Drodzy rozwodnicy! Wy też jesteście w Kościele!

Drodzy rozwodnicy! Wy też jesteście w Kościele!
(fot. free-photos / pixabay)
Piotr Chydziński

W 1989 roku redakcja programów katolickich TVP nadała program poświęcony ludziom żyjącym w związkach niesakramentalnych. I chociaż miał to być program informacyjny o inicjatywie Kościoła, który wyciąga rękę do tych ludzi, na samym jego początku wypowiedziało się dwóch księży, którzy "postraszyli piekłem tych, którzy zawierają powtórne związki".

Reakcji widzów można było się spodziewać - do redakcji docierały gwałtowne odpowiedzi widzów, którzy nie wysłuchali całej audycji, a skupili się tylko na początkowych wypowiedziach prawnych. Sam miałem ten artykuł zacząć od omówienia fragmentów Kodeksu Prawa Kanonicznego o małżeństwie oraz prawnych zasad postępowania w Kościele z rozwodnikami lub osobami żyjącymi w powtórnych związkach, ale szybko odszedłem od tego pomysłu. Nie znaczy to, że nie będę się tutaj starał pokazać nauczania Kościoła w zakresie małżeństwa. To jednak nie będzie moim głównym celem.

Chcę dowieść, że Kościół jest domem dla każdego człowieka. Domem, w którym szanuje się godność osoby oraz rolę zbawczą Pana Jezusa w życiu każdego człowieka, niezależnie od tego, jak potoczyło się jego życie. Jako przewodników na naszej drodze weźmiemy św. Jana Pawła II, autora adhortacji "Familiaris Consortio", który powiedział do par niesakramentalnych "Wy też jesteście w Kościele", papieża Franciszka jako autora adhortacji "Amoris Laetitia" oraz jezuitę o. Mirosława Paciuszkiewicza, zmarłego w 2010 roku duszpasterza par niesakramentalnych.

Decyzja i wybór

Żeby dobrze wejść w związek małżeński, potrzeba zrozumieć, czym w ogóle on jest. Niby kiedy się wypowiada słowo "małżeństwo", wszyscy wiedzą, co za nim stoi. Nie zawsze jednak ta wiedza pokrywa się z katolickim rozumieniem życia w małżeństwie. Oczywiście wiedza to nie wszystko, bo często dopiero po ślubie niektóre cechy drugiej osoby się ujawniają. Jednak to, czym jest w rozumieniu Kościoła małżeństwo, ustawia myślenie o tym, po co tak naprawdę ludzie dobierają się w pary.

DEON.PL POLECA

Decyzja o zawarciu w Kościele katolickim związku małżeńskiego wiąże się z konkretnymi przyrzeczeniami w stosunku do drugiej osoby oraz do wspólnoty, jaką jest sam Kościół. Magisterium Kościoła wskazuje także cele, jakie poślubieni sobie ludzie mają realizować. Mówi także o tym, że owszem, ludzie stają się w małżeństwie jakby jednym ciałem, ale przed Bogiem stoją zawsze osobno. Do świętości każdy dochodzi indywidualnie w swoim powołaniu. Małżeństwo jest drogą do Boga, do świętości przed Nim, a nie celem samym w sobie. Jest ono wyjątkowym narzędziem bycia w relacji z drugą osobą, z dziećmi i z Bogiem.

To, z kim wiąże się osoba chcąca zawrzeć związek małżeński, zawsze jest jej decyzją. Wydaje się, że czasy wybierania małżonków dla swoich dzieci przez rodziców już się zakończyły. Jest kilka elementów, które mają pomóc w tym wyborze, a szczególnym etapem dochodzenia do ostatecznej decyzji jest zaniedbywany nieraz czas narzeczeństwa.

Kim małżonkowie są dla siebie?

Przytoczę tutaj dwa punkty z Kodeksu Prawa Kanonicznego.

