Rak na opak, czyli jak zabrać się do życia

Rak na opak, czyli jak zabrać się do życia
(fot. laures / flickr.com)
RAK NA OPAK / Urszula Lesicka

Marazm, rutyna, zewnętrzne presje i oczekiwania, wykonywane automatycznie codzienne czynności, wkradająca się w to wszystko apatia  i poczucie bezsensu  - bywa, że właśnie do takiej rzeczywistości przychodzi choroba wywracając cały świat do góry nogami.  Może ona przynieść z sobą jeszcze większą rezygnację, jednakże to właśnie wtedy często zyskujemy nową wewnętrzną energię i siłę. W sytuacji zagrożenia zaczynamy…. zabierać się do życia.

Poprzedni artykuł "Uszczypnięci" przez raka mogą żyć lepiej! niósł przekaz, że z rakiem można żyć, co więcej - życie może być pełniejsze i bardziej wypełnione sensem dzięki lekcji, jaką jest choroba. Jednak zanim uda się uwolnić od paraliżującego pytania "jak długo będę żyć" na rzecz bardziej konstruktywnego "jak będę żyć?",  często trzeba zastanowić się jeszcze nad jednym: "jak w ogóle zabrać się do życia?"…

Jak podjąć jakąkolwiek aktywność, szczególnie wtedy, gdy ciało boli i odmawia posłuszeństwa, gdy przepełnia nas smutek, a myśli kłębią się w głowie produkując przerażające wizje czarnej przyszłości?  W artykule oddamy głos tym, którzy mimo choroby (a czasem właśnie dzięki niej) odkrywają, jak żyć. A zatem - zapraszamy na lekcję 1 Szkoły Życia poświęconą MOTYWACJI.

Na początek wyobraź sobie... poniedziałkowy poranek, budzi cię głośny i tak nielubiany dźwięk budzika. Niechętnie wstajesz z łóżka. Odsuwasz zasłony, a tam ostre słońce razi cię boleśnie w oczy. W  kuchni  dopijasz wczorajszą kawę zagryzając suchym chlebem. Idziesz do łazienki, przemywasz twarz. Ale ja wyglądam - myślisz widząc swoje podkrążone oczy - a tu trzeba znowu zmagać się z kolejnym ciężkim dniem. Pewnie kolejny raz nie uda mi się niczego załatwić. Mam tego wszystkiego dość, chyba zostanę w domu i wrócę do łóżka, pośpię do południa, a potem obiad. Zaraz… Czy został  w lodówce jeszcze jeden kotlet z przedwczoraj?...

DEON.PL POLECA

Motywacja. Już samo jej łacińskie imię wskazuje na jej misję. Motivus-tae. Skłaniająca do ruchu. Czasem jesteśmy przez nią pociągani, to znów popychani, niekiedy wręcz potrzebujemy tak zwanego "kopa". Pobudza na różne sposoby - warto zastanowić się, czy wszystkie są dla nas równie zdrowe. I tak może motywować nas złość - rywalizując czy zazdroszcząc, możemy dojść bardzo wysoko.  Niestety, na przykład z wrzodami żołądka. Bywa, że działamy powodowani lękiem - najlepszy jest taki o średniej mocy, bo lekki niepokój nie wyzwoli dużej energii, panika może zaś sparaliżować.  Lęk bywa naprawdę bardzo skutecznym motywatorem, jednak czy może być w pełni satysfakcjonujące życie, w którym bojąc się, wiecznie przed czymś uciekamy lub trwamy w nieustannej gotowości do walki?

- Zanim zachorowałem - wspomina Ryszard, u którego trzy lata temu zdiagnozowano nowotwór - byłem uczestniczącym w wyścigu szczurów menagerem. Rywalizacja, zazdrość o sukcesy kolegów stanowiły moje codzienne paliwo. Do tego dochodził strach, że nie podołam utrzymaniu rodziny oraz zadaniom stawianym mi w pracy. Codziennie budziłem się po piątej, zwarty i gotowy do działania. Jednak w pewnym momencie mój organizm powiedział: STOP.

Na szczęście jest jeszcze nadzieja. Ona także może sprawić, że podejmujemy aktywność. Angażujemy się w coś, widząc przed sobą pewną pożądaną perspektywę i dostrzegając szanse jej osiągnięcia (jakkolwiek nikłe by nie były). A więc - uczę się nie ze strachu przed niezaliczeniem sesji, a raczej ożywiana wizją możliwości, jakie może dać mi w przyszłości zdobyta wiedza. Złość, lęk, nadzieja - mogą pobudzać do podobnego działania, ale jakże różne będą towarzyszące im myśli i wyobrażenia w naszych głowach, a co za tym idzie - zupełnie inne samopoczucie. Dużo zdrowiej i skuteczniej jest motywować się myślą: "co dobrego się wydarzy, jeżeli to zrobię?", zamiast straszyć się  wizją niepożądanych konsekwencji.

