Nie obrażajmy się na porno-spektakl

Nie obrażajmy się na porno-spektakl
(fot. shutterstock.com)

Spektakl "Śmierć i dziewczyna" rozpalił Polaków do czerwoności. Ale czy porno-teatr jest w stanie "zniszczyć sztukę"? Czy protesty wielu katolików są skuteczną metodą, aby temu zapobiec? Nie sądzę.

- Słyszałem, że smakują Panu nasze zupy, więc załączam do wiadomości kilka puszek pomidorowej - napisał w liście do Andy'ego Warhola szef marketingu firmy Campbell - niejaki William MacFarland. Co miał zrobić? Andy Warhol, gorliwy katolik, a zarazem homoseksualista-celibatariusz, stał się ikoną współczesnej sztuki po wystawie obrazów przedstawiających puszki firmy Campbell zajmującej się produkcją przetworów pomidorowych.

DEON.PL POLECA




Reakcja MacFarlanda pokazuje prawdopodobnie najczęstszą reakcję katolików na współczesną sztukę, z którą coraz częściej spotykamy się też w polskich kościołach. Dziwne symbole zamiast dobrze znanych postaci, gra metaforami, zamiast wprost wypowiedzianych obrazów, rzadko wywołuje zrozumienie wśród wiernych. W najlepszym razie, aby nie urazić pomysłodawcy czy sponsora, używają oni kurtuazyjnych zwrotów, dziękują artyście za wykonanie "roboty" i szybko kończą temat. Na szczęście nie dają mu puszek z zupą pomidorową.

Przekaz sztuki współczesnej opiera się na zupełnie innych podstawach i przesłankach niż to, co często oglądamy w starszych kościołach czy muzeach zawierających klasyczne dzieła. Coraz częstsze dopuszczanie artystów o "współczesnej" mentalności do sztuki sakralnej spotyka się z niechęcią - zarówno wiernych, jak i duchowieństwa. Z symbolami i metaforami wygrywa prostolinijny przekaz i towarzyszący mu blichtr.

Niedawno dosyć głośnym echem odbiła się sprawa dzieł (fresków) Nowosielskiego w jednej z małopolskich parafii. Ich pastelowa metamorfoza ucieszyła zapewne wielu wiernych i nie mam zamiaru kłócić się tutaj z odczuciami parafian. Nie mam wątpliwości, że sztuka w kościołach, aby spełniała swój cel, musi do nich przemawiać, musi być im w  pewnym sensie bliska.

Metodą przybliżenia wiernym treści kościelnych obrazów było w tym przypadku przemalowanie prac Nowosielskiego. Niestety nikt nie wpadł na pomysł, aby - nawet podczas homilii czy jakiejś specjalnej okazji typu odpust - pozwolić parafianom poczuć piękno znajdujące się w niepozornym kościółku. Za zniszczenie dzieł znanego artysty oberwało się proboszczowi, konserwatorom, samym parafianom i oczywiście... katolikom w ogóle.

Teraz my, jako katolicy, możemy krzyczeć, że porno-spektakl niszczy sztukę. Pewnie głosy oburzenia, jak w przypadku Nowosielskiego, i tym razem mają słuszność. Teatr od kilkudziesięciu wieków wypracował przecież niesamowitą ilość sposobów, aby pokazywać rzeczy obsceniczne w sposób metaforyczny. Aby przekazać widzom uczucie pożądania, brutalność, treści obrzydzające czy depresyjny smutek w wyrafinowany sposób.

Nie mam wątpliwości, że takie uczucia towarzyszą lekturze powieści i opowiadań JELINEK, na podstawie których powstał porno-spektakl. Mam wrażenie, że autorka zazwyczaj chce, byśmy podczas lektury jej książek poczuli się źle. Czy sceny pornograficzne w teatrze są jednak odpowiednim środkiem doprowadzania czytelników do takiego stanu? Nie sądzę. Warto wymagać od sztuki czegoś bardziej wyrafinowanego i zaskakującego niż porno.

Słysząc, że reżyser zdecydował się wykorzystać takie, a nie inne "środki artystyczne", nie zdecydowałbym się na obejrzenie spektaklu. Podobnie jak nie oglądam mało interesujących sztuk czy filmów, w których brak treści i niedoskonałość formy wypełnia się sensacyjnymi (a zarazem przewidywalnymi) scenami, które mają na celu przyciągać żądną wrażeń widownię.

Czy jako katolicy powinniśmy protestować? Moim zdaniem nie - takie protesty nie mają sensu. Nie zapobiegną one powstawaniu tego typu spektakli ani - co gorsza - nie ograniczą powszechnego dostępu do pornografii i pragnienia jej oglądania. Teatry muszą z czegoś żyć, a reżyserzy potrzebują rozgłosu. Najlepszym do tego środkiem są kontrowersyjne zagrania tego typu. Warto jednak przyjrzeć się, co - jako Kościół - robimy w dziedzinie sztuk wizualnych i scenicznych, by promować piękno? Kościół katolicki od wielu wieków jest mecenasem, co dziś w Polsce widać szczególnie w muzyce klasycznej, do której polscy artyści niewątpliwie wnieśli ducha.

W kinie czy teatrze nadal jednak brakuje mądrego mecenatu. Promujemy głównie "filmy o papieżu" lub - niestety często kiczowate - produkcje o świętych. Istnieją oczywiście ciekawe inicjatywy z gatunku Salezjańskiego Teatru "Ziemia Boga", ale są one niszowe.

A przecież wśród polskich artystów nie brakuje takich, którzy z radością przyjęliby mecenat Kościoła czy np. propozycję nowatorskich aranżacji pięknych dramatów Karola Wojtyły. Innymi słowy, katolicy w sztuce mogą pełnić rolę Andy'ego Warhola - twórcy, który kształtuje świat artystyczny - lub Williama MacFarlanda, którego rola ogranicza się do uśmiechu i podziękowania, gdy ktoś wypromuje jego towar.

Rola sztuki w kształtowaniu mentalności współczesnego człowieka, szczególnie takich mediów jak film i teatr, jest nie do przecenienia. Jeśli jednak obecność katolików będzie się w niej ograniczać do protestów i sprzeciwów, to nigdy nie uda się ich wykorzystać jako narzędzia do pokazywania Piękna. Dlatego warto działać w świecie sztuki tak, aby porno-spektakle ani nie wzbudzały sensacji, ani nie były warte naszej uwagi.

Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie obrażajmy się na porno-spektakl
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.