Jak to jest napisane w 1 artykule numeru 1055: "Małżeńskie przymierze, przez które mężczyzna i kobieta tworzą ze sobą wspólnotę całego życia, skierowaną ze swej natury do dobra małżonków oraz do zrodzenia i wychowania potomstwa, zostało między ochrzczonymi podniesione przez Chrystusa Pana do godności sakramentu".

Drugi punkt, który chcę przytoczyć, pochodzi z kanonów 1134 oraz 1135: "Z ważnego małżeństwa powstaje między małżonkami węzeł, z natury swej wieczysty i wyłączny. W małżeństwie chrześcijańskim małżonkowie zostają ponadto przez specjalny sakrament wzmocnieni i jakby konsekrowani do obowiązków swego stanu i godności. Każdemu z małżonków przysługują jednakowe obowiązki i prawa w tym, co dotyczy wspólnoty zżycia małżeńskiego".

Jest w tych kanonach mowa o wspólnocie, jaką mają tworzyć małżonkowie, oraz o jednakowych ich obowiązkach i prawach w związku. Jak to rozumieć w praktyce? Przede wszystkim wspólnota w podstawowym znaczeniu z Dziejów Apostolskich to podtrzymywanie relacji, dzielenie się finansami i dobrami, a także dbanie o pokój i zgodę, którą buduje się w słuchaniu się nawzajem i wspieraniu.

Jako że małżonkowie mają mieć także jednakowe obowiązki i prawa - tutaj potrzebna jest wzajemna troska o siebie w dojściu do tego, jak w równy sposób dzielić się powinnościami i jak hojnie umieć dawać drugiemu swój czas i nie być zaborczym w stosunku do drugiej osoby, dóbr wspólnych i dzieci.

Ale co jeśli taka sytuacja nie zaistnieje albo od początku nie było do tego woli małżonków? Co jeśli pojawił się w małżeństwie problem, który jedna ze stron zataiła albo była go nieświadoma, a który uniemożliwia życie wspólne? Co jeśli związek był niedojrzały i niezgodny z nauczaniem Kościoła?

Ważność związku małżeńskiego

Powyższymi akapitami starałem się pokazać, jak wyraźnie często kościelne reguły bycia w związku małżeńskim są zapominane, czasem nawet już w momencie zawierania go. Są różne powody, dlaczego tak się dzieje. Dlatego właśnie papież Franciszek w adhortacji "Amoris Laetitia" tak mocny nacisk kładzie na indywidualne rozeznanie każdej sytuacji osób będących w powtórnych związkach, a nie instytucjonalne rozwiązanie tej kwestii. To byłoby wypaczeniem instytucji małżeństwa i jej degradacją.

Być może dla niektórych napiszę teraz coś rewolucyjnego, ale tak jak węzeł małżeński został zawiązany, tak samo może być rozwiązany, jeśli tylko zawarty został w sposób nieważny. Taka sytuacja wcale nie jest rzadka.

Często wśród osób odchodzących od siebie z różnych powodów pojawia się problem nieświadomości, czym jest związek małżeński. Nie zwalnia taka sytuacja z przestrzegania prawa i ślubu, ale może być powodem nieważności. Mówi o tym kanon 1095, artykuł 2 i 3: "Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy: mają poważny brak rozeznania oceniającego co do istotnych praw i obowiązków małżeńskich wzajemnie przekazywanych i przyjmowanych [oraz] z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich".

Prawda co do ważności związku małżeńskiego jest taka: bądź świadomy tego, co wybierasz, i bądź świadomy tego, kogo wybierasz.

A co jeśli moje życie potoczyło się inaczej?

Rozwody cywilne wynikają nie tylko z powodu niedojrzałości obu stron do życia wspólnego. Zmiana życiowego partnera albo odejście od osoby, której się ślubowało związek, może dokonać się na innym gruncie.

