Haniu, kiedy śpiewasz, jesteś najpiękniejsza

Haniu, kiedy śpiewasz, jesteś najpiękniejsza
Anna Wójciak w październiku wygrała 46. Studencki Festiwal Piosenki (fot. materiały promocyjne)
Logo źródła: Dziennik Polski Wacław Krupiński / wab

Moja mama, gdy pierwszy raz usłyszała "Janicka", była przerażona: "Jezus Mario, dziywce, syćkim zek pedziała, ze bedziys w radiu śpiywać, a ty ło takik brzyćkik sprawak na całom Polske!" - opowiada Anna Wójciak.

Spontaniczna, żywiołowa, temperamentem mogąca obdarzyć kilka osób, co chwilę wybucha głośnym śmiechem, w którym nie ma nic z pozy. Bo w ogóle szczerość jest cechą, która emanuje z tej 23-letniej góralki - tak w zachowaniu na co dzień, jak i z jej piosenek.

- Myślę, że dam sobie radę, bo mam dobre chęci i wielki zapał do pracy - mówi z błyskiem w niebieskich oczach Anna Wójciak.

W październiku wygrała 46. Studencki Festiwal Piosenki. Co zmieniła nagroda?

DEON.PL POLECA

- Dla mnie najważniejsze jest to, że mam większą pewność siebie, że dostałam przyzwolenie, by rozmawiać o muzyce i myśleć o wspólnych projektach z artystami, do których bym wcześniej nie podeszła, nie miałabym odwagi. Po wygranej na festiwalu, gdzie zaprezentowałam własne utwory, dostałam jasny sygnał, że moja twórczość to coś godnego uwagi.

Zaśpiewała dwie własne piosenki "Modlitwę" oraz "My, artyści!". Wie, że w utworach własnego autorstwa wypada najpełniej - jest prawdziwa, szczera. - Te piosenki nie miałyby jednak w sobie takiej mocy, dzikości i energii bez moich muzyków - Mateusza Nowickiego, Andrzeja Zagajewskiego, Mateusza Frankiewicza i Zbyszka Ziemki. Jestem przekonana, że bez nich nie zdobyłabym pierwszej nagrody. Czad i ekspresja!

W lutym chce rozpocząć występy, prezentując własne piosenki.

- Wcześniej eksperymentowałam z jazzem, bluesem, piosenką aktorską, ale śpiewanie własnych utworów daje mi zdecydowanie największą satysfakcję. A skoro zostałam nagrodzona za swoje piosenki, traktuję to jako zachętę do pisania kolejnych. Komponując, wykorzystuję elementy każdego ze śpiewanych dotychczas gatunków muzycznych.

Jak tworzy repertuar? Chwyta za gitarę, siada do fortepianu, gra, znajduje jakiś motyw, czasem pojawia się jakieś zdanie. I albo to rozwija, albo odkłada. Bywa że na rok.

- Jest przedziwna, oryginalna, już prezentuje dobre rzemiosło. Ma w sobie jakiś odjazd i odwagę. I nie tylko głos i sylwetkę, ale także piękny umysł, jakąś czystość - mówi Ewa Kornecka, kompozytorka, juror SFP, pedagog PWST.
- Ma dużo energii do pracy, sporo talentu, jej piosenki świadczą, że wie, o co jej chodzi - dodaje Andrzej Zarycki, kompozytor, u którego Anna Wójciak w Szkole Muzycznej II st. im. Władysława Żeleńskiego Krakowie poznaje tajniki interpretacji piosenki.

Trafiła do tej szkoły w 2006 roku, po maturze. To miał być sposób na przeczekanie roku, by po nim poprawić nie najlepiej zdaną maturę. I to z historii muzyki. Zdecydowała, że będzie się uczyć śpiewu klasycznego; nie miała o nim pojęcia, wręcz bawiła ją ta maniera. Niemniej zaśpiewała na egzaminie i została przyjęta. Uczy się do dziś, acz miała rok przerwy.

