Pieniądze szczęścia nie dają

Pieniądze szczęścia nie dają
(fot. kaibara / flickr.com)
ks. Andrzej Zwoliński / slo

W potocznych refleksjach na temat szczęścia pojawia się myśl, że prawdziwe szczęście towarzyszy człowiekowi do ukończenia czwartego roku życia. Jest to bowiem czas beztroski, gdy inni zaspokajają nasze potrzeby i dostarczają licznych pozytywnych emocji.

Późniejsze wysiłki człowieka zmierzają do odtworzenia czasu beztroski. Jednym z ważnych elementów w tym procesie są pieniądze, budzące szereg emocji, ale dające poczucie bezpieczeństwa. Gdyby powiedziało się głodnemu, że pieniądze szczęścia nie dają, budziłoby to jego sprzeciw. Lecz doświadczenie uczy, że bogaci często bywają nieszczęśliwi. Powszechne współwystępowanie bogactwa i szczęścia tłumaczy się tym, że posiadanie większej sumy pieniędzy oznacza większe możliwości kupna przedmiotów, które są źródłem przyjemności. Można jednak ten związek tłumaczyć odwrotnie: im bardziej jesteśmy zadowoleni i szczęśliwi, tym więcej zarabiamy. Osoba, która pozostaje w dobrym nastroju, stwarza lepsze i korzystniejsze relacje z otoczeniem, poszukuje bardziej nowych celów, nie unika porażek, chętnie podejmuje nowe wyzwania, także ekonomiczne. Stąd w konsekwencji, jak mówią o tym badania socjologów (Ed Diener, Martin Seligman), ludzie szczęśliwi mają wyższe dochody niż ludzie nieszczęśliwi. Ludzie nastawieni pozytywnie do świata przedstawiają sobą także pewien stały poziom szczęścia. Tłumaczy to teza "kieratu szczęścia", która głosi, że niezależnie od zdarzeń losowych i podejmowanych wysiłków, szczęście człowieka pozostaje na tym samym poziomie.

Otwarte pozostaje pytanie: "Czy system ekonomiczny przyczynia się do dawania szczęścia?". W systemie kapitalistycznym wzrost dobrobytu wiązano z zazdrością — pragnieniem rzeczy podobnych do tych, które posiadają inni. To służy wzrostowi ekonomicznemu, ale niszczy osobowość człowieka. Troska o posiadanie nowych rzeczy, bardziej drogich, cennych i zdobytych coraz większym wysiłkiem, zmusza do wyrzeczeń i rezygnacji z wartości takich, jak: rodzina, czas studiów, troska o innych. Przegrany system komunistyczny żadnego ze swych celów ekonomicznych nie zrealizował, a zakończył swą historię klęską i nieszczęściami coraz bardziej biednych ludzi. Prawdziwe szczęście nie jest darem żadnego z systemów ekonomicznych. Może on jedynie pomóc osiągnąć je, pod warunkiem, który jest oczywisty, że da wolność wybrania sobie szczęścia przez ludzi.

Moc pieniędzy

DEON.PL POLECA

Michael Sandel, profesor i wykładowca filozofii politycznej na Harvardzie, w książce pt. What Money Cant Buy (Czego nie można kupić za pieniądze), wydanej w pierwszej dekadzie XXI wieku, zauważa, że żyjemy w czasie, gdzie prawie wszystko można kupić za pieniądze, a także można sprzedać. W ten sposób niepostrzeżenie przeszliśmy od gospodarki rynkowej do bycia rynkowym społeczeństwem. Wszelkiego rodzaju debaty społeczne i wyzwania obywatelskie rozwiązuje nie argument moralny, ale prawo rynku, z założeniem, że bodźce finansowe zawsze stanowią mechanizm dokonywania właściwych wyborów.

Każda ludzka aktywność zamieniana jest na towar, a wszelkie oceny wartościujące sprowadzają się do prostego pytania: "Ile?". Przykłady można mnożyć: płacenie przez szkoły w Dallas dzieciom dwa dolary za przeczytanie jednej książki; prawo do jazdy po pasie dla podróżujących w grupie, gdy podróżuje się samemu (10 dolarów w wielu miastach Stanów Zjednoczonych); płacenie "staczom" za zajmowanie miejsca w kolejce do wysłuchania przed komisją Kongresu; płacenie narkomanom w Północnej Karolinie 300 dolarów za zgodę na sterylizację; kupowanie zielonej karty za 500 tys. dolarów przez imigrantów; opłata za posiadanie czystej, cichej celi w więzieniu Santa Ana w Kalifornii (90 dolarów dziennie); prawo do zastrzelenia nosorożca czarnego z gatunku zagrożonych (250 tys. dolarów); kupowanie mów drużbów weselnych; handlowanie częściami ciała do przeszczepów; opłata za możliwość emisji dwutlenku węgla w unijnym systemie, który pozwala firmom kupować prawo do zanieczyszczenia atmosfery (10,5 dolara za tonę); roczny abonament numeru prywatnej komórki lekarza i gwarancję wizyty lekarskiej tego samego dnia (od 1,5 tys. do 25 tys. rocznie); wynajmowanie surogatek dla urodzenia wymarzonego dziecka (8 tys. dolarów w Indiach, trzy razy więcej w Stanach Zjednoczonych); zgodę na rolę królika doświadczalnego w testach leków farmaceutycznych (ok. 7,5 tys. dolarów w zależności od inwazyjności procedury i dyskomfortu); a nawet miejsce na czole — linie Air New Zealand płaciły ludziom za ogolenie głowy i noszenie tymczasowego tatuażu na czole z ich reklamą. Nie ma znaczenia dobro czy zło reklamy. Ekonomiści są gotowi przeprowadzać ankietę czy sondaż wśród mieszkańców regionu, w którym planowane jest założenie składowiska odpadów radioaktywnych, jakby wyniki tych badań zmieniały skutki tego planu.