Różne są sytuacje osób, które weszły w inne związki. Nie będę tutaj dawał przykładów takich, bo to zostało już opisane w innych artykułach. Pozwolę sobie przytoczyć tylko cytat z artykułu J. Makowskiej z "Przeglądu Powszechnego" z 1989 roku: "Kiedyś - powiada sędzia Michalska - zawarcie małżeństwa było niby zatrzaśnięcie za sobą drzwi; teraz to tylko lekkie ich przymknięcie". Przez rok była prelegentką na parafialnych kursach przedmałżeńskich. Ze stu ankietowanych przez nią osób siedemdziesiąt - tak, aż siedemdziesiąt! - dopuszczała myśl o rozwodzie, gdyby ich pożycie małżeńskie ułożyło się bardzo źle. "Rozwód jest, rzecz jasna, ostatecznością" - mówili narzeczeni, ale kiedy pani Michalska pytała, co według nich jest (lub mogłoby być) taką ostatecznością, odpowiadali: "Gdybyśmy przestali się kochać!".

Realizowanie związku na kształt małżeńskiego z inną osobą niż ta ze ślubu jest jednak w rozumieniu przepisów kościelnych grzechem. Osoby będące w takim związku nie otrzymują rozgrzeszenia w sakramencie pokuty oraz nie mogą przystępować do Komunii świętej. Nie oznacza to jednak, że przekreślona przez to zostaje godność człowieka pochodząca z sakramentu chrztu. Postanowienia Kościoła z tego wynikające nie zanikają.

W kanonie 849 KPK jest napisane, że: "Chrzest, brama sakramentów, konieczny do zbawienia przez rzeczywiste lub zamierzone przyjęcie, który uwalnia ludzi od grzechów, odradza ich jako dzieci Boże i przez upodobnienie do Chrystusa niezniszczalnym charakterem włącza ich do Kościoła".

Nic nie może człowieka ochrzczonego w Kościele odłączyć od Chrystusa. Chrzest jest niezniszczalny i upodabnia do Chrystusa. Nie można nikomu ochrzczonemu odmawiać godności i uczestnictwa we wspólnocie Kościoła.

Potępienie czy wykluczenie społeczne, jakie było jeszcze przed drugą wojną światową powszechne w naszym społeczeństwie dla takich ludzi, obecnie w jakikolwiek sposób nie powinno mieć miejsca. Potwierdza to bp Władysław Miziołek w artykule z 1981 roku o duszpasterstwie par niesakramentalnych, zalecając księżom, by nie omijali takich rodzin, jak to dawniej się działo, w celu odstręczenia innych od takich życiowych kroków.

Moc Boga jest ponad podziałami i rozwodami

Trudna sytuacja życiowa i konsekwencje wyborów, przed którymi człowiek w pewnym momencie musiał stanąć w życiu, doprowadzają go do mocno egzystencjalnych pytań - pytań o sens swojego życia, pytań o Boga i o to, czego On może w tym momencie ode mnie w moim życiu chcieć.

To, jak toczą się losy człowieka, nie jest ustalonym schematem. "Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka?" - pyta retorycznie autor Księgi Hioba. W każdej sytuacji Bóg prowadzi człowieka do szczęścia drogą, którą w danym momencie znajduje jako dla niego najlepszą.

Pan Bóg nie chce śmierci duchowej człowieka, nawet jeśli mocno grzeszy. On chce dla każdego życia wiecznego. Chce także dla człowieka pełni życia w świecie, jak to się mówi, doczesnym.

Wejście w ponowny związek nie zabiera człowiekowi jego praw chrzcielnych. Wymaga ono jednak od osoby chcącej w Kościele być i działać, znalezienia właściwych dla siebie form rozwoju religijnego. Jan Paweł II w "Familiaris Consortio" sugeruje, żeby tacy ludzie przede wszystkim słuchali i czytali Słowo Boże oraz przychodzili na Eucharystię. Dalej zaleca, żeby trwali na modlitwie. Zachęca też do podejmowania dzieł miłosierdzia w społeczeństwie i promowania sprawiedliwości. Mówi o tym, żeby nie zaniedbywać chrześcijańskiego wychowania dzieci. Chce też, żeby osoby w takich związkach szukały miejsca na pokutę i pielęgnowanie swojego ducha.

