Bardzo głupia radość

Bardzo głupia radość
Reakcja amerykanów na wieść o zabiciu Osamy bin Ladena przez siły specjalne USA (fot. EPA/BRENDAN SMIALOWSKI)

Wina Osamy bin Ladena jest ogromna i niepodważalna. Wszyscy wiemy, jakie są jego zbrodnie, jak wiele osób miał na sumieniu, znamy bezwzględność i okrucieństwo jego decyzji. Rozumiemy także, jaka makabryczna ideologia kryje się za światowym terroryzmem; to jest przecież często zabijanie dla samego zabijania, manifestacja ponurej siły, prymitywna nienawiść do świata Zachodu. Sztuka dla sztuki.

Są jeszcze, owszem, pragmatyczne cele polityczne, ale, nie ukrywajmy, mają drugorzędny charakter wobec zaślepienia i chęci destrukcji. Sam bin Laden posuwał się zawsze bardzo daleko, był jednostką głęboko socjopatyczną. W chwili akcji jednostek amerykańskich zasłaniał się żywą tarczą. Do końca grał więc na swój sposób, w obliczu śmierci nie potrafił niczego naprawić. To uprzytamnia nam bezwzględność tego środowiska, niemożność zreformowania go. Miejsce tych ludzi jest w ciężkich więzieniach, w izolacji, nie uda się ich na pewno umoralnić.

Ale kilka spraw nie daje mi spokoju.

Bin Laden był zwyrodniałym przestępcą, cieszyła go ludzka tragedia, czerpał z niej siłę. To był człowiek marnej wrażliwości. Ale dlaczego nas, cywilizowanych obywateli, cieszy śmierć bin Ladena? Dlaczego u nas taka sama ekspresja, jak u terrorystów, gdy wysadzali domy i samoloty? Oni wychodzili na ulice, krzyczeli, nasze ofiary dawały im satysfakcję. Dzisiaj to mieszkańcy Zachodu maszerują, skandują tryumfalistyczne hasła, napawają się trupem.

DEON.PL POLECA

Jest to na pewno myślenie w systemie Kalego, to nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem: jak bin Laden zabijał, to to były krzywda i nieszczęście, jak zabito bin Ladena, to wszystko jest w porządku. Według tego rozumowania życie jednych waży mniej niż innych, śmierć śmierci nierówna. Jedno zabijanie jest bezprawne, trzeba je potępić, drugie – chociaż nie wiadomo w ogóle, kto i skąd ma legitymację do takich zdecydowanych regulacji! - otrzymuje mandat, więc należy je chwalić, uznać za wartościowe. Jedno zabijanie to okrucieństwo, przy drugim o moralności nikt się słowem nie zająknie, obowiązują tylko kryteria polityczne. Pierwotne intuicje zostały, widać, zastąpione kalkulacją. Człowieczeństwo przestaje być w tym miejscu kategorią uniwersalną, staje się zakładnikiem światowych interesów. Prawo zastępuje nam ducha. Nie ma już ludzkich odruchów, żałowania śmierci, ale jest widowisko pychy, poczucia wyższości. Okazuje się teraz, gdy bin Laden nie żyje, że o terrorystach myślimy podobnie, jak oni o nas: że to nie ludzie, że najlepiej byłoby ich wyrżnąć. Wciągnęło nas błędne koło.

Zamiast się cieszyć, powinniśmy dostrzec, że zabijając bin Ladena, a kiedyś wykonując wyrok na Husajnie, włączyliśmy się w nakręconą przez nich spiralę przemocy, wcale nie postawiliśmy wyżej niż oni ludzkiego życia, nie stało się dla nas wartością nadrzędną. Humanizm Zachodu w ostatecznym rozrachunku nie pokonał brutalnego fundamentalizmu. Zagraliśmy życiem - choć zabezpieczając się wcześniej, dla zmniejszenia wyrzutów sumienia, aktami prawnymi - w polityczne bierki, wciągnęliśmy to życie w niejednoznaczne zależności. Przecież intencje tego przedsięwzięcia, jakim jest wojna z terroryzmem, nie są czyste, czasami naprawdę trudno już odróżnić walką z przemocą radykałów od walki o wpływy państwowe i biznesu, od walki o wpływy Ameryki. Ameryka nie raz manipulowała, to jest rzecz wiadoma, a myśmy te manipulacje postawili wyżej niż własne rozeznanie, niż moralność jednostki. Płacimy za to wysoką cenę. Jesteśmy dzisiaj po uszy zanurzeni w wojnie, nie ma w nas pokoju, idziemy z frontu na front, strzelamy i myślimy sobie, że nam to akurat wolno, że zmieniamy tym świat. Wmówiliśmy sobie jakąś misję, cieszymy się z przynależności do możnego światowego stronnictwa. A przecież to polega na zabijaniu! Hasła o światowym ładzie i duma z sojuszu z Ameryką tego nie zamaskują.