Kraków zafascynował młodą góralkę z miejsca. A zarazem sprawił, że zaczęła myśleć o śpiewie poważnie. Do tego stopnia, że po roku postanowiła zdawać do PWST oraz Akademii Muzycznej.

- W szkole teatralnej trzeba się było zaprezentować w obcisłym trykocie, a ja byłam wtedy taki... pączuś. Kiedy zobaczyłam smukłe konkurentki ćwiczące szpagaty i salta, z miejsca straciłam rezon i chciałam uciekać, gdzie pieprz rośnie. Z wierszami też mi nie poszło. Po egzaminie dwa miesiące chodziłam jak struta, skutecznie lecząc się z myślenia o PWST. Uświadomiłam sobie, że to ja chcę decydować, co śpiewam, jak się ruszam, jak wyglądam... Górali nie jest łatwo okiełznać, my lubimy wszystko robić po swojemu.

Zdawała też na Akademię Muzyczną. Pierwszy egzamin wypadł najlepiej - o mało się nie dostała; kolejne dwa były już gorsze. - To był trudny okres. Bardzo chciałam rozwijać swoje zdolności, a trzy razy z rzędu nie dostałam się na Akademię. Zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle mam zdolności; w końcu przestałam śpiewać. Dopiero kiedy zaczęłam interesować się jazzem, kiedy odkryłam, że improwizowanie przychodzi mi z wielką łatwością - coś się we mnie odblokowało.

4-letnią szkołę przy Basztowej zamierza skończyć, by poznać wielowiekową tradycję, poznać muzykę mistrzów pod okiem fachowców.

- W szkole muzycznej otaczają mnie kompetentni i niezwykle serdeczni pedagodzy, którzy wkładają wiele trudu i serca w swoją pracę. Każdy, kto był lub jest uczniem "Basztowej", potwierdzi opinię, że w tej szkole panuje niesamowita, rodzinna wręcz atmosfera. Zdaję sobie sprawę, że jestem trudnym materiałem. Niełatwo okiełznać mój temperament. A klasyka wymaga skupienia, koncentracji. Na szczęście mój profesor Jacek Ozimkowski mówi, że w moim wieku też miał takie ADHD.

W Krakowie zaczęła także śpiewać na ulicy - a to pod rzeźbą Mitoraja na Rynku, a to na Szewskiej.

- Dla mnie była to fantastyczna przygoda, poznawałam niezwykłych ludzi. Przysiadali się, śpiewali, tańczyli, przynosili herbatę, kwiaty... Grałam, śpiewałam i czułam się taka ślebodna! A że w studenckiej kieszeni zwykle hula wiatr - był to świetny sposób na dorobienie paru groszy.

Kiedyś wybrała się do klubu Rotunda na "Śpiewać każdy może". Wygrała, a jurorowi Antoniemu Krupie z Radia Kraków tak się spodobała, że zaproponował jej nagranie piosenki "Janicku mój...", którą umieścił na prowadzonej przez siebie Alternatywnej Liście Przebojów; przez parę tygodni była na I miejscu. Potem wspólnie śpiewali uwielbianego przez Krupę bluesa i tak poznała wybitnego gitarzystę Jarka Śmietanę, z którym najpierw występowała, a później zaprosił ją do nagrania background vocals na swej płycie "Psychedelic - music of Jimi Hendrix".

W ramach odkrywania Krakowa i rozmaitych klimatów muzycznych trafiła także do Piwnicy Świętego Norberta Stefana Błaszczyńskiego, śpiewając z ogromnym powodzeniem swego "Janicka".

- To taki góralski erotyk oparty na skali orientalnej, i on szalenie się ludziom podoba. Jak się gdzieś pojawię, słyszę: "Hanka, zaśpiewaj Janicka" albo: "Zaśpiewaj o tych białych cyckach", bo tam jest mowa o białych piersiach. Górale są rubaszni, zatem dla mnie to nic szczególnego, chociaż moja mama, gdy pierwszy raz usłyszała "Janicka" była przerażona: "Jezus Mario, dziywce, syćkim zek pedziała, ze bedziys w radiu śpiywać, a ty ło takik brzyćkik sprawak na całom Polske!".

