń z naszej głowy, ale pojawi się w spotkaniach z myślami i uczuciami, jeżeli odpowiemy na nie ciszą, a nie komentarzem. Oto umiejętność, jakiej musimy się nauczyć.

Zmagania z rozproszeniami nie dotyczą tylko natrętnych myśli. Wielu szczerze pobożnych ludzi nigdy nie osiągnie krainy ciszy, ponieważ ich uwaga jest przykuta do pacierzy i słów. Dla nich modlitwa musi być potokiem słów skierowanych do Boga, proszeniem Go o to czy tamto. Rzecz jasna każda relacja wygląda w ten sposób do pewnego momentu. Kiedy kogoś poznajemy, nasz związek rozwija się przez rozmowę. Z czasem rozwinie się on na tyle, byśmy mogli z kimś wspólnie milczeć, a cisza ta będzie odczuwana jako głębszy rodzaj wspólnoty. Podobnie jest z naszą relacją z Bogiem - słowa ustępują miejsca ciszy.

Przyczyną, dla której przekroczenie progu tej bramy wymaga tyle czasu, jest to, że nasza świadomość przeładowana jest myśleniem. Gdziekolwiek się zwrócimy, wszędzie dostrzegamy plątaninę, myśli i komentarze. W rezultacie, choć jesteśmy świadomi duchowej tęsknoty, uważamy siebie za odciętych od głębszej podstawy naszego istnienia, gdzie cisza Słowa darowuje siebie bez końca w akcie stwarzającego istnienia, w podobny sposób jak krzew winny wypuszcza latorośle (por. J 15, 5). Podstawa naszego bytu jest jak porowata gąbka zanurzona w tym, co przez nią przepływa. Ponieważ jednak świadomość jest przeciążona myśleniem, a nasza uwaga przykuta do myśli i wewnętrznego gwaru, zamiast prostego zanurzenia w Bogu postrzegamy naszą świadomość jako poszukiwanie Boga niczym przedmiotu, który można posiąść.

Fragment książki: "W krainę ciszy" M. Lairda OCD

Książka ta budzi tęsknotę za prostotą i wewnętrznym pokojem. Ojciec M. Laird proponuje drogę, która prowadzi nas od zewnętrznego chaosu trosk, myśli, ran, lęków i nieustannej "wewnętrznej opery mydlanej" toczącej się w naszej głowie, do naszego centrum, gdzie obecny jest Bóg i gdzie cieszymy się z tego, że jesteśmy. Tam doświadczamy pokoju. Jest to książka dla tych, którzy pragną ciszy w zabieganiu i chcą uczyć się modlitwy, by potem doświadczyć wewnętrznej wolności, a także doznać stopniowego uzdrowienia. Gorąco polecam wszystkim, którzy szukają duchowego rozwoju.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Czy twoje myśli i uczucia są tobą?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.