USA, Rosja i Francja w Syrii - wojna cieni

USA, Rosja i Francja w Syrii - wojna cieni
(fot. PAP/EPA/SANA HANDOUT)
PAP / mh

Wojna w Syrii może być takim przełomem jak kryzys sueski, po którym stało się jasne, że potęgi kolonialne nie rozdają już kart na Bliskim Wschodzie. Teraz wydaje się, że USA lokują swe interesy gdzieś indziej, a gra o Syrię jest ważniejsza dla Francji i Rosji.

"Trzeba obserwować tę rozgrywkę. Ona się nie kończy, ale w dużej mierze rozwija" - pisze amerykański instytut Stratfor o syryjskim konflikcie, który stał się czymś na kształt konfrontacji między Rosją a Ameryką, której sekunduje Francja.
"Wszystkie publiczne oświadczenia mają na celu zawoalowanie prawdziwych planów i intencji" Waszyngtonu, Londynu, Paryża czy Moskwy - podkreśla Stratfor. Publicznie deklarowane zamiary mają niewiele wspólnego z długofalową strategią.
Według Francois Gere z francuskiego think tanku specjalizującego się w geostrategii (Institut français d’analyse stratégique - IFAS) kryzys syryjski to "prawdziwy zwrot w relacjach międzynarodowych, porównywalny z kryzysem sueskim z 1956 roku". Francusko-brytyjsko-izraelska ekspedycja przeciw Egiptowi zakończyła się, gdy wspólnie przeciwstawiły się jej Stany Zjednoczone i Związek Radziecki. Po kryzysie sueskim stało się jasne, że to już nie byłe potęgi kolonialne będą wywierać decydujący wpływ w regionie - przypomina Gere na stronach "Atlantico.fr". Teraz widoczne staje się, że uwaga USA kieruje się gdzieś indziej.
Ameryka, która uniezależnia się od importu ropy, dzięki eksploatacji własnych złóż gazu łupkowego, nie jest zainteresowana tak jak dawniej Bliskim Wschodem, nie martwią jej też rosnące ceny ropy podbijane przez konflikty w tym regionie - uważa generał Jean-Bernard Pinatel, założyciel francuskiego ośrodka badań geostrategicznych (Groupe Permanent d’Évaluations de Situations - GPES).
Stanom Zjednoczonym może zgoła zależeć na utrzymaniu pewnego napięcia na Bliskim Wschodzie, ponieważ bardziej rentowne okażą się wtedy amerykańskie inwestycje we własną niezależność energetyczną i eksport gazu - mówi Pinatel w wywiadzie dla "Atlantico.fr".
Według Stratforu wojna w Syrii stała się czynnikiem zmuszającym niektóre państwa do określania wagi swego zaangażowania w tym regionie. Dla Rosji rozgrywka o Syrię jest w dużej mierze walką o prestiż; dla Francji - preludium do zacieśnienia więzi gospodarczych i ochrony inwestycji w szeroko pojętym regionie. Dla Ameryki nie jest to już priorytet.
"USA nie mogą już być jedynym aktorem wojny, która toczy się przede wszystkim na Wschodniej Półkuli" - pisze Stratfor. W serii analiz dotyczących zarówno wycofywania sił USA z Afganistanu, jak interwencji w Libii oraz niechęci do podejmowania operacji wojskowej w Syrii Stratfor podkreślał wielokrotnie, że Ameryka wycofuje się generalnie z zaangażowania w walkę z radyklanym islamem oraz rozwiązywanie konfliktów w regionach, które nie są dla niej ważne z punktu widzenia strategicznych interesów.
Takie wojny "mogłyby zachwiać (globalną) strategią USA, poprzez konieczność angażowania kolosalnych środków". Ta zmiana polityki Waszyngtonu "jest widoczna w przypadku Syrii, w której Stany Zjednoczone konsekwentnie unikają interwencji (...) pozwalając, by odpowiedzialność za ten region spadła na państwa, które mają bezpośrednie interesy w regionie". Co więcej, Waszyngton tak naprawdę nie ma w tej wojnie swego faworyta.
"Dla strategów amerykańskich przyszłym wrogiem są Chiny i dwie trzecie sił amerykańskich są już teraz rozlokowane na Pacyfiku i jego peryferiach" - wyjaśnia Pinatel. Jego zdaniem Waszyngton nie jest zainteresowany interwencją w Syrii przede wszystkim ze względów strategicznych i w kwestii Bliskiego Wschodu interesy dawnych atlantyckich partnerów staną się  w ciągu najbliższej dekady "fundamentalnie różne".
Dla Ameryki wojna w Syrii, która mogłaby się przerodzić w konflikt ogarniający państwa ościenne, podsycany regionalną rywalizacją Iranu i monarchii Zatoki Perskiej i coraz głębszymi podziałami między sunnitami a szyitami nie jest teraz konfliktem mogącym mieć konstruktywny wpływ na jej strategiczne interesy.
Tymczasem Paryż liczy na to, że angażując się w rozwiązanie syryjskiego konfliktu zagwarantuje sobie intratne udziały w odbudowie kraju po wojnie. Francja - pisze Stratfor - zainteresowana jest stabilizacją sytuacji w Afryce, a zwłaszcza Afryce Północnej, ale też i sąsiadującym z Syrią Libanie, z którym łączą Paryż najsilniejsze więzi polityczne i gospodarcze.
Paryski think tank specjalizujący się w kwestiach militarnych i strategicznych Fondation pour la recherche stratégique (FRS) zwraca też uwagę, że Francja chce zapobiec rozlaniu się syryjskiego konfliktu na szeroko pojęty region. Pożar objąłby najpierw Liban i Irak, a potem kolejne kraje - pisze FRS. Stratfor przypomina, że Francja ma znaczące inwestycje energetyczne w Algierii, duże udziały w sektorze wydobywczym w Nigrze oraz wiele innych interesów w regionie, których powinna pilnować.
Jednak ani interesy handlowe Rosji w Syrii, jak nieopłacalny ekspert broni, za którą Damaszek nie jest już w stanie płacić, ani obawa przed ekspansją islamskiego ekstremizmu, ani nawet posiadanie bazy marynarki w syryjskim porcie Tartus nie tłumaczy skali zaangażowania Rosji w rozgrywkę o Syrię - pisze "Foreign Affairs".
Wtóruje mu Startfor: "Syria nie jest dla Rosji aż tak ważna". Moskwa chce się pokazać, jako globalny gracz, który skutecznie blokuje inicjatywy USA i posiada wpływy sięgające Bliskiego Wschodu. Kreml wspiera Damaszek, Hamas i utrzymuje bliskie więzi z Iranem, próbując "uwiarygodnić swe roszczenia do bycia wielkim mocarstwem nieodzownym dla tego strategicznego regionu" - konkluduje "FA".
Startfor ujmuje to krócej: "To blef prezydenta Władimira Putina, który udaje, że Rosja jest znów potęgą. (...) Syria jest dla niego o tyle problemem, że USA mogą zażądać, by położył karty na stół, a on nie ma mocnych kart".

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

USA, Rosja i Francja w Syrii - wojna cieni
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.