Rodzice ogromnie przeżywają sukces córki. Najbardziej byli dumni, jak napisał o Hance "Tygodnik Podhalański", bo wszyscy przeczytali... Zaczepiali na ulicy, gratulowali. A zarazem dla tych górali jest to i powód do lęku. - Mama czasem mówi "Jo siy straśniy ciesem Haniu, ze ci tak dobrze idziy, ino siy bojym, coby siy co złego s tobom nie stało". Bo przecież rodzice wiedzą, że świat artystyczny nie jest łatwy i boją się, żebym się w nim nie pogubiła...

A Ty się nie boisz?

- Ja już go troszkę poznałam i wydaje mi się, że mając zdrowe korzenie, nie pogubię się tak łatwo. Uwidzimy, cy siy ta dziywcyna zepsujy cy niy. Niektórzy już stwierdzili, że się popsułam, uznając tekst "Modlitwy" za "obrazoburczy." Między Bogiem a prawdą spodziewałam się i takich reakcji, chociaż przeważały pozytywne opinie.

Urodziła się w na zakopiańskiej Olczy w 1987 roku. Mając 8 lat ,zaczęła śpiewać i tańczyć w zespole "Giewont", działającym przy parafii na Olczy, w Sanktuarium Matki Bożej Objawiającej Cudowny Medalik. Wszak i tata tam śpiewał... Z tym zespołem wędrowała po parafiach nie tylko kraju. Były też występy z zespołem Turliki, a wśród nich ten najważniejszy w 1997 roku, kiedy Ojciec Święty przyjechał do Zakopanego.

A potem w Szkole Podstawowej nr 4 na Olczy zauważyła mocny głos Hanki nauczycielka muzyki, Daniela Wiśniewska. Utworzony przez nią wokalno-instrumentalny zespół "Akord" zdobywał nagrody w konkursach i przeglądach młodzieżowych, nagrał dwie płyty - z kolędami i pastorałkami oraz drugą, z piosenkami ludowymi oraz autorskimi wspomnianej nauczycielki. Wykonywał też piosenki Wolnej Grupy Bukowina i Starego Dobrego Małżeństwa, które potem Hanka będzie śpiewać na ulicy. Równocześnie już w szkole podstawowej i w gimnazjum układała i śpiewała swoje "śmieszne rzeczy"; bo szybko zauważyła, że ma niezwykłą łatwość wymyślania melodii lub dośpiewywania a vista głosów do ledwo co usłyszanej piosenki. Sama także nauczyła się grać na gitarze...

Jednak dopiero w Krakowie narodziła się myśl, żeby ze śpiewaniem związać przyszłość. Doszła do tego III nagroda Festiwalu "Pamiętajmy o Osieckiej", podczas którego wykonała na poły po góralsku, transponując tekst Osieckiej, na poły po cepersku "Byle nie o miłości" z muzyką Adama Sławińskiego, piosenkę z dawnego repertuaru Skaldów. To nagranie znalazło się na płycie "Pamiętajmy o Osieckiej" zawierającej wybrane wykonania laureatów konkursu.

"Na pewno nie zamierzam rezygnować z góralszczyzny, to moje korzenie" - mówiła mi laureatka 46. SFP po odebraniu nagrody. I tę tradycję ma we krwi. Słychać to w muzyce i w tekstach. W góralskim zaśpiewie i gwarze, którą zwraca się spontanicznie do publiczności.

Pytana o idoli, o wzorce, zaskakująco wymienia egzotyczne wokalistki z jakże nie jej epoki - Ymę Sumac i Miriam Makebę, dodając poznaną podczas warsztatów Sainkho Namtchylak z Republiki Tuwy, położonej na dalekiej Syberii. Od Sainkho nauczyła się techniki śpiewu gardłowego. Brała również udział w warsztatach Olgi Szwajgier...

