Syria na rozdrożu

Syria na rozdrożu
Syria: w którą stronę do "domu"? (fot. Bernard Gagnon / wikipedia.pl)
o. Zygmunt

Piszę tę refleksję, siedząc w pustym salonie księży maronitów. Piszę, trzymając mój laptop na kolanach. Z daleka i z bliska dobiega do moich uszu odgłos wystrzałów, pojedynczych i całych serii karabinowych.

Przyjechałem do Homs i jak zwykle oglądałem się za autobusem, ale obydwa, które przybyły na przystanek, jechały do innych części miasta. Wybrałem zatem taksówkę, tym bardziej, że nie wiedziałem, jakie są dzisiaj warunki bezpieczeństwa.

O. Zjad, z którym wczoraj w południe rozmawiałem telefonicznie, powiedział mi, że lepiej, abym przenocował w Aleppo i postarał się wcześnie rano przyjechać do Homs, bo po południu mogą być trudności z dotarciem do domu. Uczyniłem tak, jak mi zaproponował, jadąc jednak taksówką, rzucił mi się w oczy słabiutki ruch uliczny, aż tu w pewnym momencie utknęliśmy na głównej ulicy na przeszkodzie kamiennej. Kierowca taksówki szybko zawrócił i powiózł mnie innymi ulicami do "suku", czyli głównego bazaru w mieście, który pierwszy raz w życiu widziałem w stanie takiego kompletnego opuszczenia.

Poczułem się jak na planie jakiegoś filmu sensacyjnego. A może kręcenie tego filmu już się zaczęło, a jego bohater właśnie pojawił się na planie - przemknęła mi przez głowę myśl - i jest nim pewien ksiądz z Polski?

DEON.PL POLECA

Gdy wjeżdżaliśmy na ulicę Hamidije, uważaną za serce dzielnicy chrześcijańskiej, zatrzymał nas wojskowy "hadzis", czyli punkt kontroli. Młodzi chłopcy w hełmach i z karabinami gotowymi do strzału w dłoniach powiedzieli nam, że dalej jechać nie można, bo prowadzone są tam walki uliczne.

Ponieważ na przeciw miejsca, gdzie się zatrzymałem, był kościół syryjsko-katolicki, spróbowałem tam najpierw szukać schronienia, ale nikt nie przyszedł, aby mi otworzyć wielką metalową bramę. Telefony nie działały, nie mogłem się zatem porozumieć z jezuitami.

Wracać do Aleppo? Wiązało się to z marszem w strefie, która nie była bezpieczna i dwustu kilometrową podroż dziś oraz prawdopodobnie z powrotem już jutro. Na szczęście przypomniałem sobie, że niedaleko powinien się znajdować kościół maronicki.

Minąłem śpiących na chodniku żołnierzy, schowanych za załomami murów. Widziałem ich zmęczone twarze, czułem ich samotność i rozczarowanie, że muszą prowadzić "taka wojnę", ale chodzi o uratowanie kraju przed piekłem wojny domowej. Wczoraj na przykład, w Homs znaleziono niedaleko "suku" sześć ciał pociętych w kawałki i wyrzuconych na śmietnisko, chcąc tym i podobnymi aktami terrorystycznymi zdemoralizować ludność, utwierdzając w niej przekonanie nieuchronności wojny domowej, odbierając nadzieję na jakąkolwiek możliwość społecznego porozumienia.

Żelazna brama maronitów otwarła się przede mną, gdy przez domofon wyjaśniłem, kim jestem. Zostałem zaproszony do salonu, gdzie z dwoma młodymi księżmi spędziłem prawie dwie godziny na rozmowie, do której prawdopodobnie nigdy by nie doszło, gdyby nie szczególne okoliczności:braku prądu, internetu i łączności telefonicznej że światem.

Może mimo wszystko się uda - skonkludowaliśmy nasza rozmowę, udając się na obiad - może chrześcijanom uda się włączyć w przemiany, które są w tym kraju konieczne. Może uda się im być wsparciem dla sunnitów i alawitów, aby się że sobą dogadali w remoncie "domu", którego oni również są mieszkańcami i mają obowiązek o niego dbać tak jak wszyscy inni.

Może nie będą tylko zastraszonymi obserwatorami konfliktu, czekającymi na ujawnienie się zwycięzcy, aby schylić przed nim pokornie głowy, oferując mu swoje usługi i przyrzeczenie lojalności? Może będą współtwórcami Syrii nowej, zanim spacyfikują ją obcy, wykorzystując wewnętrzne konflikty pomiędzy jej mieszkańcami.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Syria na rozdrożu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.