Dobrze widzi się tylko sercem

Dobrze widzi się tylko sercem
(fot. John Hope/ flickr.com)
Peter M. Kalellis / slo

Normą nowoczesnej kultury jest unikanie bólu; znaleźliśmy wiele środków, nieraz bardzo pomysłowych, żeby uciec nie tylko przed cierpieniem fizycznym, ale też psychicznym poczuciem czy intelektualną świadomością nieszczęścia.

Odwracamy się od naszego losu, wybierając raczej znieczulenie niż poszukiwanie rozwiązania. Gdy tylko jakaś sprzeczka z bliską osobą naruszy codzienną, rutynową równowagę, wpadamy w panikę lub przyjmujemy postawę obronną. Znieczulamy się koncepcjami wytworzonymi przez nasz ułomny umysł, by zagłuszyć rzeczywisty ból, ważny, bo sygnalizujący nam, że coś się popsuło. Nasz związek znosi te wybiegi z trudem. My sami gorzkniejemy od nich, obwarowując się sceptycyzmem - tymczasem czemu nie wsłuchać się w mądrość naszych uczuć, nie poszukać w nich bardziej twórczej odpowiedzi? Możemy się zdobyć na powierzchowne tylko, wątpliwe rozwiązanie problemu, kiedy szukamy go jedynie w umyśle i natychmiast wprowadzamy w czyn. Jeśli troska o związek ma postać szeregu doraźnych reakcji na trudne sytuacje, wtedy nasza frustracja szybko podnosi głowę, nadzieja na poprawę redukuje się do oczekiwania bezpośrednich efektów, a rozczarowania łatwo wyczerpują cierpliwość. Dopiero nachylając się umysłem do serca, możemy uzyskać trwałe wskazówki postępowania i mieć nadzieję, że z głębi naszej jaźni wypłynie w końcu rozwiązanie.

Widzialne efekty podjętej pracy nie będą pewnie tak wyraźne, jak mógłbyś pragnąć i oczekiwać. Chwilami możesz zmagać się z wątpliwościami, czy twoje starania przynoszą jakikolwiek skutek. Pamiętaj, że wątpliwości te podpowiada umysł, z zasady żądający czytelnych efektów, nie serce, które naturalnie pragnie pojednania. Kiedy sytuacja wydaje się beznadziejna, przypomnij sobie słowa Antoine’a de Saint-Exupéry z Małego Księcia: "Dobrze widzi się tylko sercem; to co najważniejsze, jest niewidzialne dla oczu".

To co najważniejsze, jest niewidzialne dla oczu. Co to znaczy dla kogoś, kto stara się o pojednanie w swym związku? Czy ma z tych słów wynikać, że ty i twój partner możecie w tej samej sytuacji doznawać odmiennych uczuć? Może i tak - nie dowiesz się, jeśli nie sprawdzisz.

DEON.PL POLECA

Poradź się swego serca: Czy jestem gotów powierzyć siebie, własną duszę, swojemu partnerowi? Czego to będzie wymagać? Czy uważam, że warto? Czy mam podejmować ryzyko starań o odtworzenie związku bez żadnych gwarancji? Jak zniosę to, że z początku nie będę wiedział, co dały moje starania?

Proces naprawy związku nieuchronnie będzie wam obojgu utrudniał oczywisty odruch oczekiwania takich relacji interpersonalnych, myśli, uczuć i zachowań, jakich doświadczyliśmy w przeszłości. Przezwyciężenie tych uprzedzeń i podjęcie ryzyka ponownego zaangażowania w związek wymaga dodatkowej odwagi i wysiłku. Współdziałanie umysłu i serca uruchamia tu mechanizm samospełniającej się decyzji - chcesz poprawy atmosfery, a gdy coś cię niepokoi, nie wpadasz w obawę, ale reagujesz współczuciem, nakazującym widzieć w niedoskonałości tego drugiego bodziec do własnego wysiłku.

