Pierwsze w historii wystąpienie papieża na TED

Pierwsze w historii wystąpienie papieża na TED
(fot. youtube.com)
Papież Franciszek / TED

Tysiące wystąpień, miliony widzów na całym świecie. Konferencje TED to prestiż sam w sobie. Mało kto spodziewał się, że na jednej z nich wystąpi Franciszek. Jako pierwszy papież w historii.

Ojciec święty przesłał swoje nagranie do organizatorów konferencji za pośrednictwem Internetu. Materiał opublikowano wczoraj, ma już przeszło 31 tysięcy wyświetleń. W filmie dostępne są napisy w języku polskim. 

(Kliknij na przycisk NAPISY pod filmem. Polskie napisy włączą się automatycznie)

DEON.PL POLECA

Papież porusza w nim trzy bardzo ważne kwestie. Po pierwsze, zwraca uwagę na wartość relacji międzyludzkich, po drugie, ostrzega przed "kulturą marnotrawienia" nie tylko żywności, ale przede wszystkim ludzi, po trzecie, wskazuje na potrzebę "rewolucji czułości".

>>Papież: to najskuteczniejsza broń przeciwko pokusom<<

"Moje życie, nie tak już krótkie, upewniło mnie w tym, że egzystencja każdego człowieka jest powiązana z życiem innych: w życiu nie chodzi o mijający czas, chodzi o interakcje" - powiedział papież.

Wskazał na problem "odrzuconych", migrantów, ludzi bez dachu nad głową, więźniów "których serca przepełnione są piekielnym bólem oraz tych, często bardzo młodych, którzy nie mogą znaleźć pracy".

"Czemu oni, a nie ja?" - zapytał Franciszek.

Przypomniał przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, w której nad obcym pochyla się przechodzący obok. Więcej ich dzieli niż łączy, ale to właśnie on okazuje mu pomoc.

>>Papież Franciszek: "to są uczennice szatana"<<

"Przypowieść o dobrym Samarytaninie to historia dzisiejszej ludzkości. Ludzkie ścieżki są pełne cierpienia, bo wszystko się kręci wokół pieniędzy i rzeczy, a nie wokół ludzi" - powiedział Franciszek.

Zaznaczył, że każdy z nas może być świecą, która oświetla ciemność tego świata i niesie nadzieję tam, gdzie jej brakuje.

Mówiąc o "rewolucji czułości", papież wspomniał o przykładzie dziecka, które potrzebuje miłości i uwagi swoich rodziców, a ci, by ofiarować mu to, co najlepsze, "rozmawiają z niemowlakami, dostosowując się do nich, wchodząc na ten sam poziom komunikacji. To właśnie jest czułość: bycie na tym samym poziomie, co inni".

Tak samo postąpił Jezus, który zszedł niżej, do poziomu człowieka, "przeżył całe swoje ludzkie życie praktykując prawdziwy i konkretny język miłości. Tak więc czułość to ścieżka życia wybierana przez najsilniejszych i najodważniejszych z nas. Czułość nie jest słabością, to hart ducha".

>>Papież: konfesjonały muszą być otwarte zawsze!<<

Konferencje TED (skrót od Technology, Entertainment and Design, pol. Technologia, Rozrywka i Design) to marka naukowych konferencji organizowana przez fundację Sapling Foundation. Ich celem jest popularyzowanie "idei wartych propagowania". Pierwsza konferencja miała miejsce w 1984 roku, a od 2006, są one dostępne na YouTube. 2100 prelekcji odtworzono już ponad miliard razy.

Zamieszczamy pełny tekst konferencji TED (tłum. Piotr Nowina-Konopka):

Dobry wieczór - lub dzień dobry, nie wiem, która jest tam teraz u was godzina!

Bez względu na godzinę, jestem bardzo zadowolony mogąc uczestniczyć w waszym spotkaniu. Bardzo spodobał mi się tytuł - "The Future You" - bo, patrzenie w przyszłość już dzisiaj zaprasza nas do dialogu: patrzenie w przyszłość zachęca, aby zwrócić się do "Ciebie. "The Future You", bo przyszłość jest konstruowana przez Ciebie, składa się ze spotkań, bo życie toczy się  poprzez relacje.

Kilka lat życia sprawiło, że coraz bardziej dojrzewało we mnie przekonanie o tym, że istnienie każdego z nas jest powiązane z innymi osobami: życie to nie upływający czas, lecz czas spotkania.

Gdy spotykam lub słucham cierpiących chorych, migrantów napotykających przerażające trudności w poszukiwaniu lepszej przyszłości, więźniów noszących piekło we własnych sercach, osób, zwłaszcza młodych, którzy pozostają bez pracy - często towarzyszy mi pytanie: "Dlaczego to oni, a nie ja?" Urodziłem się w rodzinie emigrantów: mój ojciec, moi dziadkowie, podobnie jak wielu innych Włochów, wyjechali do Argentyny i poznali los tych, którzy zostają bez niczego. Także i ja mogłem się znaleźć wśród dzisiejszych "odpadków", "śmieci". Dlatego w moim sercu stale pozostaje to pytanie "dlaczego oni, a nie ja?".

