„Mamusiu. Jedną minutkę"

„Mamusiu. Jedną minutkę"
Bądź godna zaufania w kwestii czasu (fot. sean_dreilinger)
Heidi Bratton / slo

Planowanie niezaplanowanego czasu dla dzieci wymaga od ciebie pomysłu, co zrobisz z twoim własnym czasem. Plan zajęć jest linią obronną przed naciskiem, jaki może wywierać na ciebie upływający czas. Jest on narzędziem samodyscypliny i pomaga wprowadzać w życie podjęte decyzje, kontrolować czas całej rodziny oraz uchronić się od sytuacji, kiedy on zacznie kontrolować ciebie.

Niewiele jest zajęć, które tak jak to wpływają na nawiązanie ciepłych wzajemnych relacji. Dzieci, którym wcześnie zaczyna się czytać, nabierają przekonania, że książka niesie ze sobą przyjemność, dowiadują się, że litery układają się w słowa, że słowa, połączone w odpowiedni sposób, mogą przekazać interesujące informacje".

DEON.PL POLECA




W mojej rodzinie zaczęliśmy planować zajęcia oraz czytać dzieciom dopiero wtedy, gdy przyszło na świat trzecie z nich. Ale natychmiast weszło nam to w krew. Dziś cała piątka naszych dzieci, od tego, które dopiero uczy się chodzić po najstarsze, spieszą się, aby wieczorem przebrać się w piżamy i przed snem posłuchać przynajmniej jednego rozdziału z Małego domku na prerii lub innej książki. Doszło nawet do tego, że zaczęliśmy sobie cenić długą jazdę samochodem, dlatego że daje nam to szansę poczytania jakiejś książki.

Istnieje wiele możliwości wspólnego działania, które obiektywnie stanowią ważny element budowania mocnych więzów rodzinnych. Zatem mądrze spędzaj twój czas. Regularnie rozmawiaj ze współmałżonkiem. Pamiętaj o niedzieli. Planuj niezaplanowany czas, ale nie planuj wszystkiego i ponad miarę, zwłaszcza gdy ktoś obcy zapyta cię, czy jesteś bardzo zajęta. Tak, jesteś zajęta. Zajęta uczeniem się, jak zwolnić i zacząć cieszyć się tym czasem, spędzonym z własnymi dziećmi.

Ilość poświęconego dzieciom czasu

Póki co większość matek zdaje sobie sprawę ze śmieszności twierdzenia, że „jakość" z powodzeniem można zastąpić ilością. W pewnym artykule opublikowanym w Minneapolis Star Tribune zwrócono uwagę na fakt znacznego spadku liczby kobiet (40% w 1998 roku, choć w 1979 roku było to 66%), które zgadzały się z następującym twierdzeniem: „Nie chodzi o jakość czasu, jaki spędzasz z własnymi dziećmi - chodzi o ilość".

„Pod koniec lat siedemdziesiątych kobiety uważały, że jakość czasu danego rodzinie może być dobrym usprawiedliwieniem dla faktu, iż mniej tego czasu spędza się z dziećmi - dziś wiele z nich uważa zupełnie inaczej". Dziś matki coraz częściej dochodzą do przekonania, że gdy mowa o ilości i jakości czasu, to nie można tych dwóch wartości oddzielać lub traktować ich jako alternatywy. Ilość jest równie ważna jak jakość. Nie możesz oczekiwać od swojego dziecka, i to niezależnie, ile by miało lat, że w ciągu piętnastu minut, między jednym a drugim zadaniem do wykonania, ujawni wszystkie swoje troski, zmartwienia, nadzieje i marzenia. Dobra relacja wymaga rozciągniętej w czasie wzajemnej bliskości.

Jakość poświęconego dzieciom czasu

Z drugiej jednak strony, przekonałam się, że oferując swoim dzieciom maksymalną dozę macierzyńskiej miłości (będąc wyłącznie i w pełni do ich dyspozycji przez krótki czas), w znaczący sposób mogę wpłynąć na ich postawy i wytworzyć pozytywną atmosferę w domu, która wystarczy im na ten czas, kiedy nie będę mogła poświęcić im całej mojej uwagi. Taka jest krótko mówiąc idea „jakości czasu", która funkcjonuje tak długo, jak długo nie jest jedyną formą uwagi poświęconej dzieciom każdego dnia. W przypadku naszej rodziny zostało ustalonych pięć momentów intensywnych kontaktów, odpowiadających postulatowi „jakości". Te pięć punktów to coś, co zawsze ma miejsce, niezależnie od sytuacji.

 

Są to:

  1. początek dnia (nazywam to Powitaniem dnia);
  2. wyjście do szkoły, pracy lub początek zabawy (Spotkanie dnia);
  3. powrót ze szkoły lub czas na drzemkę (Przytulenie dnia);
  4. czas wspólnego posiłku (Omówienie dnia);
  5. czas przygotowania do snu (Pożegnanie dnia).