Proponuję, żebyś się zatrzymał na chwilę w ruchu i zastanowił. Czy chcesz odtworzyć swój związek? Jeśli tak, nie rozważaj już tego, odpręż się, rozluźnij na kilka minut i wsłuchaj się uważnie w swoje pragnienie. Wiem - te pierwsze kroki są trudne. Możesz powątpiewać, czy starczy ci umiejętności, siły. Możesz mieć pokusę, by przerzucić problem na jakiegoś wynajętego charyzmatycznego fachowca. Kiedy jednak zamilknie w tobie zgiełk świata, kiedy dopuścisz do głosu własną duszę, może obudzić się w tobie poczucie, że w głębi twego smutku tkwi radość, w głębi zagubienia stanowczość, na dnie lęku spokój, pod bezradnością siła. Ta siła będzie ci teraz potrzebna.

Nie jesteś marionetką, która gra swoją rolę, gdy pociągnie się za odpowiednie sznurki. Nie mogę popchnąć cię do niczego. Takiego prawa nikt nie ma. To twoje życie - rządzisz nim, masz za zadanie nim rządzić. Posiadasz siłę sprawczą, możesz zmieniać stan rzeczy wokół siebie. Nie powinieneś wykorzystywać jej kapryśnie i samolubnie, żeby zaspokoić własne interesy, lecz rozumnie, z zamiarem pojednania. Więc masz osiągnąć coś, czego nie kupiłbyś za żadne pieniądze? Ma stać się cud? Owszem, cud - taki, jaki sam wypracujesz.

Czy wciąż wątpisz w siebie? W takim razie zapamiętaj, co napisała niezrównana Martha Graham: "Tkwi w tobie pewna określona energia, chęć życia. Działając, materializujesz ją. Nikt inny nie jest i nigdy nie będzie tobą, więc to, co możesz zdziałać, jest niepowtarzalne. A jeśli to stłumisz, przepadnie bezpowrotnie". Powtarzaj sobie ten apel w myślach co najmniej trzy razy dziennie.

Jeśli uwierzyłeś, że masz w sobie siłę, którą można wprowadzić w czyn, najwyższa pora, żebyś wstał i zaczął szukać rozwiązania. Trzeba zrobić pierwszy krok. Jest was dwoje dotkniętych problemem - czemu nie masz być tym, który zacznie? "To niesprawiedliwe!" - zaprotestujesz.

Sprawiedliwe czy nie, którejś ze stron musi zależeć na związku w takim stopniu, żeby zrobić ten pierwszy krok. Czasem ten, kto go zrobi, sam przebywa całą drogę i dopiero wtedy spotyka się z partnerem. Czytasz ten tekst pewnie sam, więc to na ciebie spada teraz odpowiedzialność. Do pełnego sukcesu trzeba oczywiście, żeby nad naprawą związku pracowały obie jego strony. Gdybyś skrupulatnie robił to, co do ciebie należy, a twój partner byłby na to zupełnie głuchy, związek szwankowałby nadal, ale ty przynajmniej zyskałbyś spokój, świadom, że zrobiłeś wszystko, co się dało, żeby go ocalić.

Zamieszczam poniżej kilka bardziej szczegółowych sugestii. Pomyśl o nich od czasu do czasu, zastanów się, którą z nich i w jaki sposób zastosować. Jeśli któraś nie przynosi skutków, nie trać wiary - przyłóż się jeszcze bardziej. Myśląc o tych zasadach, praktykując je, będziesz nabierać coraz więcej wprawy w twoim zadaniu, lepiej też będziesz widział, czego jeszcze brak. Skup się na procesie, nie na rezultatach - rozwój często następuje skokowo, a jeśli będziesz wciąż przebiegał myślami, jakie ten czy tamten chwyt dał dotąd efekty, staniesz się po prostu nerwowy. Nie staraj się usilnie przewidywać wyników takich zabiegów; myśl o tym, że jesteś w drodze i chcesz dojść do celu - czyli odnowy związku. Jak w każdej innej podróży, nie śpiesz się zanadto i nie chodź na skróty.

Teraz trwa odbudowa; póki co, ważne, żebyś był przekonany, iż w twoim związku może być lepiej. Życie toczy się dalej - trzymaj się prosto, stąpaj pewnie, patrz na partnera śmiało, raźnie z nim rozmawiaj. Pielęgnuj w sobie te uczucia, które wyzwalają harmonię. Lecz przede wszystkim staraj się przeżywać ten rozpoczęty proces, który rozpocząłeś; nie myśl o tym, żeby go jak najprędzej skończyć.

