Niedzielna wizyta u teściów. Drażliwy temat

Niedzielna wizyta u teściów. Drażliwy temat
Młodzi nie reagują tak samo na niedzielne obiady z rodzicami. (fot. auntie_p)
Redigolo Giampaolo / slo

Niedzielny obiad u teściów - klasyczny problem. Dzień tryumfu mamy i teściowej, bo nikt nie smaży takich schabowych jak ona. Wszystko zaczyna się nieoficjalnie. "Jutro niedziela. Odpocznijcie sobie. Na obiad możecie przyjść do nas".

Miły gest, ale często przeradzający się w regułę, następnie obowiązek, a w końcu w torturę dla gospodarzy i dla gości. Każda niedziela jest taka sama, zaplanowana z góry, z wyjątkiem nielicznych, które udaje się młodym spędzić tak, jak tego pragną, nielicznych, bo tradycja jest tradycją i należy ją szanować.

Młodzi nie reagują tak samo na niedzielne obiady z rodzicami. Mąż czy żona przychodzący do własnych rodziców czuje się swobodniej i ogólnie rzecz biorąc lepiej znosi ten obowiązek. Druga strona początkowo podporządkowuje się i godzi na ten rytuał, ale po pewnym czasie zaczyna szukać pretekstów, aby się od niego uwolnić. Synowa i zięć czują się zmuszeni do przychodzenia na niedzielne obiady, tak samo jak teść i teściowa czują się zmuszeni do ich organizowania.

W życiu rodzinnym istnieją obowiązki, które muszą być spełniane, ale musi ich być niewiele, a wykonanie ich musi być naprawdę niezbędne. Im lżejsze są reguły gry, tym lepiej. Tymczasem obowiązek niedzielnych obiadów u teściów jest uciążliwy dla wszystkich. Ten, kto twierdzi, że jest inaczej, jest nieszczery. Unikajcie tej pułapki. Jeśli już w nią wpadliście, spróbujcie się z niej uwolnić. Spotkania rodzinne organizowane w czwartki lub wtorki będą równie miłe jak niedzielne.

DEON.PL POLECA

"Ale młodzi pracują"

To żaden problem. Nie ma przecież obowiązku urządzania obiadu czy kolacji z okazji spotkania rodzinnego. Kawa po kolacji, aperitif przed obiadem, herbata po powrocie z wycieczki za miasto mogą wypaść równie sympatycznie. Inne proste rozwiązania, jak piknik albo podwieczorek, nie są gorsze. Osobiście nie miałbym nic przeciwko posiłkowi rodzinnemu podanemu na plastikowych talerzach. Ale wiem, że dla wielu teściów to profanacja. Bez sreber rodowych i nakryć przekazywanych od pokoleń spotkanie nie ma szansy się udać.

Jeśli naprawdę obstajecie przy kolacji lub obiedzie, dlaczego przygotowaniem wszystkiego musi zostać obarczona poczciwa teściowa? Jej kuchnia jest niezrównana i nikt nie podaje tego w wątpliwość, ale czy biedna teściowa zawsze już będzie traktowana jak zawodowa kucharka pozbawiona prawa do najkrótszego urlopu?

"Ależ cała przyjemność po mojej stronie, ja to bardzo lubię"

Drogie teściowe, nie kuście losu, bo wasza przyszłość będzie nie do pozazdroszczenia. To, co dziś wydaje się wam przyjemnością, jutro może stać się ciężarem. Nie dodawajcie sobie obowiązków. Nie z powodu wieku (teściowe przeżywają nieustannie pierwszą młodość), lecz z innych powodów, które pozwolę sobie przedstawić dla waszego dobra.

Powód pierwszy: rola teściowej to dobra okazja do odnowienia swego życia. Nie warto więc rezygnować z niej na rzecz kuchenki i piekarnika ani pielęgnowania w dzieciach przekonania, że jedyne ziemniaki, które da się przełknąć, gotuje mama. Wasza córka i wasz syn mogą w wyniku tej akcji reklamowej zrezygnować z jedzenia ziemniaków poza domem i przerzucić się na makaron.

Powód drugi: życiu rodzinnemu dobrze robi wzajemne oddawanie sobie przysług i współpraca. Jednostronne poświęcenie, dyspozycyjność i udzielanie pomocy są zawodne i niebezpieczne. Nie tylko rodzice powinni dawać, dobrze jest nauczyć tego również dzieci. Jeśli przyzwyczailiście je tylko do brania, czas to zmienić. Na przykład: zaproście samych siebie do nich.

"Tak się nie robi!"

Przeciwnie, powiedzcie im wprost: "Pomyśleliśmy, że dziś wieczór wpadniemy do was na kolację". Postawimy ich w niezręcznej sytuacji. W niezręcznej sytuacji? Skąd ta myśl? W najlepszym wypadku postawicie w trudnej sytuacji samych siebie, bo będziecie zmuszeni zadowolić się jakimś daniem z resztek. Przygotujcie w domu coś bardziej przypominającego kolację, ale nie rezygnujcie ze złożenia niezapowiedzianej wizyty.

Jej celem nie jest zjedzenie czegoś dobrego, ale uświadomienie młodym, co w praktyce oznacza "wzajemne oddawanie sobie przysług". Jeśli oni, z widoczną intencją wyróżnienia was, wręczą wam złotą chochelkę do nałożenia pierwszego dania, wy podajcie synowej srebrne łyżeczki deserowe.

"Ale ona, biedactwo, jest zawsze zabiegana"

A wy nie? Krótko mówiąc, nie stwarzajcie dodatkowych problemów, nie wyznaczajcie sobie i innym niepotrzebnych zadań. Przyjemność rodzinnych spotkań bierze się z ich spontaniczności, a przede wszystkim z oczekiwania na nie. Oczekiwanie służy młodym i wam. Stwarza pomiędzy wami przestrzeń, rodzi pragnienie zobaczenia się. Niczego nie przesądza z góry, budzi zainteresowanie wizytą i ludźmi (a nie potrawami). Taki właśnie jest sens rodzinnych spotkań.

Więcej w książce: Zawód - teściowie - Redigolo Giampaolo

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niedzielna wizyta u teściów. Drażliwy temat
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.