Zdarzyło się 2000 lat temu...

Zdarzyło się 2000 lat temu...
(fot. flickr.com)
Jan Gać

Kiedy urodził się Jezus? Dlaczego Maryja i Józef przybyli do Betlejem? Kim byli Trzej Królowie? Spróbuj przenieść się w czasie i odkryj tajemnicę narodzin Jezusa.

Miasto narodzin Jezusa leży osiem kilometrów na południe od Jerozolimy. Odległość ta obecnie całkowicie już się zaciera na skutek ekspansji nowych dzielnic Jerozolimy, podchodzących pod same zabudowania Betlejem. To jednak, zamknięte w uścisku betonowych murów Autonomii Palestyńskiej, nie jest w stanie odwzajemnić się tym samym. Betlejem przybiera postać palestyńskiego getta nie z wyboru, jak było w przypadku żydowskich gett w średniowieczu, lecz z narzuconego mu odgórnie przymusu.

Inaczej niż Nazaret, o którym milczą wcześniejsze przekazy, Betlejem zostało odnotowane w księgach Starego Testamentu, i to z nie byle jakiej okazji. Pod koniec XI wieku p.n.e. urodził się w tym mieście Dawid, wielki król Izraela, jego budowniczy, i to z jego osobą związane są liczne odniesienia do dziejów miasta, przywołane na kartach obu Ksiąg Samuela. Jak wykazały sondażowe badania archeologiczne, centrum zamkniętego murami Betlejem znajdowało się na grzbiecie wzgórza, w okolicy istniejącej obecnie Bazyliki Narodzenia. Miasto z tak chwalebnymi początkami rozwijało się w kolejnych stuleciach, by w czasach rzymskich spaść do roli mało znaczącej osady.

Czyż nie wydaje się rzeczą zastanawiającą, że Jezus urodził się w Betlejem, a nie w Nazarecie? Przecież tam mieszkali na stałe Jego Rodzice. Do Nazaretu powróciła z Ain Karem ciężarna Maryja, bynajmniej nie z zamiarem chwilowego pobytu. I oto, ledwie zadomowiła się po powrocie od Elżbiety, już musiała pakować swój skromny dobytek i wrócić z Józefem do Judei.

DEON.PL POLECA

Co zatem zaszło, że podjęto tak ryzykowną, by nie powiedzieć – małorozsądną decyzję długiej i męczącej podróży przez góry, pieszo i na grzbiecie jucznego zwierzęcia, podróży przecież niebezpiecznej dla kobiety w zaawansowanej ciąży? Mogły na to wpłynąć dwie okoliczności: lojalność wobec zarządzeń administracji rzymskiej oraz świadomy wybór miejsca urodzenia Jezusa. Co się tyczy pierwszej możliwości, Łukasz daje do zrozumienia, że chodziło o dopełnienie obywatelskiego obowiązku wpisania się do rejestrów mieszkańców Imperium Rzymskiego. Popełnia przy tym błąd rzeczowy, gdyż nie było to za Kwiryniusza, lecz prawdopodobnie za rządów Sencjusza Saturninusa, namiestnika Syrii w latach 8-6 p.n.e. Przy okazji daje historykom kolejny ślad chronologiczny, umożliwiający bliższe określenie daty narodzin Jezusa. Sugeruje również, że Józef, przybrany ojciec Jezusa, pochodził z Betlejem – wybierali się wszyscy (...) każdy do swego miasta (por. Łk 2,3) – i że tam, w Judei, a nie w Galilei, tkwiły korzenie jego rodu, sięgające aż samego króla Dawida.

Mateusz, który w tym miejscu włącza się do opisu ewangelicznego, stwierdza krótko, że Jezus urodził się w Betlejem za panowania króla Heroda Wielkiego. Pomimo swej lakoniczności rzuca światło na inny aspekt zagadnienia. Pozwala mniemać, że Józef świadomie wybrał Betlejem na miejsce narodzin Jezusa. Mesjasz bo­wiem miał przyjść na świat nie gdzie indziej, lecz właśnie w Betlejem, jak to zapowiadały proroctwa mesjańskie, choćby Micheasza (por. Mi 5,1). O tym pamiętali wszyscy światlejsi Żydzi obeznani z Pismami. Nie wiedział tego król Herod Wielki, Idumejczyk na tronie judzkim, a więc obcy, który – przerażony wieścią o pojawieniu się potencjalnego uzurpatora – zwołał gremium uczonych, by zasięgnąć ich opinii (por. Mt 2,3-4).

