"Znalezienie dawcy to jak anulowanie wyroku"

"Znalezienie dawcy to jak anulowanie wyroku"
(fot. sxc.hu)
wab

– Poddajemy się stereotypom, nie próbujemy ich zwalczyć, brakuje nam wiedzy o dawstwie szpiku. A w tym samym czasie ktoś, kto walczy z chorobą, tkwi w dramatycznym oczekiwaniu – mówi Tomasz Chruśliński* z Fundacji Przeciwko Leukemii im. Agaty Mróz-Olszewskiej.

Deon.pl: Ciągle jeszcze niewiele osób decyduje się na oddanie szpiku kostnego.

DEON.PL POLECA




Tak, bardzo niewiele. Boimy się, mamy w głowie mnóstwo stereotypów, łatwo dajemy się przestraszyć… Bo sąsiad powiedział, że to „prawie jak operacja” itd. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Mamy w Polsce 50 tys. dawców. Niemcy mają 4 mln, a jest ich przecież tylko dwa razy więcej niż nas.

Przyczyną jest strach?

Raczej niewiedza. Istnieje absurdalne przekonanie, że oddanie szpiku to potężna operacja, wycięcie połowy kręgosłupa, że to wiążę się z długim pobytem w szpitalu. Przeżyłem szok, gdy w szkole, w której próbowałem zachęcać młodzież do dawstwa szpiku, usłyszałem od jednego z uczniów: „Oddanie szpiku to poważna operacja. Nigdy się na to nie zgodzę, bo jeszcze się czymś zarażę!”. Okazało się, że usłyszał to od nauczycielki biologii…

A to nie operacja.

Oczywiście, że nie. Istnieją dwie metody pobierania szpiku. Możemy pobrać szpik z talerza biodrowego. To rzeczywiście wiąże się z krótkim pobytem w szpitalu. Zabieg dokonywany jest w znieczuleniu ogólnym, ale to nie tak głęboka narkoza, jak w przypadku poważnego zabiegu. Chodzi tylko o komfort dawcy. Trzy tygodnie przed zabiegiem dawca oddaje krew, która zostaje mu przetoczona po zabiegu. Dzięki temu, można tak się wyrazić, bilans wychodzi na zero. Otrzymujemy z powrotem to, co oddaliśmy.

Jest jeszcze druga metoda.

Tak. Jeszcze prostsza. Polega na oddaniu komórek macierzystych, a dokładnie separacji komórek z krwi obwodowej. To zabieg przypominający swoim przebiegiem dializę, wykonywany jest bez znieczulenia. Ta metoda jest absolutnie nieinwazyjna. Pięć dni przed zabiegiem przyjmujemy czynnik wzrostu. Niezależnie od metody musimy przejść gruntowne badania, a pierwszym krokiem jest oddanie krwi, która zostaje przebadana pod kątem zgodności tkankowej antygenów transplantacyjnych.

Sami możemy wybrać metodę?

Tak. To dawca podejmuje decyzję, którą metodą chce oddać szpik. Lekarz może zasugerować którąś z nich, ale to dawca podejmuje ostateczną decyzję. Każda z metod jest skuteczna. Z metody separacji komórek macierzystych skorzysta niebawem Maciej Stuhr. Podzieli się swoim szpikiem z 7-letnią dziewczynką.

Znamy człowieka, któremu pomagamy?

Mamy ogólne informacje. W jakim jest wieku, czy to kobieta czy mężczyzna, czym się zajmuje. Albo, że to jeszcze dziecko.

Czyli możemy mieć poczucie, że ratujemy konkretnego człowieka.

Właśnie tak. „To najprostszy sposób, by zostać bohaterem!” – powtarzam to za Maciejem Stuhrem.

Można śmiało powiedzieć, że zabieg pobrania szpiku jest prosty i bezbolesny.

Bardzo prosty. Zwłaszcza wobec tego, co może zdziałać. To banał! Bo czym są dwa albo trzy dni spędzone w szpitalu wobec możliwości uratowania ludzkiego życia. Bo to właśnie ratowanie ludzkiego życia! Ok, może przez tydzień będzie dawcę bolał pośladek, jeśli zdecyduje się na pobranie szpiku z talerza biodrowego. Ale o czym my mówimy, jeśli dzięki temu ktoś wygra życie. To tylko kwestia właściwej perspektywy i uświadomienia sobie, że dla wielu osób oczekiwanie na dawcę to wyścig ze śmiercią. To nie kwestia kaprysu czy widzimisię. To walka o życie, o której, kiedy jesteśmy zdrowi, często nie zdajemy sobie sprawy.

Pan sam wygrał życie dzięki dawcy.

Mam za sobą dwa przeszczepy. Drugi od osoby niespokrewnionej. Gdyby nie Piotr, bo tak nazywa się mój dawca, nie rozmawialibyśmy dziś. Dlatego, gdy ktoś pyta mnie, czym jest Bank Dawców, to odpowiadam, że to bank życia, bank nadziei. To jak studnia na pustyni, w której spodziewamy się znaleźć wodę, której pragniemy, dzięki której damy radę przetrwać. To jak woda, powietrze, słońce. Wszystko.

Co Pan poczuł, gdy okazało się, że jest dla Pana dawca?

To po prostu narodzenie się od nowa. Bycie chorym to jak los skazańca z wyrokiem śmierci. Z tą jednak różnicą, że skazany wie, za co ponosi karę i może też mieć nadzieję na ułaskawienie, amnestię. Chory na białaczkę nie potrafi znaleźć uzasadnienia dla swojego cierpienia. Przecież to nie jest kara za popełnione przewinienia… Informacja o dawcy gotowym podzielić się swoim szpikiem to dla niego jest amnestia. Anulowanie wyroku.

Jak to jest narodzić się na nowo?

To znaczy wrócić do pracy! Rąbać drzewo do kominka, a czasem napić się piwa! Cieszyć się narodzinami dziecka. Genialnie w swojej banalności. I zmiana perspektywy. Problemy, które kiedyś wydawały się jak Mount Everset, dziś są zaledwie Żuławami Wiślanymi, depresją…

Wykonuje się ok. 700 transplantacji rocznie, podczas gdy zachorowań jest ok. 10 tys. rocznie. Ciągle potrzeba więcej dawców.

Ja nie wiem, jak zachęcać. Co należy mówić. Warto chyba po prostu zadać sobie pytanie, jakim jestem człowiekiem? Co stanowi o mojej wartości? Pozycja społeczna, duże pieniądze czy raczej to, czym mogę się podzielić z drugim człowiekiem, co mogę dać. Jeśli tak postawimy sobie pytanie, znikną wszystkie wątpliwości. Jestem przekonany, że nie trzeba wtedy nikogo zachęcać.

* Tomasz Chruśliński – członek zarządu Fundacji Przeciwko Leukemii im. Agaty Mróz-Olszewskiej (www.leukemia.pl). Na białaczkę zachorował w wieku 25 lat, był rok po ślubie. Jego walka z chorobą trwała 3 lata i wyszedł z niej zwycięsko dzięki przeszczepom, pierwszy w 2004 a drugi w 2005 roku. Ma żonę Beatę i 4-miesięcznego synka Piotrusia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Znalezienie dawcy to jak anulowanie wyroku"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.