Jest jeszcze Jaromir Nohavica, na którego recitale potrafi jechać nawet, jak ostatnio, do Ostrawy. Jednak wśród jej rozmaitych fascynacji są i pierwsze płyty Oddziału Zamkniętego i Porter Bandu - bo ekspresja, bo dzikość - i kapele punkowe. - Gdybym urodziła się dwadzieścia parę lat wcześniej bardzo prawdopodobne, że byłabym co najmniej dziewczyną jakiegoś punkowca - mówi i wymienia jeszcze Janis Joplin, Bjork, Tracy Chapman, Garbarek, Miśkiewicz, The Editors, The Raveonettes, Maleo Reggae Rockers, Strachy na Lachy. - Słucham wszystkich gatunków. Muzyka powinna przede wszystkim nieść ze sobą potężną dawkę energii. Bawić albo wzruszać do łez, porywać do dzikiego pogo albo zmysłowo uruchamiać biodra.

Jako kierunek studiów Hanka wybrała pedagogikę społeczno-opiekuńczą. Mając 15-17 lat pomagała młodszym dzieciom w świetlicy, opiekowała się osobami starszymi, potem doszły letnie obozy z niepełnosprawnymi. - Bardzo lubię taką pracę, czerpię z niej wielką satysfakcję. Daję wtedy 100 procent z siebie, a rzadko mam poczucie, że robię wszystko tak, jakbym chciała.

Śpiewając na ulicy poznała buddystę, który tak ją zafascynował, że złożyła papiery na religioznawstwo. Studiowała na dwóch kierunkach - mając jeszcze szkołę muzyczną - półtora roku. Teraz ocenia, że się rozdrabniała. Ma licencjat z pedagogiki; po tym roku przerwy chce iść na studia magisterskie; może z pedagogiki, może z muzykoterapii...

Aktualnie pracuje jako opiekun osoby niepełnosprawnej. Jednak przyszłość chce związać ze sceną.

- Powiem nieskromnie, czuję, że na tym polu mogę się wykazać... Ale gdyby z jakichś powodów nie udało mi się zrealizować planów związanych ze śpiewaniem, mam tysiąc innych pomysłów na siebie. Myślę o objęciu stanowiska kuratora zawodowego. Albo o otwarciu galerii z rękodziełem artystycznym. Od dziecka lubiłam malować, rysować, robić maski i kartki ze wszystkiego, co mi wpadło w ręce...

Zawsze była innym dzieckiem; innym niż spokojni z natury brat i siostra, którzy mają już własne rodziny.

- Uparto jak pieron. Wymyślyła cosik i musiało być tak, jak łona fciała. Jakby jyj fto zakozoł cego - zaroz była wojna. Lubiała śpiywać łod małego, ale ino wtedy, jak jyj syćka słuchali. Nie dej Bog, jakby siy jakiy szmery pojawiyły, już robiyła mine i godała, ze śpiywać nie bedziy. A śpiywaniy to była łod pocontku śmiertelniy poważno sprawa lo niyj i tutok z małom Haniom żartów nie było - śmieje się Janina Wójciak.

Zatem pewnie artystyczna dusza w Hance Wójciak zwycięży. To jej żywioł, jej mus. Z jednej strony mówi, że po Studenckim Festiwalu ma już dość rywalizacji, z drugiej - korci ją, by pojechać na wrocławski Przegląd Piosenki Aktorskiej, a może i do Warszawy na Festiwal Nowa Tradycja.

- Mimo że mam tysiące kompleksów i bardzo boję się krytyki - chcę, wręcz muszę spróbować. W ciągu tych swoich 23 lat spotkałam wielu ludzi, którzy podchodzili do mnie po występach i mówili "Dziewczyno, ty masz wielki talent! Nie zmarnuj go!". I czułam, że te słowa są szczere. A jedna z najbliższych mi osób powiedziała kiedyś: "Haniu, kiedy śpiewasz - jesteś najpiękniejsza".

Źródło: Chcę być piękna. I dzika!, www.dziennikpolski24.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Haniu, kiedy śpiewasz, jesteś najpiękniejsza
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.