Choć był człowiekiem prostym, musiał o takiej roli Betlejem pamiętać Józef, potomek starobiblijnego króla Dawida. Skoro przyszło mu firmować swoją osobą zawiłości planu Jahwe w odniesieniu do Jezusa, czynił to już konsekwentnie i do końca, by spełnić wiernie każdy element swego powołania. Wybrał się zatem w podróż z pełną świadomością, że rozwiąza­nie nastąpi w Betlejem i że po doko­naniu wpisu do rejestrów rzymskich już tam pozostanie, bez potrzeby powrotu do Galilei. Przypisywanie narodzin Jezusa okoliczności spisu jest spłyceniem całego zagadnienia. Warto raz jeszcze podkreślić, że to nie przypadek – spis ludności – lecz świadomy wybór Józefa kazał mu i jego Małżonce udać się z Nazaretu do Betlejem. Prawo rzymskie było realistyczne także w odniesieniu do spisów ludności: można się było zarejestrować w miejscu urodzenia, tak jak i w miejscu stałego zamieszkania. Rzeczą niewykonalną byłoby bowiem zmuszenie ludności do nieustannych wędrówek z miejsca zamieszkania do miejsca urodzenia tylko dla dokonania rejestracji.

***

żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie (Łk 2,6-7). Przypatrzmy się sztuce chrześcijańskiej – niech to będzie malarstwo – na ile sposobów odczytano ową perykopę! Sentymentalny w tym miejscu Łukasz mógł wzbudzić jedynie sentymentalne odruchy i uczucia. Malarze, a wtórowali im autorzy ckliwych kolęd, prześcigali się w interpretacji jego zapisu. Raz układali Dzieciątko w jedwabnych materiach i szalach z barwnego płótna, innym razem na słomie lub wprost na klepisku, by zasugerować całkowite ogołocenie Boga, to znów w koszykach z wikliny i w drewnianych kolebkach, wreszcie w marmurowych sarkofagach z aluzją o śmierci i przyszłym zmartwychwstaniu. Samą zaś scenę Narodzenia umieszczali różnie – w jaskiniach, grotach i stajniach, w rozlatujących się chałupach, nawet na strychu z rozlatującym się dachem, jak u Tintoretta, inni w kapiących przepychem salonach, a wszystko to nie po to, by dowieść prawdy historycznej, lecz by wejść w warstwę duchową. A przy okazji krzywdzili Józefa, pokazując odpychającego starca, zagubionego i bezradnego wobec Tajemnicy, a nie – jak by wypadało i jak z pewnością było – przystojnego młodzieńca, który był człowiekiem prawym (por. Mt 1,19), zdecydowanym, odważnym, przedsiębiorczym, a nade wszystko w pełni świadomym powierzonej mu misji.

Nie wydaje się, by Łukasz chciał powiedzieć, że dla przybyszów z zewnętrznie istniała możliwość zakwaterowania w mieście. Prędzej daje do zrozumienia, że to właśnie dla nich nie było miejsca w gospodzie, czyli w publicznym zajeździe bez indywidualnych pomieszczeń, miejsca właściwego dla pary młodych małżonków oczekujących lada dzień dziecka, szukających ustronia, ciszy i dyskrecji. A takie warunki zapewniała każda grota judzka, jakich pełno i dziś w Betlejem i na okolicznych polach. W takich grotach, chłodnych latem i ciepłych od nawozu zimą, pasterze trzymali owce. Często też sami w nich mieszkali podczas wypasu, tak jak w okresie bizantyńskim zasiedlali je chrześcijańscy mnisi uchodzący z miast na pustkowia. Zasiedlane od epoki kamiennej, groty były odpowiednio wyposażone. Nawet teraz wędrowiec znajdzie w nich dawne kamienne żłoby, solidne i ciężkie, wy-cięte w jednym monolicie, niekiedy nieoderwane od podłoża. W ścianach były wydrążone schowki, a wyżej – wykute nisze na legowiska.