Co miałoby oznaczać takie pokutowanie? W końcu skoro nie można przystępować do spowiedzi, to jak pokutować? Właściwie to przecież brak możliwości przyjmowania Komunii świętej już jest pewną pokutą i konsekwencją. Jednak warto szukać tutaj innego sposobu myślenia o tym.

Chociaż po sakramencie pokuty i pojednania nie można otrzymać rozgrzeszenia, jeśli jest się w niesakramentalnym związku, to nikt rozmowy duchowej z księdzem na kształt szczerego otwarcia swojego sumienia przed nim nie zabrania. Powiedziałbym wręcz w drugą stronę - byłaby to bardzo dobra rzecz służąca wzrostowi duchowemu i coraz lepszemu rozumieniu swojego stanu.

Duszpasterz par niesakramentalnych ks. Bronisław Bozowski mówił o tym w ten sposób: "Uważam, że takie rozmowy z ludźmi żyjącymi tylko w małżeństwach cywilnych są bardzo ważne i to z trzech powodów. Najpierw jest to problem głęboko ludzki. Ludzie ci chcą mieć poczucie, że nie zostali odepchnięci i za życia potępieni, jeżeli nie przez Kościół, to przez ludzi Kościoła. Chodzi tutaj o stworzenie im jakiejś przestrzeni duchowej i warunków psychicznych do życia nie w «stanie przeklętym». Jest to też sprawa podtrzymania wartości najważniejszej - mianowicie wiary i życia według zasad Jezusa Chrystusa we wszystkich innych aspektach. Jest też to sprawa zachęty, by w wierze wychowywali swoje dzieci".

W duchowości ignacjańskiej jako jeden z najważniejszych elementów troski o swoje życie duchowe zaleca się codzienny rachunek sumienia, który nie jest tylko wspominaniem grzechu i skrupulatnym rozliczaniem się ze słabości, ale raczej przyjrzeniem się temu, co się w moim wnętrzu i życiu duchowym dzieje dobrego, a co złego - co mnie prowadzi do dobra, a co od tego odciąga. Taki rachunek sumienia służy wzmacnianiu umiejętności podejmowania dobrych decyzji w życiu codziennym oraz lepszemu widzeniu działania Pana Boga i Jego łaski każdego dnia. I to jest coś, co na pewno dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych byłoby niesamowitą pomocą.

Jest jeszcze jedna rzecz, która na pewno nie pozwoli poczuć się odrzuconym przez Kościół rozwodnikom - przyjaźń i wsparcie od podobnych sobie osób w Kościele. Nic tak nie wzmacnia zaufania Bogu w trudnej sytuacji, jak umiejętność dostrzeżenia Go w świadectwie życia drugiego człowieka.

Co sugeruje Kościół niesakramentalnym?

Odpowiedzialność za swoje decyzje jest jednym z bardzo ważnych elementów praktyki chrześcijańskiej. Jan Paweł II w rozmowie z André Frossardem na temat ewangelicznej kobiety, którą przyłapano na cudzołóstwie, miał powiedzieć, że: "spotkanie z ludzkim grzechem dostarcza Chrystusowi szczególnej, jakby wręcz uprzywilejowanej sposobności, aby odsłaniać źródła życia wiecznego, źródła łaski, aby mówić o miłości, która jest potężniejsza od grzechu... Ale to wszystko nie po to, ażeby dać wyraz pobłażliwości dla grzechu. Ale raczej tylko po to, ażeby ukazać drogę nawrócenia. Postępowanie Chrystusa jest zawsze całkowicie jednoznaczne".