Bardzo bym chciał, by  to spotkanie pomogło nam pamiętać, że wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem, że nikt z nas nie jest wyspą, ani kimś autonomicznym i niezależnym od innych, że możemy budować przyszłość jedynie razem, nie wyłączając nikogo. Często nie myślimy o tym, ale w rzeczywistości wszystko jest połączone i musimy naprawiać nasze relacje: także surowe sądy, jakie noszę w sercu przeciw memu bratu lub siostrze, te nie leczone rany, te niewybaczone zło, tę złość, która czyni mnie jedynie złym, to wszystko jest kawałkiem wojny, którą noszę w sobie, jest źródłem ognia w sercu, które trzeba ugasić, aby nie doszło do pożaru i aby nie pozostał tylko popiół.

Z różnych powodów wielu wydaje się dziś nie wierzyć, że możliwa jest szczęśliwa przyszłość. Te obawy trzeba brać na poważnie. Ale nie są one nieprzezwyciężalne. Można je przezwyciężyć, jeśli nie zamykamy się sami w sobie. Dlatego, że szczęścia doświadcza się jedynie jako daru harmonii każdego z wszystkimi. Także nauka - i wiecie to lepiej niż ja - ukazuje nam zrozumienie rzeczywistości, w której każda sprawa występuje w połączeniu, w stałej interakcji z innymi.

Tutaj dochodzę do mojego drugiego przesłania. Jakżeż byłoby pięknie, gdyby wzrostowi innowacji naukowych i technologicznych towarzyszyła także większa równość i społeczne włączenie. Jakżeż byłoby pięknie, gdybyśmy wtedy, gdy odkrywamy odległe planety, odkryli także potrzeby krążących wokół mnie braci i sióstr! Jak pięknie byłoby, gdyby braterstwo - to słowo zarazem piękne i niewygodne - nie ograniczało się do pomocy społecznej, ale stało się podstawą wyborów politycznych, ekonomicznych, naukowych, w relacjach międzyludzkich, między narodami i krajami. Jedynie wychowanie do braterstwa, do konkretnej solidarności może przezwyciężyć "kulturę śmietnika", zwracając uwagę nie tylko na żywność i inne dobra, ale przede wszystkim na osoby marginalizowane przez systemy techniczno-ekonomiczne w których centrum, często bezwiednie, nie znajduje się już człowiek lecz jego produkty.

Solidarność jest słowem, które wielu chciałoby wyciąć ze słownika. Tymczasem solidarność nie jest automatyzmem, nie da się go zaprogramować ani nim sterować: to wolna odpowiedź rodząca się w czyimś sercu. Tak, to wolna odpowiedź. Jeśli ktoś rozumie, że jego życie, także pośród przeciwieństw, jest darem, że miłość jest źródłem i sensem życia, to jak traktować chęć czynienia innym dobra?

Bycie aktywnym w czynieniu dobra wymaga od nas pamięci, odwagi i kreatywności. Powiedziano mi, że TED skupia wielu ludzi bardzo kreatywnych. Owszem, miłość domaga się odpowiedzi twórczej, konkretnej, pomysłowej. Nie wystarczą dobre propozycje i rytualne formuły, służące często wyłącznie uspokojeniu sumienia. Pomóżmy razem pamiętać, że inni to nie statystyka ani numery: każdy ma swoją twarz, "Ty" ma zawsze konkretną twarz, twarz brata którym należy się zaopiekować.

Jest taka historia, którą Jezus opowiedział, by zrozumiano różnicę między tym, który nie narazi się na niewygodę i tym, który obejmie opieką bliźniego. Pewnie o niej słyszeliście: to przypowieść o Dobrym Samarytanie. Gdy pytano Jezusa, kto jest moim bliźnim - czyli kim powinienem się zaopiekować? - Jezus opowiedział tę historię, historię człowieka, którego złodzieje napadli, okradli, pobili i porzucili przy drodze. Dwie bardzo szacowane w tamtych czasach osoby, kapłan i lewita, widziały go, ale przeszły obok nie zatrzymując się. Później przybył Samarytanin, należący do pogardzanej grupy etnicznej, i ten Samarytanin, widząc rannego człowieka leżącego na ziemi, nie przeszedł obok jak inni, którzy nie znaleźli w sobie współczucia dla rannego, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Ten zaś został poruszony i współczucie zaprowadziło go do zrobienia bardzo konkretnych gestów: obmył mu rany oliwą i winem, zaniósł do oberży i zapłacił tam z własnej kieszeni za opiekę.

Historia Dobrego Samarytanina to opowieść o ludzkości dzisiaj. Na drodze społeczeństw widzimy rany spowodowane faktem, że w centrum znajduje się pieniądz, sprawy, ale nie ludzie. I częsta jest postawa ludzi, mających o sobie dobre mniemanie, ale oni nie zaopiekują się innymi, pozostawiając na ulicy tyle istnień ludzkich, całe narody. Są jednak i tacy, którzy dają życie nowemu światu, biorąc się za udzielenie pomocy innym, także własnym sumptem. Rzeczywiście - mówiła Matka Teresa z Kalkuty - kochać można tylko na własny koszt.