 

Groty znajdowały się również w obrębie miasta. Włączone w skład domowego obejścia, stanowiły o zabudowie miejskiej na podobieństwo dzisiejszego Silwanu, arabskiej dzielnicy na wschodnich zboczach doliny Cedronu w Jerozolimie. Podobnie musiała wyglądać zabudowa biblijnego Betlejem w czasach Jezusa – zbiorowisko kamiennych domostw o dwóch, trzech izbach, z grotą na zapleczu, która służyła jako stajnia, spichlerz i schowek. I taką grotę na wzgórzu mógł upatrzyć zaradny Józef. Tym bardziej że miał po temu czas. Jak się wydaje, rozwiązanie Maryi nie na-stąpiło zaraz po wejściu małżonków do miasta, prosto z drogi. Łukasz wyraźnie pisze, że stało się to wtedy, gdy tam już przebywali (por. Łk 2,6).

***

Czy metodą archeologiczno-historyczną można orzec autentyczność miejsca narodzenia Jezusa? Można. W świadomości pierwotnych judeochrześcijan Narodzenie posiadało zbyt wielką wagę, by mogli wymazać z pamięci dokładne miejsce tego wydarzenia. Tym bardziej że stało się to w podrzędnym mieście, które – inaczej niż Jerozolima – nie przechodziło gwałtownych zmian urbanistycznych, będących następstwem burzliwych dziejów Świętego Miasta. Walec historii szczęśliwie omijał Betlejem. Co więcej, Grotę Narodzenia otaczano tak wielką czcią, że wielu wierzących kazało się grzebać w jej sąsiedztwie. Wczesne pątnictwo rozwinęło się do tego stopnia, że zaniepokojone tym zjawiskiem władze rzymskie nakazały likwidację obiektu czci. Zabroniono przybywania do groty. By wymazać z ludzkiej pamięci jej lokalizację, wokół niej posadzono gaj poświęcony kultowi Adonisa, a nad samą grotą wzniesiono pogańską świątynię. Wprowadzone za cesarza Hadriana (117-138) akty prawne pozostawały w mocy do pierwszych dekad IV wieku, choć w praktyce nie mogły być przestrzegane. Pogańską świątynię kazała usunąć cesarzowa Helena, a sprofanowaną grotę, do której się dokopano, uczcić kościołem godnym tego miejsca. Za sprawą matki Konstantyna Wielkiego Grota Narodzenia znalazła się pod głównym ołtarzem bazyliki. Więcej – to ten obiekt uznano za główny punkt odniesienia w planach architektonicznych konstancjańskiej świątyni. Uszkodzona przez Samarytan w 529 roku, została odbudowana przez Justyniana Wielkiego przy uwzględnieniu pierwotnej lokalizacji groty. Bazylika ta, duma chrześcijańskiego świata, w sposób zdumiewający wyszła cało z zawieruchy dziejów. Nie tknęli jej nawet Persowie w 614 roku, którzy po przejściu przez Palestynę pozostawili bezarchitektoniczny obraz chrześcijaństwa. Nie została też rozebrana mocą dekretu kalifa Hakima, który w 1009 roku nakazał muzułmanom zburzyć wszystkie kościoły chrześcijan. Bazylika Narodzenia jako jedyna pośród starożytnych świątyń przetrwała do dziś, chociaż jej skromny i zaniedbany wygląd zewnętrzny, a szczególnie wewnątrz, uwłacza jej świętości i wielkości.

****

Wiemy, że Jezus narodził się w Betlejem. Nie wiemy natomiast, kiedy się to wydarzyło. Nie znamy dokładnej daty. Żaden z ewangelistów nie pozostawił takich wskazań chronologicznych, które umożliwiłyby historykom dokładne osadzenie Narodzenia na skali czasu. Z problemem tym borykali się już najdawniejsi dziejopisowie chrześcijańscy, daremnie próbujący rozwikłać intrygującą zagadkę. Fatalną pomyłkę w obliczeniach popełnił w VI wieku Dionizy Mały, który za datę przyjścia Jezusa na świat uznał rok 753 od założenia Rzymu. Mnich przyjął tę datę jako rok zerowy, początek obliczania czasu w systemie ery chrześcijańskiej. Cała zachodnia cywilizacja chrześcijańska przyjęła tę rachubę czasu, pozostając jej wierną po dziś dzień.