W podobnym tonie wypowiada się papież Franciszek o tym fragmencie Ewangelii. W czasie Mszy Krzyżma świętego tego roku, powiedział podczas homilii:

"Widać tam jasno, że bliskość ma znaczenie decydujące, by prawdy Jezusa zawsze zbliżały i były wypowiadane twarzą w twarz. Patrząc drugiej osobie w oczy, tak jak Pan, gdy wstawszy, po tym gdy klęczał obok cudzołożnicy, którą chciano ukamienować, powiedział do niej: «I Ja ciebie nie potępiam» (J 8,11) - nie jest to postępowanie sprzeczne z prawem. Można dodać: «a od tej chwili już nie grzesz!», nie tonem, który przynależy do sfery prawnej prawdy-definicji, tonem kogoś, kto musi określić, jakie są uwarunkowania Bożego miłosierdzia - ale za pomocą wyrażenia, jakiego używa się w dziedzinie prawdy-wiernej, która pozwala grzesznikowi patrzeć naprzód, a nie do tyłu. Właściwym tonem owego «nie grzesz więcej» jest ton spowiednika, który wypowiada te słowa i jest gotowy, by powtórzyć je siedemdziesiąt siedem razy".

Przytoczył też w tej homilii inny ważny w tym kontekście fragment biblijny - spotkanie Jezusa z Samarytanką przy studni. Mówił, że sposób rozmawiania Jezusa z kobietą, która miała już kilku mężów, spowodował, że na jaw wyszły jej grzechy, ale nie rzuciło to cienia na jej postawę modlitwy i nie stawiło przeszkód w jej misyjnym powołaniu. Po rozmowie z Jezusem Samarytanka zostawiła dzbany z wodą i pobiegła głosić innym Dobrą Nowinę.

Chociaż sytuacja niesakramentalnych zawsze jest w rozumieniu prawa kościelnego trwaniem w grzechu, to Chrystus do tej grzeszności przychodzi. Nie przeraża Go to ani nie odstrasza. Jednak nazywa grzech po imieniu. I nie można według prawa kościelnego obiecywać nikomu możliwości innego rozumienia grzechu, który powstał z powodu przerwania małżeństwa.

Prawo a rozeznanie

Takie są obecne warunki prawne, jeśli rozwodnicy chcą powrócić do życia sakramentalnego:

  • istnienie ważnych powodów uniemożliwiających rozstanie się w nowym związku, np. konieczność wychowania dzieci;
  • uznanie swojej winy i skrucha za naruszenie zasady nierozerwalności małżeństwa
  • obustronna decyzja całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej w nowym związku
  • unikanie zgorszenia (czyli przystępowanie do Komunii św. poza środowiskiem, w którym jest się znanym)

Jednak Franciszek w adhortacji "Amoris Laetitia" zostawia duże narzędzie w rękach każdego kapłana, jakim jest rozeznawanie indywidualnych przypadków. Nie oznacza to przekreślenia powyższych reguł - to bardziej ich dopełnienie. Rozdział ósmy tego dokumentu nazywa się: "towarzyszyć, rozpoznać i włączyć to, co kruche". Od samego początku jest tu powiedziane, że słabości i kruchości człowieka, która nie pozwala w pełni uczestniczyć w życiu Kościoła, towarzyszy łaska Boga. A duszpasterze mają "nawiązać dialog duszpasterski z takimi osobami, aby poznać elementy ich życia, które mogą prowadzić do większego otwarcia na Ewangelię małżeństwa w całej jej pełni".

Franciszek chce, by niesakramentalni usłyszeli Ewangelię na nowo. Nie chce nauczania niechrześcijańskiego w kościołach i wspólnotach, ale chce, żeby każdy członek Kościoła poczuł się "przedmiotem niezasłużonego, bezwarunkowego i bezinteresownego miłosierdzia. Nikt nie może być potępiony na zawsze, bo to nie jest logika Ewangelii!" - pisze dalej. Franciszek woła o to by w Kościele nie krzywdzono osób rozwiedzionych. Dlatego mocno zachęca duszpasterzy, żeby towarzyszyli i rozeznawali miejsce w Kościele dla konkretnej pary.