  • Naucz się języka miłości. Skoro mówisz "tak", znaczy to, że gotów jesteś dać jeszcze jedną szansę twojemu związkowi, a więc podejść do niego w jakiś nowy, odmienny sposób, zmieniając pewnie dotychczasowe formy wyrazu. Być może powinieneś pomyśleć o czułości swoich słów - nie rozmawiasz przecież z przedmiotem, ale z żywym człowiekiem. Musisz zmienić język - przemówić językiem miłości.
  • Pozwól się kochać. Być kochanym, zostać wybranym, to najgłębsza potrzeba człowieka. Jest to wspaniałe uczucie - wiedzieć, że ktoś cię szczerze kocha. Nawet, jeśli twój partner głęboko cię zranił, wciąż potrzebujesz jego miłości. Boisz się oczywiście odrzucenia, ponownego zranienia. Nie bez podstaw. Pamiętaj jednak, że w dłuższej perspektywie nowe zranienie nie jest dla ciebie nawet w części tak wielkim niebezpieczeństwem jak samotność.
  • Obdarowuj miłością. Kiedy na nowo zbliżasz się do partnera, otwarty na jego ciepło, jest mało prawdopodobne, że cię odepchnie. Oboje jesteście czującymi, wrażliwymi istotami. Wrogość, podejrzliwość, pielęgnowanie ukrytych motywów osłabiają spoistość związku i narażają go na rozpad pod wpływem pierwszego lepszego ciosu. Kiedy dajesz z siebie miłość, nie dajesz jej właściwie partnerowi ani też sobie, ale obdarowujesz nią wasz związek, wnosząc w niego nowe życie.
  • Kontroluj swoje wymagania. Jeśli myślisz, że partner będzie spełniał wszystkie twoje potrzeby, oczekujesz więcej, niż ktokolwiek mógłby ci dać. Więcej możesz osiągnąć, dostrzegając potrzeby związku jako całości i starając się je zaspokoić.
  • Bądź czuły i opiekuńczy. Podchodź do partnera czule na niego otwarty; postaraj się cieszyć tym, że masz sposobność do kontaktu z nim. Jeśli przekonasz się, że wszystko, co partner mówi do ciebie, jest nie do przyjęcia czy niedorzeczne, skup się na wytkniętym celu - pamiętaj, że masz prawo dążyć do utrzymania warunków, umożliwiających kolejne zbliżenie z partnerem.
  • Śpiesz się powoli. Nie wyrywaj się za wszelką cenę z wyrzuceniem z siebie za pierwszym razem wszystkich uczuć i myśli. Okaż, że interesuje cię odpowiedź partnera. Skup się na chwili obecnej i ciesz się tym, co już teraz możesz uzyskać.
  • Nie zakładaj różnych rzeczy z góry; założenia są stworzonymi przez umysł przeszkodami w drodze do celu. Nie warto zawracać sobie głowy takimi na przykład myślami: "Związki innych są lepsze niż mój, ludzie nie mają z nimi takich problemów. Konflikt w związku jest czymś nienormalnym i niszczącym, należy go więc unikać; dobry związek powinien przebiegać gładko. Czemu inni są tacy szczęśliwi, a my napięci i cierpiący?"
  • Wystrzegaj się chęci kontrolowania. Nikt nie lubi być kontrolowany. Stwierdzenia podyktowane przez rozum w rodzaju "Wiem, ile możemy wydać!" albo "Wiem, że jestem teraz w porządku" stresują znacznie bardziej niż uwagi płynące z serca, jak "Zastanówmy się nad tym wspólnie".
  • Staraj się nie zmieniać swego partnera. Ludzie nie zmieniają się pod presją, ale wtedy, gdy sami czują, że zmiana jest potrzebna. Elementem czy sprężyną zmiany może być, powolne nieraz, odkrywanie radości płynącej z dzielenia życia z drugą osobą.

Wiecej w książce: Odbudowywanie związków - Peter M. Kalellis

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dobrze widzi się tylko sercem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.