Tymczasem w Ewangeliach czytamy o pewnych faktach, które wyraźnie podważają owo datowanie, a które Dionizemu nie wydały się istotne. Główna niezgodność wynika z daty śmierci Heroda Wielkiego. Wiarygodny historyk żydowski, Józef Flawiusz, pisze, że dotknięty straszliwą chorobą król umierał kilkanaście miesięcy i aby ratować swe zdrowie, na dobre porzucił Jerozolimę dla zdrowszego klimatu Jerycha i mineralnych wód Callirrhoe nad Morzem Martwym. Umarł w 4 roku p.n.e. Jednocześnie wiemy, że Jezus urodził się w okresie panowania tego władcy, który w owym czasie cieszył się jeszcze dobrym zdrowiem, skoro przecież rezydował w Jerozolimie i tam też – jak donosi Mateusz – przyjął Mędrców ze Wschodu. Okoliczności te pozwalają mniemać, że Jezus narodził się na dwa lata przed śmiercią Heroda, czyli około 6 roku p.n.e. Datę tę potwierdzają także studia nad spisem ludności, o którym wspomina Łukasz. Tak więc w świetle najnowszych badań historycznych 6 rok p.n.e. wydaje się najbardziej wiarygodną datą narodzin Jezusa Chrystusa.

Natomiast bez większych powodzeń kończy się próba określenia dnia Jego narodzin. Musimy pozostać wierni tradycji z IV wieku, kiedy tę rocznicę zaczęto celebrować w nocy z 24 na 25 grudnia. Wiele teorii potwierdza ten właśnie wybór. Najbardziej logiczna jest teoria – jeśli tak można rzec – kosmiczna. Z 24 na 25 grudnia następuje bowiem przesilenie nocy nad dniem, a zatem po tej dacie noce stają się już krótsze na rzecz wydłużającego się dnia. Wszystkie dawne ludy, opierając swe systemy religijne na porządku ruchu ciał niebieskich i pozornym obrocie słońca, znały to zjawisko i na różne sposoby je czciły. Chrześcijaństwo niejako uświęciło ów starożytny zwyczaj. Solarny kult zastąpiono obchodami narodzin Jezusa, który jako nowa i prawdziwa Światłość objawił się ludzkości pogrążonej dotąd w ciemnościach pogańskiej nocy.

Gdzie szukać ducha Betlejem? Gdzie przeżyć Tajemnicę tamtej nocy? Z pewnością nie w mieście. Miasto jest żywym organizmem, a zatem podlega prawu zmienności w taki sposób, w jaki zmieniają się zasiedlający je ludzie. Betlejem Nocy Narodzenia zginęło pod warstwami kolejnych kultur i dziś jawi się jako jeszcze jeden obiekt pątnictwa i turystyki, miasto nowoczesne, ekspansywne, przesycone atmosferą Wschodu, miasto podzielone między muzułmanów, którzy są w większości, i chrześcijan coraz bardziej spychanych na margines, odkąd Betlejem zostało zamknięte przez armię izraelską jako enklawa palestyńska w obrębie betonowych murów.

 

Duchowych doznań tamtego czasu należy szukać poza miastem, na okolicznych wzgórzach, przynajmniej tych wolnych jeszcze od zabudowy, w samotnej wędrówce po wapienno-kredowych stokach, stąpając ścieżkami wytartymi do gołej ziemi racicami owiec i kóz. Ten krajobraz nie w pełni poddał się przemiennościom czasu. Trwa taki, jakim był wtedy, przed dwoma tysiącami lat, i przed dziesięcioma, i wcześniej. W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swym stadem (Łk 2,8). Chrześcijanie, podzieleni pokrętnym biegiem historii, ten zapis Łukasza uczcili dwoma sanktuariami. Katolicy wspominają Tajemnicę betlejemskiej nocy na stoku niskiego wzgórza, gdzie w pachnącym od sosen gaju bieleje kaplica sklepiona namiotowym dachem. Nowoczesna budowla przylega do grot, w których żyli przed wiekami pasterze. Prawosławni z kolei pierwsze publiczne orędzie o narodzinach Mesjasza czczą w grocie położonej niżej, na równinie u stóp wzgórza. Z obu tych miejsc, czczonych osobno przez katolików i prawosławnych, roztacza się rozległy widok na wzgórze szczelnie pokryte domostwami Betlejem, nad którymi góruje ciężka sylwetka Bazyliki Narodzenia.

