Bierzmowanie - oaza na pustyni

Bierzmowanie - oaza na pustyni
(fot. kenpower/flickr.com/CC)
s. Justyna A. Rosińska, CSP

Trochę złośliwa definicja sakramentu bierzmowania mówi, że to pożegnanie młodzieży z Kościołem. Coś w tym jest, skoro do bierzmowania corocznie przystępuje tak wielu kandydatów, a potem tylko niektórych z nich można sporadycznie spotkać w kościele.

Z własnej uroczystości przyjęcia sakramentu bierzmowania zapamiętałam przydługi rytuał, w czasie którego byłam zestresowana tym, czy we właściwym momencie odpowiem biskupowi, co należy. Poza tym nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło − nie zatrzęsła się ziemia, nie poczułam w sobie żadnej nadludzkiej mocy, nie stałam się inna, nie było mi wcale łatwiej od tej pory odrzucać zła. Jednym słowem nic się w moim życiu nie zmieniło.

Teraz, gdy spoglądam wstecz poprzez pryzmat różnych doświadczeń, chce mi się śmiać z własnej ignorancji i głupoty. No, ale człowiek młody na szczęście ma prawo być głupi. Najważniejsze, że przyjęłam sakrament bierzmowania i może on nieustannie owocować w moim życiu. Uczniom i osobom, które przygotowuję do bierzmowania, opowiadam często przypowieść usłyszaną kiedyś na szlaku przy ognisku. Niezmiennie kojarzy mi się ona z sakramentem bierzmowania. Brzmi mniej więcej tak: Dwóch młodych mężczyzn pragnęło przeżyć przygodę życia. Obmyślili odbyć daleką podróż. Długo dyskutowali, jak ma ona wyglądać, w którą stronę świata wyruszyć i co zrobić, by była to naprawdę przygoda życia. Ostatecznie podjęli decyzję, że udadzą się na pustynię, gdzie samodzielnie - bez niczyjej pomocy − dotrą do wybranej przez siebie oazy. Przygotowali się solidnie: kupili odpowiednie mapy, zdobyli informacje na temat przeżycia na pustyni, zainwestowali duże pieniądze w odpowiedni sprzęt. Bogaci w wiedzę i wyposażenie wysiedli z promu w Tangerze. Bez trudności dotarli do zachodniego krańca Sahary, jak refren powtarzali zaczepiającym ich tubylcom, że dziękują, nie potrzebują pomocy ani żadnego przewodnika. Wiedzą wszystko. Poradzą sobie sami. Na pobliskim targu uzupełnili tylko swoje zapasy, naładowali baterie i wyruszyli. Dwa pierwsze dni były wprost cudowne. Wszystko wydawało się im nieznane, tajemnicze, a przez to ekscytujące. Zresztą radzili sobie świetnie. Nie spotkały ich żadne niespodzianki. Szli trasą zgodnie z wcześniej wyczytanymi opisami. Trzeciego dnia o wschodzie słońca zmieniła się nagle pogoda. Rozpętała się burza piaskowa. Żywioł w ciągu kilku minut zasypał ich obóz tonami piasku, zabierając ze sobą namiot i wszystko, co napotkał na drodze. Mężczyźni, cudem ocaleni, zostali tylko z tym, co mieli na sobie. Na szczęście w kieszeniach mieli mapę i telefon z łączem satelitarnym.

− Stary, ale jazda! To się nazywa przygoda życia! W żadnym biurze turystycznym tego nie kupisz! − cieszył się pierwszy.

DEON.PL POLECA

− Ba! Niezły miałem pomysł, no nie!? Dobra, dość tych zachwytów. Pokaż mapę. Musimy poszukać jakiejś najbliższej oazy, albo zawrócić, bo długo w tym słońcu nie wytrzymamy.