W 305 punkcie adhortacji o radości miłości Franciszek pisze, że "ze względu na uwarunkowania i czynniki łagodzące możliwe jest, że pośród pewnej obiektywnej sytuacji grzechu osoba, która nie jest subiektywnie winna albo nie jest w pełni winna, może żyć w łasce Bożej, może kochać, a także może wzrastać w życiu łaski i miłości, otrzymując w tym celu pomoc Kościoła. Rozeznanie musi pomóc w znalezieniu możliwych dróg odpowiedzenia Bogu i rozwoju pośród ograniczeń". I dalej: "mały krok pośród wielkich ludzkich ograniczeń może bardziej podobać się Bogu niż poprawne na zewnątrz życie człowieka spędzającego dni bez stawiania czoła poważnym trudnościom".

Papież pragnie żeby niesakramentalni odkryli na nowo radość, która płynie z Ewangelii i z ich życia. Nie chce skrupulanctwa.

"Kochaj ich wszystkich, jednak nikogo nie oszukuj"

Ojciec Mirosław Paciuszkiewicz, znany duszpasterz par niesakramentalnych i w zasadzie jeden z pionierów tego tematu w Polsce, wieloletni proboszcz sanktuarium św. Andrzeja Boboli przy Rakowieckiej w Warszawie, starał się wypracować już od lat siedemdziesiątych jakiś sposób postępowania z parami niesakramentalnymi. Wiedząc, że na terenie swojej parafii ma wiele osób żyjących w takich związkach, chciał nawiązać z nimi kontakt. Po jakimś czasie pracy z nimi i zorganizowaniu dla nich grupy oraz wyjazdów rekolekcyjnych przeprowadził ankietę, której wyniki zostały przedstawione w książce "Tęsknota i głód".

Nazwa tego zbioru świadectw ludzi żyjących od wielu lat w związkach niesakramentalnych doskonale pokazuje to, co przeżywają te osoby. Książka ta odsłoniła ich wielką wiarę i łączność z Kościołem, z Jezusem, choć przerwaną i tworzoną w inny sposób.

Ksiądz Jarosław Tomaszewski z diecezji płockiej, znając powstającą legendę o. Mirosława, postanowił pod koniec już jego życia wybrać się do niego po porady co do duszpasterstwa niesakramentalnych. O tym spotkaniu wspomniał w jednym ze swoich artykułów dla "Christianitas": "mistrz wręczył mi papierowy obrazek z informacją o spotkaniach grup osób niesakramentalnych przy Rakowieckiej. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie znanego obrazu Rembrandta, na którym stęskniony ojciec obejmuje szerokim gestem zmęczonego życiem, marnotrawnego syna. Paciuszkiewicz milcząc, palcem wskazał mi powszechnie komentowany dziś symbol z jednej strony ojcowskiej, z drugiej zaś matczynej dłoni położonej na plecach nędzarza, mówiąc: kochaj ich wszystkich, jednak nikogo nie oszukuj…".

Starania ojca Paciuszkiewicza były doceniane przez tych, którzy do niego przychodzili. Jest w tych osobach duża wdzięczność za perspektywę, którą przed nimi otworzył. Jednak ta perspektywa nie była tworzona przez obiecywanie złotych gór. To była po prostu szczerość. I serdeczna troska, ukazująca Boże Miłosierdzie.

Piotr Chydziński - redaktor i dziennikarz portalu deon.pl. Mieszka w Krakowie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Grzegorz Kramer SJ, Łukasz Wojtusik, Piotr Żyłka

Czy Kościół może być normalny? Bez tematów tabu, pouczania i krzywdzenia innych?

Grzegorz Kramer SJ i Piotr Żyłka w szczerej rozmowie z Łukaszem Wojtusikiem. 

Kontrowersyjni. Prowokujący do myślenia. Nie wahają się mówić o sprawach...

Skomentuj artykuł

Drodzy rozwodnicy! Wy też jesteście w Kościele!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.