***

Gdy nadszedł dzieńósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus (Łk 2,21). Hebrajczycy praktykowali obrzezanie podobnie jak inne ludy Bliskiego Wschodu: Arabowie, Edomici, Moabici, a przed nimi – Egipcjanie. Zamieszkujący po sąsiedzku Palestynę Filistyni, wywodzący się prawdopodobnie od ludów egejskich, nie znali tego zwyczaju ani go nie przyjęli, ściągając przez to na siebie odrazę Żydów. Żydzi, inaczej aniżeli pozostałe ludy semickie, przypisywali obrzezaniu znaczenie religijne, upatrując w nim, według pouczeń i nakazu Mojżesza, zewnętrzny znak przynależności do narodu wybranego. Zgodnie ze starodawną tradycją i religijnym wymogiem, rodzice, Józef i Maryja, zanieśli ośmiodniowe Niemowlę do miejscowego kapłana, by ten dokonał zabiegu i zatwierdził wybrane imię. Dla bliskich i sąsiadów była to rodzinna uroczystość, okazja do radosnego spotkania. Zapobiegliwy Józef być może wynajął już na tę okoliczność jakieś mieszkanie w mieście lub zatrzymał się u swoich krewnych, których najprawdopodobniej miał jeszcze w Betlejem. W każdym razie, jak wyraźnie sugerują Mateusz i Łukasz, Święta Rodzina nie mieszkała już w grocie.

***

Ponieważ życie Izraelity przebiegało w atmosferze świąt, niebawem czekała Świętą Rodzinę jeszcze jedna rodzinna uroczystość, tym razem połączona z podróżą do pobliskiej Jerozolimy. Chodziło o dopełnienie nakazanego przez Mojżesza obowiązku ofiarowania Bogu pierworodnego syna. Uroczystość ta, obchodzona razem z oczyszczeniem Maryi, odbywała się na terenie Świątyni jerozolimskiej, tej samej, którą ciągle jeszcze budował i upiększał Herod Wielki, a która trzydzieści kilka lat później stanie się areną konfrontacji Nauczyciela z Nazaretu z uczonymi w Piśmie i kapłanami.

Tchnięty duchem proroczym człowiek o imieniu Symeon rozpoznał w półtoramiesięcznym Dziecku, wnoszonym przez Rodziców na rękach na dziedziniec tej wspaniałej budowli, Mesjasza. Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela (Łk 2,29-32) – wyrzekł wiekowy starzec w podniosłym języku biblijnym. I co znamienne: z ust tego religijnego człowieka wyszła przepowiednia o włączeniu do ludu objętego obietnicą mesjańską również pogan, co w opinii Żydów musiało brzmieć niczym bluźnierstwo. I dodał: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu (Łk 2,34). Zaskoczonych tymi słowami Rodziców w jeszcze większe zdumienie wprawiła równie podniosła wypowiedź prorokini Anny, potwierdzająca proroctwo Symeona (por. Łk 2,36-38). W późniejszych wiekach ten podniosły kantyk starca wszedł do liturgii kościelnej jako swego rodzaju hymn radości, że Mesjasz przyszedł nie tylko do narodu wybranego, lecz został posłany dla zbawienia wszystkich innych ludów.

***

W miejscu, w którym Łukasz przerwał relację z wydarzeń wokół Narodzenia, wątek podjął Mateusz, przytaczając epizod z Mędrcami ze Wschodu. Święta Rodzina ciągle jeszcze przebywała w Betlejem i tam, w jednym z domów, znaleźli ją owi tajemniczy przybysze, wiedzeni przez równie tajemniczą gwiazdę. Nie jest pewne, czy Józef był obecny wówczas w domu, czy też przebywał gdzieś w okolicy, starając się zarobić na utrzymanie rodziny. Ewangelista wyraźnie bowiem pisze, iż Mędrcy zobaczyli Dziecię i matkę Jego, Maryję (Mt 2,11), nic nie wspominając o opiekunie. Jakkolwiek było, Nowonarodzony otrzymał dary, jakie zwyczajowo składane są na semickim Wschodzie osobom godnym najwyższego szacunku: złoto, kadzidło i mirrę. W późniejszych wiekach chrześcijański pietyzm przypisał tym przedmiotom znaczenie iście królewskie, przy okazji wynosząc owych Mędrców, w liczbie trzech, do rangi królów (por. Psalm 71), a wreszcie nadał im nawet imiona: Kasper, Melchior i Baltazar.