- Zachorowałem, opowiada Ryszard, nagle świat się zatrzymał. Nie pozostało mi nic prócz nadziei. Nadziei, że będzie lepiej. Nadzieja jest spokojna, daje pozytywne przeżycia, wzmacnia spokój wewnętrzny. Czuję teraz chęć do działania, ale nie pod przymusem, tylko z własnej woli, wierząc że może się udać. Teraz zajmuję się tym, co naprawdę ważne - nie pracą czy statusem społecznym - ale dbaniem o relacje rodzinne i o spokój ducha.

Jak mieć nadzieję i chęć do życia, gdy dopada choroba - oto jak radzą sobie ci, których "uszczypnął" rak:

- Dobrze jest zacząć optymistycznie dzień - mówi Marian - radosne "dzień dobry", pozytywne nastawienie. Otwieram okno i patrzę na okolicę, podziwiam piękno naturalnego świata….

Magdę do życia pobudza… działanie: Aktywność, wszelkie wędrówki, podróże - to jest to, co mnie motywuje. Mam taką wrodzoną nadruchliwość, która działa pobudzająco na mnie samą i na innych. Najważniejsze to zacząć coś robić -  działania wzbudzają we mnie potrzebę podejmowana następnych.

Aldona zaś odnajduje się w twórczym lenistwie: Wiem, że to zabrzmi dziwnie - mówi - ale mnie motywuje "nicnierobienie", ale takie świadome, twórcze. Mogę nacieszyć się chwilą odpoczynku, zebrać myśli. Uwielbiam zapachy, aromaty - one mnie uspokajają. Muzyka też motywuje, bo poprawia nastrój, a wtedy dużo łatwiej podjąć choćby codzienne obowiązki.

Kojąca muzyka, poranny rytuał zaparzonej nieśpiesznie herbaty, kontakt z naturą, taniec, zabawa z dziećmi - to tylko przykłady czynności, które mogą nieść radość, wewnętrzny spokój, poczucie sensu i spełnienia, a tym samym dodawać nam energii tak potrzebnej do życia i działania.

Amerykański lekarz-radiolog, doktor Carl Simonton, określał je mianem czynności witalnych, zalecając swoim pacjentom ich jak najczęstsze stosowanie, jako istotne uzupełnienie terapii medycznej. - Na jednych z pierwszych zajęć w ramach Terapii Simontona - wspomina Ewa - poznałam magiczne pojęcie "czynności witalnych". One w stanach gorszego nastroju i braku chęci do życia przywracają mi siły, by dalej działać i żyć. Zaliczam do nich np. dobry film, list do przyjaciela czy oglądanie moich ulubionych fotografii, drobne przyjemności. Gdy na zewnątrz zimno i szaro - w domu goszczą kwiaty i zapalone świece. Gdy czuję się samotna - dzwonię do serdecznej przyjaciółki - i nawet krótka rozmowa podnosi na duchu.

To ważne, by umieć wziąć sprawy w swoje ręce - zamiast czekać na dzwonek telefonu - samemu wybrać numer. Odświeżyć relacje, podjąć inicjatywę. Często w chorobie zaczyna się doceniać jak istotne jest wsparcie innych, wzajemna wymiana, przyjaźnie.

- W ogóle ludzie są bardzo ważni. W grupie jest ogromna moc, z której możemy czerpać niezmierzone siły do życia, pomysły, o których wcześniej w ogóle by się nie pomyślało. Rodzina, przyjaciele, grupa terapeutyczna - często po prostu z myślą o nich działam, zamiast rozpaczać i użalać się nad własnym losem. To dzięki nim zebrałam się w garść,  by  podjąć walkę z chorobą.

Niektórzy w wyniku trudnych doświadczeń przypominają sobie o tym, co naprawdę dla nich ważne - na nowo odkrywają, że naprawdę żyją wtedy, gdy to, co robią jest dla nich sensem i źródłem głębokiej wewnętrznej radości. Zdobywają zbawienną umiejętność cieszenia się choćby drobnymi rzeczami, częściej je widzą i doceniają. Tak podsumowuje to doświadczenie Marzena: "Zawsze zadowalałam się tym, co mam, ale teraz, po tym jak  zachorowałam, szczególnie napawa mnie satysfakcją każda drobna radość mojego życia".

Każdy z nas może poszukać swoich czynności i rytuałów, wzmacniających jego nadzieję i chęć do życia. Warto poznać także naszych ukrytych wrogów motywacji, mogących skutecznie ją osłabić - ukrywają się w naszym nieustającym, przeważnie nieuświadamianym dialogu wewnętrznym, podkopując wiarę w nas samych oraz sens i powodzenie naszych przedsięwzięć. Na przykład takie: "nie mogę…". Jeśli w to uwierzymy, to rzeczywiście w naszej głowie pojawią się głównie wspomnienia nieudanych prób i wyobrażenia rozmaitych przeszkód (jakże kreatywny jest nasz mózg!).