Trzeba stanąć naprzeciw drugiego człowieka – nieważne, że jest terrorystą – i pociągnąć za spust. To jest dramat, wielki ból, to się śni po nocach.  Nie usunie tego na pewno uśmiech Obamy i blichtr salonów. Poklepywanie po plecach. Trzeba sobie powiedzieć wprost: jesteśmy żołdakami, poszliśmy na wojnę, to żadne bohaterstwo, to wielka tragedia. Trzeba nad sobą raczej zapłakać, a nie wymachiwać flagami i mówić o sukcesie, trzeba żałować, że tak jest świat ułożony, że ludzie się wzajemnie zabijają. Zamiast wychodzić na ulice, trzeba się raczej zamknąć w domu, w swojej izdebce, uprzytomnić sobie, w jakiej matni żyjemy. Trzeba poczuć żal, że drugi człowiek swoimi szkodliwymi wyborami prowokuje nas do przemocy, trzeba w tym człowieku dostrzec nieszczęśliwego bliźniego, zobaczyć kogoś więcej niż materiał do odstrzału. Ręka strzelającego żołnierza musi zadrżeć, ten żołnierz musi zdać sobie sprawę, że zabija kogoś takiego jak on, taką samą rzeczywistość, tak samo złożoną. Nie może tego nazwać inaczej, jak tylko zabójstwem. Nawet, jeśli ostatecznie zabija z jakiejś konieczności, to musi mieć świadomość tego, co się dokonało. Tej śmierci nie wolno strywializować, przejść nad nią do porządku dziennego. Wypisać jej na sztandar jako powód do świętowania.

Czasami, to zrozumiałe,  nie sposób nie strzelać. Pojawiają się kategorie obrony koniecznej czy wojny sprawiedliwej. Nie sposób było przecież przyjmować wchodzących do miast i wsi hitlerowców z otwartymi ramionami. Strzelanie do wroga to klasyczna zasada podwójnego skutku, którą precyzyjnie wyłożył Akwinata: celem nie jest zabić, ale uratować własne istnienie, przez to śmierć drugiego dzieje się nie w zamiarze bezpośrednim, ale dopiero w następstwie zasadniczej czynności, czyli bez udziału woli. Te kategorie jednak, co najwyżej, zdejmują  winę i odpowiedzialność, natomiast nigdy nie mogą przedefiniować zabójstwa, nie mogą go uczynić dobrem. Musimy o tym pamiętać: człowiek jest taką wartością, że strzelanie do niego jest w każdych warunkach wielkim nieszczęściem. Nawet, jeśli jakimś zabójstwem ze względu na okoliczności nie zaciągamy grzechu ani żaden sąd nie wyda na nas wyroku, powinniśmy rzecz rozważyć, zdenerwować się na świat, w którym takie dramatyczne zachowania są konieczne, w którym trzeba dokonywać dziwnych wyborów. I, co najważniejsze, warto tu odwołać się do Chrystusa jako twórcy nowego świata, w którym nie będzie już takich dylematów, nikt na nikogo ręki nie podniesie.

Tego, że strzelanie do innych to zawsze zło, nie widać dzisiaj, niestety, na ulicach. Zapanowała euforia. Udzieliła się ona także prezydentowi Komorowskiemu, który w swojej wypowiedzi, będąc jeszcze w Rzymie, cały czas pozostając w kontekście Jana Pawła II, mówił o śmierci bin Ladena w takim tonie, jakby świat wygrał na loterii. Tak jak wczoraj dniem ważnym dla Polski nazywał uroczystości beatyfikacyjne, tak dzisiaj tych samych słów używa wobec śmierci groźnego terrorysty. Nie ma tu żadnej gradacji, żadnych rozróżnień. Okazuje się, że dla państwa ważne mogą być sprawy chrześcijańskie, chrześcijańska wizja, ale i każde światowe zamieszanie, każdy sukces wielkiej polityki. Trudno nie widzieć w tym wielkiej instrumentalizacji, pomieszania pojęć, politycy, jak się okazuje, chwalą wszystko to, co daje nośność medialną, co zwiększa ich polityczny prestiż, co dobrze wygląda na arenie międzynarodowej, choćby to były rzeczy ze sobą sprzeczne. Widać, że to nie treść nauki Jana Pawła II była ważna – bo przecież  nikt tak jak on nie mówił o prawie do życia każdego człowieka, nawet największego zbrodniarza - ale możliwość wygodnego frymarczenia papieżem, podpięcia się pod papieskie pojęcia, kiedy to było potrzebne. Dziś to potrzebne nie jest. Już jest po transmisji mszy beatyfikacyjnej, kamery są wyłączone, uroczysty obiad zjedzony. Dziś więc prezydent nie jest już papieski, jest amerykański, światowy, bo to w tę stronę patrzą media.

To jest, nie bójmy się tego tak nazwać, żałosne. Po prostu głupie. Ale to jest w zasadzie mądra lekcja dla nas: nie da się odgórnie, polityką realizować chrześcijańskiego porządku. To jest porządek, który musi formować wpierw jednostki. Pan Komorowski, Pan Jurek, Pan Kaczyński nie przemienią nas żadną ustawą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bardzo głupia radość
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.