Tymczasem ludzie ci najprawdopodobniej byli zwykłymi magami. Na obszarze starożytnego Wschodu, głównie w Babilonii, Persji i Arabii, magowie tworzyli coś w rodzaju wpływowej kasty wtajemniczonych: kapłanów, wróżbitów, przepowiadaczy, astrologów i doradców, z zasady wysoko cenionych na dworach panujących. Do ich obowiązku należało między innymi badanie ruchu ciał niebieskich i tłumaczenie ich znaczenia, podobnie jak odczytywanie sensu nadzwyczajnych zjawisk natury czy interpretowanie zachowania się ptaków i zwierząt. To oni wypatrzyli na firmamencie niezwykłe zjawisko, ową nieznaną sobie gwiazdę, jaśniejszą niż inne, i za tym znakiem udali się do Judei. Wpierw przybyli do Jerozolimy i po ulicach poczęli wypytywać – być może nawet przypadkowych przechodniów – o miejsce narodzin żydowskiego króla. Wieść szybko rozniosła się po mieście. Skoro usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima (Mt 2,3).

 

I w takiej oto atmosferze nieświadomości, zdumienia i strachu, uczona przecież i wyczekująca Pomazańca Pańskiego Jerozolima dowiedziała się z ust obcych, co więcej, z ust pogan, o objawieniu się Mesjasza, któremu przypisano rolę pretendenta do tronu. Herod Wielki, podejrzliwy i wszędzie węszący spisek, przezornie zasięgnął opinii kapłanów co do miejsca narodzin Mesjasza, a następnie kazał sprowadzić do siebie owych przybyszów, wypytując ich o czas, miejsce i okoliczności ukazania się gwiazdy. Gdy wszystko starannie wybadał, odprawił ich do Betlejem z rozkazem, aby – jak tylko pokłonią się Niemowlęciu – zaraz wracali do Jerozolimy i zdali na dworze sprawę ze wszystkiego, co zobaczą. Tym sposobem przebiegły władca miał nadzieję otrzymać dokładną informację o miejscu pobytu przyszłego kandydata do tronu judzkiego. Cenna ta wiadomość pomogłaby mu usunąć bez większego wysiłku zagrożenie dla siebie i dla ciągłości swej dynastii. W swych politycznych kalkulacjach, ileż to razy sprawdzonych podczas czterdziestu lat walki o utrzymanie władzy, król nie wziął pod uwagę jednej okoliczności, tej mianowicie, że oto spełniały się Pisma, a temu żaden człowiek nie był władny się przeciwstawić.

W świetle tego, co wiemy o Herodzie Wielkim od Józefa Flawiusza, nie wydaje się, aby Mateusza poniosła fantazja, gdy pisze o ohydnej zbrodni wymordowania w Betlejem i w bezpośredniej okolicy dzieci płci męskiej w wieku do dwóch lat. Ten szaleniec, znany z serii mordów na tle politycznym, których ofiarą padali również jego najbliżsi, w tym właśni jego synowie, był zdolny do podobnego czynu (por. Mt 2,16-18).

Skąd pochodzili żołnierze wykonujący ten zbrodniczy rozkaz? Najprawdopodobniej z samej Jerozolimy. Niemniej warto wspomnieć o istnieniu wojskowego garnizonu w Herodium, w twierdzy położonej bliżej Betlejem aniżeli garnizon ze Świętego Miasta. Potężne wzgórze w kształcie stożka, wypiętrzone na skraju pustyni, zostało usypane z rozkazu Heroda. Zbudowana wewnątrz tego kopca warownia miała – wraz z innymi – strzec kadłubowego królestwa judzkiego, ciągle jeszcze tolerowanego przez Rzymian. Miała też zawsze być gotowa na przyjęcie króla, o każdej porze i w każdych okolicznościach. Dlatego obsadzono ją silną załogą i przystosowano nawet do długiego oblężenia.