W rzeczywistości to, co robię, nazywa się „startem z właściwej pozycji" lub „robieniem dobrego wrażenia". Ostateczna wartość takich chwil intensywnego komunikowania miłości nie może nie zostać zauważona. „Gdy jesteśmy daleko od tych, którzy nas kochają, wówczas mamy okazję, aby wyregulować własne nastroje. Najważniejsze jest jednak pierwsze pięć minut, kiedy znów jesteśmy razem" oraz - dodałabym od siebie - ostatnia minuta, zanim znów się rozejdziemy. Być może w tej prawdzie tkwi przyczyna, dlaczego na przykład hebrajskie słowo "shalom" oraz hawajskie "aloha" oznacza zarówno „dzień dobry", jak i „do zobaczenia". Chwile powitania i pożegnania są podobne do siebie i są okazją do wyrażenia pozytywnych życzeń, błogosławieństwa i wyrażenia uczuć, które wpływają determinująco na klimat relacji międzyludzkiej aż do następnego spotkania lub pozdrowienia.

Klasycznym przykładem znaczenia, jakie ma pierwsze pięć minut, jest sytuacja, w której dzieci budzą się rano i przychodząc do nas, mają okazję „ustawić" swój nastrój na cały nadchodzący dzień. A wszystko zależnie od tego, jak je powitamy: czy odwrócimy się na drugi bok, udając, że śpimy, podczas gdy mamy nadzieję, że dzieci sobie pójdą, czy też powitamy ich sennie, ale życzliwie: „Dzień dobry, jak miło cię zobaczyć". Kiedy przywitam moje dzieci pierwszym sposobem, wówczas nieuniknione jest, że tego dnia coś nie będzie funkcjonowało. Kiedy zaś powitam dzieci pozytywnie, to nawet jeśli jestem zmęczona i mam ochotę na parę chwil wciągnąć je pod kołdrę, one i tak już czują się kochane i to rozbudza w nich nadzieję miłości na cały nadchodzący dzień.

Bądź godna zaufania w kwestii czasu

Gdy mój syn Benjamin miał dwa lata, przechodził taki okres, że obojętnie o co go prosiłam, spoglądał na mnie poważnie, podnosił do góry jeden palec i mówił: „Mamusiu. Jedną minutkę". Wydało mi się to śmieszne, aż do momentu, gdy zdałam sobie sprawę, że on naśladuje mój sposób reagowania na jego prośby, skierowane do mnie. W ten sposób za każdym razem, kiedy mnie potrzebował, dawałam mu małą lekcję zarządzania czasem i dynamiki relacji międzyludzkich.

Nasze dzieci muszą wiedzieć, że gdy mówimy im, iż mamy dla nich czas, to faktycznie go mamy, chyba że chcemy je nauczyć, iż nie należy ufać naszym słowom. Jeśli mówisz: „minutkę", to oznacza, że faktycznie będziesz do dyspozycji za minutę. Jeśli zaś wiesz, że za minutę nie będziesz miała czasu, to postaraj się powiedzieć, ile dokładnie będą musiały poczekać, abyś mogła poświęcić im nieco czasu. Nie możesz jednak wymagać od nich, aby cichutko i cierpliwie czekały, aż skończysz rozmowę przez telefon lub jakąś inną wymianę zdań, która ciągnie się w nieskończoność. (Pomyśl jednak, na ile wystarczyłoby twojemu szefowi lub współpracownikowi cierpliwości, gdybyś w biurze bez końca odsyłała go z kwitkiem?). Jeśli chcesz nauczyć je zachowywać zasady umowy (np. czekać cierpliwie i cicho), to najpierw sama musisz takich zasad przestrzegać (być do dyspozycji wtedy, kiedy im to obiecasz).

To niezwykle ważna umiejętność - stać na straży i panować nad własnym czasem - zwłaszcza dla tych matek, na których spoczywają także inne obowiązki. Szczególnie gdy obowiązki te wykonujesz w domu, to będziesz miała okazję, aby wkładać „kapelusze" kobiety interesu, nauczycielki itp. i nie zawsze będziesz w stanie poświęcać dzieciom całą uwagę. W takich sytuacjach będziesz musiała pokonać pokusę, aby posadzić dziecko przed telewizorem i puścić mu kolejny film na wideo albo dać mu jeszcze jedne lody, samej zaś wykręcić jeszcze jeden numer telefoniczny lub udać, że rozpoczynasz następną lekcję. Jeśli czas twojej pracy lub czas lekcji dobiegł końca, to niech tak będzie w istocie. Być może dla własnej wygody będziesz chciała uzyskać jeszcze chwilę na przestawienie się z zaangażowania w pracę na rodzinę, mieć moment spokoju, zanim znów włożysz na głowę kolejny „kapelusz" - tym razem matki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

„Mamusiu. Jedną minutkę"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.