Rozłożyli mapę, włączyli telefon, aby dzięki satelicie określić własne położenie. A raczej próbowali włączyć. Telefon uparcie odmawiał posłuszeństwa, a gdy wreszcie zadziałał, w żaden sposób nie chciał nawiązać łączności z satelitą. Nie przejęli się tym za bardzo. Mieli przecież mapę i wiedzę, jak przetrwać na pustyni. Wyruszyli w dalszą drogę pełni nadziei i determinacji. Cały dzień, kierując się mapą, błąkali się tylko po to, by wieczorem odkryć, że trafili w miejsce ostatniego obozowiska. Coraz bardziej wykończeni i zirytowani postanowili pójść w kierunku, z którego przybyli, tam, skąd rozpoczęli swoją wędrówkę. Opuścili obóz jeszcze przed wschodem słońca. Byli zmęczeni i spragnieni. Pozbawieni sił zaczęli tracić wiarę i opanowanie. Załamanie przyszło wraz z ostatnią kroplą wody. Bez sił dowlekli się na szczyt wydmy, co chwila upadając na rozgrzany piasek. Jeden z nich, ten, który doczołgał się tam pierwszy, wyszeptał nagle:
− Stary, zobacz, tam jest oaza!
Drugi z mężczyzn, nie podnosząc głowy, odszepnął:
− To nie oaza, to fatamorgana.
− Oaza, mówię ci!
− Fatamorgana. Nie pamiętasz, co czytaliśmy w książkach? To nasz umysł płata nam figle. Jesteśmy odwodnieni. To ci się tylko tak wydaje. Zresztą na mapie żadnej oazy w tej okolicy nie ma.
− Ale ja czuję zapach wody! Czujesz ten chłodny wiatr?
− To pot, który zalewa ci oczy. Nie oszukuj się...
Pozbawieni nadziei poddali się po kilkunastu metrach wędrówki.
Jakiś czas później zmierzająca w kierunku oazy rodzina Tuaregów znalazła ich ciała częściowo zasypane piaskiem.
− Tato, tato, czy ci ludzie byli ślepi? − dopytywał się mały Ahmed. - Przecież byli tak niedaleko oazy!
− Nie, synu. Oni nie byli ślepi. To europejczycy. Oni wiedzą, ale nie widzą - odparł ojciec, wymownie wskazując na kurczowo zaciśniętą w dłoni jednego z mężczyzn mapę - dlatego konają z pragnienia, chociaż mają źródło wody na wyciągnięcie ręki i daktyle wprost wpadające do ust.

Źródło wody dającej życie pulsowało tuż obok. Mężczyznom zabrakło jednak spojrzenia wiary, aby dojrzeć oazę. Z sakramentem bierzmowania w naszym życiu jest często podobnie. Kiedy go przyjmujemy - mniej lub bardziej świadomie − każdy z nas umieszcza w swoim duchowym życiu oazę, która jest źródłem mocy Ducha Świętego − w każdej chwili możemy z tego źródła zaczerpnąć wody żywej. Oaza jest zawsze na wyciągnięcie ręki. Pełna niespodzianek, dająca orzeźwienie, życie. Trzeba tylko wyciągnąć rękę, gdyż jak mówi św. Augustyn: "Bóg stworzył nas bez nas, ale nie może zbawić nas bez nas". Bóg szanuje dar wolnej woli, dlatego nie narzuca się z darami Ducha Świętego, które otrzymujemy w sakramencie bierzmowania. One są nam pozostawione do dyspozycji. To od nas zależy, czy na drodze własnego życia z nich skorzystamy, czy też nie.

Mamy dużą wiedzę na temat sakramentu bierzmowania. Większość z nas, aby go otrzymać, musiała "zaliczyć" cały pacierz i odpowiedzieć na około 150 pytań egzaminacyjnych. Na ogół wiemy, jakie są dary Ducha Świętego. Wiemy, kto może przyjąć sakrament bierzmowania i czemu to służy. Na pamięć uczyliśmy się formułek wypowiadanych w trakcie uroczystości. Wybraliśmy sobie nowe imię, a także poznaliśmy dokładnie życiorys świętego, który je nosił.

Wiemy tak dużo. Niczym jednak jest ta nasza wiedza bez serca pełnego wiary. Do niczego się nam nie przyda. Tak jak bohaterowie przytoczonej opowieści możemy z pomocą wiedzy dojść do oazy, znać nawet trasę wędrówki, czyli poznać wytyczne umożliwiające osiągnięcie zbawienia, lecz tego zbawienia nigdy nie otrzymać. Tym, co według mnie jest niezbędne, aby sakrament bierzmowania został powiązany z życiem codziennym, jest wiara, że prawdziwie otrzymaliśmy Ducha Świętego wraz z Jego darami. Nawet, jeżeli wówczas niczego nie poczuliśmy, nie usłyszeliśmy jak apostołowie szumu przypominającego uderzenie gwałtownego wiatru i nie zobaczyliśmy nad sobą jakby języków ognia, i nie zaczęliśmy mówić obcymi językami (por. Dz 2,2−4), to naprawdę otrzymaliśmy Ducha Świętego.