Przebiegły władca znów przeliczył się w swych okrutnych planach. Tak, jak zawiedli go magowie, oświeceni we śnie o prawdziwych zamiarach króla, tak teraz wymknął się siepaczom Józef. Otrzymawszy od anioła nakaz, jeszcze tej samej nocy, bez zwłoki, natychmiast, zwinął swój skromny dobytek i wyruszył w drogę, kierując się na południe, do Egiptu. Z dwóch dróg prowadzących nad Nil prawdopodobnie wybrał tę, która biegnie wzdłuż wybrzeża śródziemnomorskiego, przez Aszkelon i Gazę. Była wygodniejsza, bardziej uczęszczana, bezpieczniejsza i szybciej prowadziła poza teren będący pod panowaniem Idumejczyka, tym bardziej że port w Aszkelonie z przyległym obszarem wyłączony był spod jego jurysdykcji.

***

Milczenie ewangelistów na temat pobytu Świętej Rodziny w Egipcie wypełnia treścią starożytna legenda, do dziś żywa w delcie Nilu. Jej uwierzytelnieniem miały być liczne kościoły, równie stare jak samo opowiadanie, wznoszone w miejscach rzekomych postojów wygnańców judzkich. Faktem natomiast jest, że rzymski Egipt był bezpiecznym schronieniem dla uciekinierów z różnych stron. A jako sąsiad Palestyny tym bardziej bliski pozostawał Żydom, których liczne i ludne gminy rozsiane były po całym państwie egipskim, a gmina w Aleksandrii liczebnością, zamożnością i ruchliwością mogła konkurować tylko z gminą rzymską. Józef zmierzał zatem do kraju niezupełnie obcego, przeciwnie – życzliwego żydowskim sąsiadom. Udawał się na ziemie głęboko zakorzenione w świadomości Hebrajczyków biblijnym wspomnieniem owego „domu niewoli”, skąd Mojżesz przed ponad dwunastoma stuleciami wywiódł lud wybrany, by poprowadzić go do przyobiecanej ziemi Kanaan, lud, który mieszkał wśród Egipcjan czterysta lat.

Jezus mógł mieć około dwóch lat, kiedy skończyła się ich polityczna emigracja w Egipcie. W tym czasie w Palestynie zaszły ważne zmiany. Zmarł w męczarniach Herod Wielki, jego władztwo zostało podzielone testamentem między jego synów, a Judea dostała się we władanie jednego z nich. Józef mógł już wracać do siebie, do ojczyzny. Lecz gdy po-słyszał, że w Judei panuje Archelaos w miejsce ojca swego, Heroda, bał się tam iść(Mt 2,22).

Zapewne do uszu cieśli powracającego znad Nilu doszły wstrząsające wieści o krwawej łaźni, jaką Archelaos zgotował Żydom podczas świąt Paschy. W obliczu napiętej sytuacji i przerażony wrzeniem ludu, kandydat do tronu judzkiego wyprowadził wojsko na ulice przepełnionej pielgrzymami Jerozolimy i wspierany przez oddziały rzymskie uderzył na obozujące tłumy. W masakrze poniosło śmierć około trzech tysięcy ludzi, z czego wielu poległo na dziedzińcu Świątyni. Ten krwawy incydent zapowiadał poważne następstwa i otwarte powstanie (por. Anitiq. 17,213-218).

Takie wypadki składały się na tło polityczne w Judei, kiedy anioł Boży oznajmił Józefowi potrzebę powrotu do ojczyzny. I poszedł Józef do Nazaretu, bo Galilei obce były wydarzenia wstrząsające Judeą. Uchodziła za krainę bezpieczną i łagodną, jak jej klimat, zamieszkaną przez lud pracowity, opanowany, gościnny. Józef wracał do Nazaretu starą rzymską drogą, Via Maris, miejscami brukowaną kamieniami, wychodzącą w Egipcie z Pelusium. Droga ocierała się o piaszczyste plaże u nasady Synaju, dochodziła do Gazy, później do Aszkelonu, by na południe od Jafy odbić w głąb lądu i w niejakiej odległości od wybrzeża śródziemnomorskiego podążać na północ, przez Samarię ku Galilei. A później dalej, ku Damaszkowi w Syrii.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zdarzyło się 2000 lat temu...
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.