Czy objawienia bywają autentyczne?

Czy objawienia bywają autentyczne?
(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Posypały się gromy na papieża Franciszka, gdy wracając z Fatimy, wypowiedział się na temat Medjugorie. Że niby potępił, że wydał ostateczny wyrok itp. Oczywiście niczego takiego nie było.

Papież wypowiedział się prywatnie (co podkreślił), a nie urzędowo. Mówił o tym, co teraz dzieje się wokół Medjugorie, a nie o pierwotnych objawieniach.

Mówił o Matce Najświętszej jako o Matce. Taki obraz mu bardziej pasuje niż wyobrażenie szefowej urzędu telegraficznego wysyłającej codziennie o określonej godzinie jakąś wiadomość. Wielu komentatorów podkreśliło tę różnicę w traktowaniu "objawień" pierwotnych od tego, co teraz jest przekazywane przez "widzących". Jest to zgodne z ustaleniami komisji kard. Ruiniego. I wydaje się, że papież broni tego raportu przed zakusami niektórych rzymskich kurialistów.

Franciszek o wątpliwościach ws. Medjugorie >>

DEON.PL POLECA

Chciałbym przy okazji zwrócić uwagę, że takie traktowanie problemu przez Franciszka wynika z duchowości ignacjańskiej. Założyciel jezuitów w swoich regułach o rozeznawaniu duchów (czerpiąc z tradycji mistrzów duchowych) pisze o tym, że są poruszenia ducha powodowane bezpośrednio przez Boga oraz poruszenia "za pośrednictwem aktów własnych rozumu i woli" (ĆD 330). Stąd ważne jest tutaj, by rozróżniać źródła tego, co się w nas dzieje. Tym bardziej że kusi nas, by je pomieszać. Często dzieją się "blisko" siebie. Łatwo wtedy Bogu przypisać to, co tak naprawdę pochodzi od nas lub od różnych innych czynników (duchów, ludzi, doświadczeń, atmosfery, polityki, kultury...).

Wydaje mi się, że Franciszek nieprzypadkowo wypowiedział się na temat Medjugorie podczas lotu z Fatimy. Bo to rozróżnienie dotyczy także Fatimy oraz wielu innych (a może wszystkich) proroctw, sekretów, wizji. Mamy do czynienia z pierwotnym poruszeniem, a potem z ludzką interpretacją, z ludzkim ubieraniem w obrazy, z językiem objawień uwarunkowanym tym, co ludzkie.

Św. Ignacy z Loyoli mówi, że te dwa aspekty mogą być bardzo blisko siebie (w czasie). Tym bardziej wzrasta rola czynnika ludzkiego, gdy upłynęło wiele czasu między "objawieniami" a ich spisaniem.

Bardzo często jakieś przepowiednie stają się obiektem zainteresowania, gdy się sprawdzą. I dopiero wtedy się je spisuje. Czyli post factum. Przepowiedni jest mnóstwo. Prawie wszystkie giną w niepamięci. Jeśli jakiejś zdarzy się trafić nawet tylko w przybliżeniu (tzn. potrzeba sporo zabiegów interpretacyjnych, by się jakoś zbliżyły do rzeczywistości), to ludzie mają tendencje, by je uważać za cudowne (inni zaś twierdzą, że to był przypadek).

Jakkolwiek jest, to trzeba przyznać, że jeśli jakieś objawienie jest spisywane po wielu latach i do tego już po wydarzeniach, które miało zapowiadać, to istnieje spore podejrzenie, że jego forma jest uwarunkowana tym, co się w tym czasie dokonało. Na przykład tajemnice fatimskie spisane w 1941 i 1944 roku, gdy żyła już tylko Łucja, czy nie przybrały formy uwarunkowanej tym, że po 1917 Związek Sowiecki pokazał swoje oblicze, wojna domowa w Hiszpanii bardzo mocno odcisnęła się na politycznych nastrojach w Portugalii, a Łucja była pod silnym wpływem swojego spowiednika?

Nie chcę przez to powiedzieć, że same objawienia były nieautentyczne lub że Łucja kłamała albo ktoś coś zrobił ze złej woli. Po prostu minęło już ćwierć wieku i trwała wojna (Hitler wyruszył na Stalina).

Gdy wspominam z kuzynami wydarzenia sprzed dwudziestu kilku lat, nasze wersje choć podobne często od siebie odbiegają. Nikt z nas nie kłamie. Mówimy, jak zapamiętaliśmy. A jednak interpretujemy, każdy po swojemu.

Nawet najczcigodniejsze objawienia nie są wolne od interpretacji. Trzeba to rozróżniać, nie mieszać (na ile to możliwe) Bożych poruszeń z naszą formą, naszymi pragnieniami i możliwościami. Bóg chce nam coś powiedzieć, ale i my chcemy coś usłyszeć (spodziewamy się) lub powiedzieć innym. Byłoby nadużyciem "wciskanie" Bogu naszych chęci (nawet szlachetnych). Dlatego Kościół nigdy nie zobowiązywał do wierzenia w treść objawień prywatnych. To, co zostało zapisane, wcale nie musi być tym, co Bóg wtedy chciał przekazać. Tu potrzeba procesu oczyszczenia.

I do tego namawia Franciszek,  by oczyszczać przekaz, by szukać tego, co istotne, tego, co "ponadczasowe", czyli ważne również po "stu latach".

Papież podkreślił wagę owoców. W wielu sanktuariach dzieje się wiele dobrego, ludzie powracają do żywej wiary... Dobre owoce świadczą o dobrym drzewie. Ale to nie znaczy, że pod dobrą marką nie mogą się kryć podróbki, że autentycznym objawieniom nie mogą towarzyszyć różne inne interesy.

Tak też się dzieje w naszym "prywatnym" życiu. Znamy sporo dobrych ludzi. Ale to nie znaczy, że musimy wierzyć we wszystkie rewelacje, które głoszą. To, że dobry człowiek coś mówi, to nie znaczy, że jest to prawda objawiona. Wszyscy mówimy "za pośrednictwem aktów własnych rozumu i woli". Wszyscy mówimy tak a nie inaczej, bo nasz sposób mówienia wykształcił się w jakiejś konkretnej kulturze i dzięki naszemu doświadczeniu.

Stąd, jakby to powiedział św. Ignacy, "badajmy duchy", odróżniajmy, co pochodzi od Boga, a co od ludzi (dobrych ludzi).

I nie przejmujmy się tym, że jakaś mistyczka miała taką czy inną wizję lub KTOŚ jej coś powiedział. To nie jest prawda objawiona. Ona najwyżej się tam kryje.

Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy objawienia bywają autentyczne?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.