Jeśli mamy w sobie źródło pełne łask, czerpmy z niego. Jak to robić? Zwyczajnie. Tak, jak zdobywamy wiedzę, np. zadajemy pytania ludziom i słuchamy ich odpowiedzi. Tak, jak wybieramy narzędzia niezbędne do wykonania jakiegoś zadania - przeglądamy te, które mamy i wybieramy te, których potrzebujemy. Gdy czegoś nam brakuje, pożyczamy, kupujemy lub komunikujemy potrzebę posiadania i szukamy z wytrwałością, jak coś zdobyć. Wytrwale dążymy do celu.

Ktoś powie: Fajnie, a inny zapyta: Czy Bóg odpowie? Tak. Bóg poprzez Ducha Świętego odpowiada głośno i wyraźnie na trzy sposoby:

1. Poprzez słowa Pisma Świętego − masz problem, wątpliwość, nie wiesz, co zrobić? Zaczerpnij z tego źródła, które nosisz w sobie, a które od momentu bierzmowania jest pełne mocy Ducha Świętego. Czytaj słowo Boże, szukaj odpowiedzi w Piśmie Świętym. Zwracaj się często z prośbą o światło do Ducha Świętego.

2. Poprzez ludzi żyjących obok ciebie - nie masz Pisma Świętego, nie czytasz go. Odwołaj się do Ducha Świętego i zacznij słuchać uważnie ludzi żyjących obok ciebie. Nie wstydź się zapytać, poprosić kogoś o radę. Każdy człowiek, nawet całkiem nieświadomie, może być narzędziem, którym się Bóg posłuży. Zrozumiesz, jeśli tak się stanie.

Znajomy kapłan opowiadał mi kiedyś taką historyjkę: miał poważny dylemat, nie wiedział, co zrobić. Modlił się do Ducha Świętego, czytał Pismo Święte i nic. Pytał mądrzejszych od siebie, bardziej doświadczonych i dalej nic. Zrezygnowany, wracał wieczornym tramwajem do domu. Spotkał pewnego pijaka. Ten zaczął do niego mówić, tak sam z siebie, i wyjaśnił mu to wszystko, nad czym kapłan długo się głowił.

3. Okoliczności życia − nie czytasz Pisma Świętego, nie umiesz, nie lubisz dzielić się tym, co przeżywasz z innymi ludźmi. Nie wierzysz, że na twoje pytania odpowiedzą szczerze. Pomódl się do Ducha Świętego i przyjrzyj się własnemu życiu. Otwórz szeroko oczy i przypatrz się temu, co dzieje się wokół ciebie, czego na co dzień doświadczasz i jakie są tego owoce.

Bóg zawsze udziela odpowiedzi. Czasem mówi: Tak, czasem: Nie, a czasem po prostu poczekaj. W sakramencie bierzmowania otrzymałeś Ducha Świętego. On jest w tobie zawsze obecny. Wyciągaj rękę po Jego dary i wołaj głośno, tak jak potrafisz, zwłaszcza wtedy, gdy wszystko cię zawodzi, a sytuacje wydają się być bez wyjścia. Wołaj i czekaj. Pozwól, aby moc Ducha Świętego zadziałała. Nie bój się prosić o Jego dary. Pamiętaj, że biblijna liczba "7" jest symbolem nieskończoności, czyli na nieskończenie wiele sposobów Bóg chce cię obdarować i może to uczynić, jeśli naprawdę tego chcesz. Jeśli uwierzysz, że jest to możliwe. Gdy odwołasz się do sakramentu, który przyjąłeś, i darów złożonych w tobie. Kiedy sięgniesz po nie.

Nikt inny tego za ciebie nie zrobi. Wybór należy do ciebie − oaza ze źródłem wody żywej lub śmierć na pustyni. Nie dzięki wiedzy, ale łaską jesteśmy zbawieni przez wiarę (Ef 2, 8).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bierzmowanie - oaza na pustyni
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.