Co się jednak stanie, gdy zmienimy optykę na "mogę"? Prawdopodobnie przyjdą na  myśl sposoby rozwiązań i pamięć o sukcesach, choćby tych małych. Wtedy już łatwiej zrobić ten pierwszy krok. Drugi zabójca motywacji szepce: "to jest trudne",  w wielu z nas automatycznie budząc opór. Warto zastanowić się, co tak naprawdę znaczy "trudne". Być może po prostu wymaga od nas większego wysiłku, przeznaczenia na to większej ilości czasu lub skorzystania z pomocy innych?

Nie myśl zatem o tym, że coś jest trudne - po prostu podejmij wyzwanie. "Spróbuję" - być może zechcesz odpowiedzieć. Uwaga, bo to kolejny wróg motywacji - mówiąc w ten sposób, zostawiamy sobie furtkę do wycofania się. Zamiast więc "próbować",  lepiej po prostu zacząć to robić. Jeśli oczywiście… "znajdziemy czas".

Uwaga - mamy wszyscy dokładnie tyle samo czasu! 24 godziny na dobę, niezmiennie przez siedem dni w tygodniu. Tak naprawdę więc sedno tkwi nie tyle w "braku czasu", co w ustalaniu priorytetów, mądrym i świadomym gospodarowaniu tymi godzinami, które każdemu z nas są dane. Nic też nie jest w stanie wzbudzić w nas takiego oporu do działania jak wszelkie "musy" i "powinności". "Muszę rano wstać". "Powinnam przejść na dietę".

Czy naprawdę aż a takim stopniu jesteśmy niewolnikami w swoim życiu? Jeżeli głębiej zastanowimy się nad tą kwestią, to jedyną rzeczą, którą tak naprawdę musimy zrobić, jest to, że… musimy umrzeć. Wszystko inne jest naszym wyborem, owszem, niekiedy niezbyt pożądanym, ale jednak wyborem.  Dużo łatwiej zabrać się za jakąś czynność, gdy uzmysłowimy sobie, że z pewnych względów, mając na uwadze konsekwencje, właśnie ją świadomie i dobrowolnie wybieramy. Zamieńmy zatem słowa "muszę" i "powinnam" na "chcę", "wybieram", "decyduję się". Ach, co za ulga!

Motywacja jest niezbędnym motorem do działania. Nad jej poziomem warto stale pracować - mamy na niego realny wpływ. Pielęgnujmy nadzieję i wiarę w to, że może się udać. Bądźmy uważni na nasz wewnętrzny dialog oraz możliwe hamulce działania. Zadbajmy, by każdy dzień wypełniony był tym, co wypełnia nasze życie radością i sensem. A wtedy…

Wyobraź sobie... poniedziałkowy poranek, budzi cię spokojna, twoja ulubiona melodia płynąca z budzika. Chętnie wstajesz z łóżka. Osuwasz zasłony, a tam piękne, jasne słońce oświetla i ogrzewa twoją twarz. W kuchni robisz sobie aromatyczną, rozgrzewającą kawę z cynamonem, która idealnie komponuje się ze smacznym ciastem drożdżowym, przyniesionym ci wczoraj przez twoją serdeczną sąsiadkę. Idziesz do łazienki, ubierasz pachnące lawendą ubrania. Przemywasz twarz, szczotkujesz zęby, jeszcze krem, sztyft ochronny na usta, perfumy. Jak wyglądam? - myślisz - jest dobrze! Dziś kolejny dzień podejmowania nowych wyzwań! Mam nadzieję, że uda mi się jak najwięcej załatwić i wrócę do domu z poczuciem spokoju. Potem obiad. Hmm… Może dziś umówię się  z przyjaciółmi na wspólne gotowanie?…

***

Rak na opak. Bo nie wyrok, a szansa. Pytanie "jak długo będę żyć?" stopniowo zamienić się może na "jak będę żyć?".

Zapraszamy do SZKOŁY ŻYCIA - przez najbliższe pół roku w Centrum Psychoonkologii działającym przy Stowarzyszeniu Wspierania Onkologii UNICORN w ramach projektu RAK NA OPAK będą odbywać się warsztaty i spotkania otwarte z psychoonkologiem, dietetykiem, onkologiem i arteterapeutą.

Szczegóły tutaj:

Rak na opak, czyli jak zabrać się do życia - zdjęcie w treści artykułu 

Rak na opak, czyli jak zabrać się do życia - zdjęcie w treści artykułu nr 1

* Materiał powstał w ramach projektu "Rak na opak" sfinansowanego ze środków prewencyjnych PZU.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Rak na opak, czyli jak zabrać się do życia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.