Mamy tyle do zrobienia i powinniśmy to robić razem. Ale co począć ze złem, którym oddychamy? Dzięki Bogu, żaden system nie może zlikwidować otwarcia na dobro, współczucia, zdolności reagowania na zło rodzące się w sercu człowieka. Powiecie mi teraz: "Tak, piękne słowa, ale ja nie jestem ani Dobrym Samarytaninem ani Matką Teresą z Kalkuty". Przeciwnie, każdy z nas jest cenny, każdy z nas jest w oczach Boga niezastąpiony. W noc przeżywanych przez nas konfliktów, każdy z nas może stać się zapaloną świecą, przypominającą, że światło przezwycięża ciemności, a nie odwrotnie.

Dla nas chrześcijan przyszłość ma swoje imię i tym imieniem jest nadzieja. Mieć nadzieję nie oznacza być naiwnym optymistą ignorującym dramat zła ludzkości. Nadzieja jest cnotą serca, które nie zamyka się w ciemności, nie zamyka się na przeszłość, nie żyje z dnia na dzień. Nadzieja jest drzwiami otwartymi ku przyszłości. Jest nasieniem życia pokornego i ukrytego, które z czasem przeistacza się w wielkie drzewo; jest jak drożdże, sprawiające że ciasto rośnie i nadające smak całemu życiu. I może ona tyle uczynić, bo wystarczy małe światełko karmiące się nadzieją, a mrok przestanie być całkowity. Wystarczy jeden człowiek, aby pojawiła się nadzieja i tym człowiekiem możesz być Ty. Potem będzie inny "Ty" i inny "Ty" i już stajemy się "My". Czy nadzieja zaczyna się z "My"? Nie, ona zaczyna się z "Ty". Gdy jesteśmy "My", zaczyna się rewolucja.

Trzecie i ostatnie przesłanie, którym chcę się dziś z wami podzielić dotyczy właśnie rewolucji: rewolucji czułości. Cóż to takiego "czułość"? To miłość, która czyni się bliską i konkretną. To ruch wychodzący z serca i docierający do oczu, uszu, rąk. Czułość oznacza robienie użytku z oczu by widzieć bliźniego, z uszu by go słyszeć, by słuchać krzyku małych, biednych, tych którzy boją się o przyszłość, słuchać także niemego krzyku w naszym wspólnym domu, na ziemi zarażonej i chorej. Czułość oznacza użycie rąk i serca by utulić bliźniego. By się nim zaopiekować.

Czułość jest językiem tych najmniejszych, tych którzy potrzebują pomocy: dziecko przywiązuje się i poznaje tatę i mamę poprzez pieszczoty, przez spojrzenie, przez głos, przez czułość. Lubię słuchać, gdy tata lub mama mówią do swego malutkiego dziecka tak, jakby sami byli malutcy, tak jak mówi dziecko. Oto jest czułość: zniżyć się do poziomu drugiego człowieka. Także Bóg uniżył się w Jezusie, by znaleźć się na naszym poziomie. To jest droga, którą przebył Dobry Samarytanin. To droga, którą przeszedł Jezus, który się uniżył, który przeszedł przez całe człowiecze życie używając konkretnego języka miłości.

Tak, czułość jest drogą, którą podążali najodważniejsi i najmocniejsi mężczyźni i kobiety. Czułość nie jest słabością, jest siłą. Jest drogą solidarności, drogą pokory. Pozwólcie mi powiedzieć jasno: im jesteś potężniejszy, im bardziej twoje działania mają wpływ na ludzi, tym bardziej jesteś powołany do bycia pokornym. W przeciwnym razie władza cię zrujnuje, a ty zrujnujesz innych. W Argentynie mówi się, że władza jest jak gin pity na czczo: powoduje, że kręci ci się w głowie, upijasz się, tracisz równowagę i to doprowadza cię do czynienia zła sobie samemu i także innym - jeśli nie doprowadzi do pokory i czułości. Odwrotnie - jeśli oparta na pokorze i konkretnej miłości,  władza - nawet najwyższa i najpotężniejsza - staje się służbą i broni dobrego.

Przyszłość ludzkości nie leży jedynie w rękach polityków, wielkich przywódców, wielkich przedsiębiorstw. Owszem, ich odpowiedzialność jest ogromna. Ale przyszłość jest przede wszystkim w rękach osób, które uważają innego za "Ty", a siebie samych za część "My".

Potrzebujemy jedni drugich. I dlatego, proszę bardzo, wspominajcie także o mnie z czułością, bo ona ułatwia wykonywanie powierzonego mi zadania działania dla dobra bliźnich, wszystkich, was wszystkich, nas wszystkich.

Dziękuję.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pierwsze w historii wystąpienie papieża na TED
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.