Ludzie opowiedzieli się w Szwajcarii za takim składowiskiem, dostrzegając w nim znaczenie dla całości kraju (51 proc.). Zostały wycenione różnego rodzaju towary: telewizor, ciąża ludzka, nerki, artykuły spożywcze, prokreacja, ciało człowieka, nauczanie, wiedza, służba wojskowa itd. Rynek zdaje się być miejscem wyceny wszystkiego, a to jest niebezpieczne i złudne. Tzw. "rynkowy triumfalizm" wiąże się bowiem z "moralnym wakatem". Debaty nad wartością różnych dóbr są tak celowo prowadzone, sprowadzane do różnic tak drobnych, że zatraca się to, co rzeczywiście istotne.

System finansowy narzucił społeczeństwu określone schematy myślenia, stał się główną siłą kreującą wizję świata. "Finansjalizacja" gospodarki doprowadziła do tego, że celem stał się nie biznes jako taki (robienie interesu przez oferowanie ludziom jakichś dóbr czy usług), lecz mnożenie pieniędzy dowolnymi metodami, głównie przez operacje czysto finansowe. Inwestycja to nie budowanie fabryk czy tworzenie miejsc pracy, zaangażowanie sił wytwórczych, czy bazy materiałowej, ale przedsięwzięcie finansowe. Jak twierdzi laureat Nagrody Nobla w 1990 roku, Harry Markowitz, który otrzymał ją za modele finansów; stworzono "nowego człowieka": w miejsce dawnego "homo economicus" pojawił się "homo financiarus" — człowiek finansowy. Nie liczy się tak własność jako taka, jak to, ile można uzyskać zwrotu z kapitału.

Przedsiębiorstwa są też jedynie instrumentem mnożenia pieniędzy, a nieważne jest, co się wytwarza. Strona etyczna stosunków międzyludzkich została zepchnięta na dalszy plan. Zrodziła się ekonomia podaży, oferująca gamę rzeczy, ale niedostrzegająca innych, ludzkich aspektów gospodarki, np. nie zwraca się uwagi na popyt, pracując nad wytworzeniem sztucznych potrzeb i kształtując je w sposób dowolny. Pojawiła się tendencja do spychania człowieka na dalszy plan, jako element kosztów. Nie jest on już celem czy partnerem w grze ekonomicznej, ale "kosztem", który trzeba zminimalizować, by stworzyć przedsiębiorcy takie warunki, aby mógł produkować jak najtaniej i osiągać stopę zwrotu.

Tematy związane z pieniędzmi, zwłaszcza w krajach wysoko rozwiniętych, są najczęściej pomijane. Poza nowymi strategiami mnożenia ich, nie podejmuje się niezwykle niewygodnych pytań o sensowność "rozwoju ekonomicznego", który generuje rzesze bezrobotnych, nie pomnaża dobrostanu przeciętnego mieszkańca kraju, rodzi rzesze odrzuconych i ekonomicznie zmarginalizowanych. Pytania o moralny wymiar ekonomii są niepoprawne politycznie.

W praktyce ekonomicznej podejmuje się wysiłki, aby utrzymać wzrost spożycia. Sprowadzają się one do nasycenia przestrzeni publicznej zachętami, sugestiami i wszelkiego rodzaju namowami do kupowania i konsumowania. Suma pieniędzy wydawanych na reklamę wzrasta znacznie szybciej niż suma pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży. Nasycenie rynku wymaga nowych, bardziej wyrafinowanych sposobów przemówienia do potencjalnych klientów. Celem reklamy jest wyprodukowanie masowego klienta, kreowanie go w grupie dotychczas obojętnych na oferowane rzeczy. Jednym z elementów nowej reklamy jest nieustanne powoływanie się na pojęcie szczęścia i dobrobytu, jaki można osiągnąć, korzystając z ofert firm. Szczęście jest niezwykle blisko - w markecie, domu towarowym, w sklepie, w salonie samochodowym czy w luksusowych salonach kosmetycznych. Reklamowe rewelacje nie zwracają uwagi na niestosowność miejsca czy czasu oferowania danych usług, pomijają tradycyjne zakazy, same posuwając się nawet do merytorycznych kłamstw.

Inwazja komercji stwarza u konsumentów jednowymiarowy obraz człowieka zadowolonego i szczęśliwego. Jest to konsument, którego stać jest na kupienie wszystkiego, cokolwiek zapragnie. Tradycyjny sens kupowania, cel zaspokojenia potrzeb, został zagubiony lub zniekształcony przez reklamy. Ocena życia sprowadzona została do wymiernych walorów pieniężnych ("Powiedz mi, ile pieniędzy masz na koncie, a powiem ci, kim jesteś"). Mądrość człowieka, szlachetność, uczciwość, dobroć - widziana jest także w takiej perspektywie: "Jeśli jesteś taki dobry, to dlaczego nie jesteś bogaty?". Pieniądze stały się wyrazem siły i wartości człowieka.

Więcej w książce:  SZCZĘŚCIE BRUTTO - ks. Andrzej Zwoliński

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pieniądze szczęścia nie dają
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.