Jak Tomasz Edison stworzył Hollywood

Jak Tomasz Edison stworzył Hollywood
Wcześniej wynalazki i nowatorskie rozwiązania technologiczne należały po prostu do wszystkich (fot. Samantha Decker / flickr.com)
Logo źródła: Nowy Dziennik Marian Polak / slo

Na czym wyrosło Hollywood? Na krzywdzie Tomasza Edisona! To on właśnie stworzył technologiczne podstawy rozwoju przemysłu filmowego, a wszystko co wymyślił, natychmiast opatentował. Cóż z tego jednak, skoro menedżerowie show-biznesu uciekli z walizkami pełnymi Edisonowych patentów do Kalifornii, gdzie nie zdołali ich dosięgnąć nowojorscy prawnicy.

I to właśnie dlatego Hollywood, zamiast na Broadwayu, powstało w Hollywood.

W przypadku wynalazcy żarówki kradzież własności intelektualnej, jakiej dokonali właściciele MGM i Paramouth, można by zresztą podciągnąć pod kategorię sprawiedliwości historycznej, bowiem Edison sam obficie korzystał z cudzych rozwiązań (czego dowodzi choćby sprawa dorobku serbskiego imigranta Nikola Tesli).

Z ochroną patentową w Ameryce od chwili jej wprowadzenia (Patent Bill, 1790) był zresztą w ogóle taki problem, że bardzo często dochodziło do przywłaszczania sobie praw do cudzych wynalazków przez ludzi nie tyle utalentowanych naukowo, co po prostu przedsiębiorczych. Tak było, na przykład, z maszyną do szycia, klimatyzatorem czy telewizorem.

DEON.PL POLECA

To właśnie trudności z ustaleniem oryginalnych autorów wielu przełomowych rozwiązań technologicznych stały się dzisiaj jednym z koronnych argumentów na rzecz ograniczenia prawa patentowego. A przecież ustawa o ochronie praw majątkowych do własności intelektualnej i tak ma wyjątkowo krótką historię, która zaczęła się w XVI stuleciu w Wenecji, by ostatecznie przybrać stosunkowo restrykcyjną formę dopiero pod koniec XVIII wieku w Stanach Zjednoczonych.

Wcześniej wynalazki i nowatorskie rozwiązania technologiczne należały po prostu do wszystkich. Nie podlegały bowiem żadnej ochronie. Jedyne, co można było ukraść twórcy zanim za dobra intelektualne zabrali się prawnicy, to treść dzieła oraz nazwisko. Innymi słowy - karalne było przywłaszczenie sobie czyjegoś dorobku poprzez nieuprawnione zmiany w oryginale lub opatrzenie cudzej pracy własnym nazwiskiem.

Żadnej ochronie nie podlegały natomiast pomysły artystyczne, odkrycia naukowe czy projekty nowatorskich rozwiązań technologicznych. Kradzież intelektualna nie była nigdy tak oczywista, jak zabór mienia materialnego. Przecież - jak argumentują piraci grasujący dziś na oceanach internetu - właściciel filmu zdjętego z sieci nadal go posiada! I na dodatek przywłaszczone w ten sposób dzieło nic nie traci na swojej jakości. A reżyser, aktorzy i realizator już otrzymali przecież za swoją pracę przyzwoite honorarium.

Zresztą także i w myśl aktualnych przepisów odkrycia naukowe nie podlegają ochronie prawem majątkowym (stosują się do nich jedynie przepisy o własności intelektualnej). Nie można więc skutecznie opatentować genialnej koncepcji stanowiącej przełom w na przykład fizyce teoretycznej czy nanotechnologii. Prawo tego typu przysługuje jedynie unikalnym procesom technicznym, służącym produkcji czegoś nowatorskiego, na przykład nowych komputerów albo szczepionek.

Co zatem chronią prawa autorskie i patentowe? Mówiąc najprościej - stanowią one gwarancję zysków z twórczości intelektualnej.

Z tym, że gwarancję swoistą, dotyczącą bowiem z reguły nie tyle autora wynalazku czy koncepcji, ile producentów i dystrybutorów dóbr i usług stworzonych na podstawie nowych odkryć.

Nie bez powodu w branży audiowizualnej najbardziej bronią praw autorskich producenci płyt, a w farmakologii - koncerny farmaceutyczne. Ochrona, o której mowa, gwarantuje im bowiem zwrot nakładów poniesionych na badania (koncerny) czy - odpowiednio - wdrożenie produkcji krążków CD.

A ponieważ prawo autorskie stoi w naszych czasach głównie na straży interesów przedsiębiorców zarabiających na sztuce i rozwoju technologii, jego istnienie i działanie budzi coraz więcej kontrowersji.

Aktor powinien bowiem - w myśl krytyków tegoż prawa - zarabiać na kontrakcie w filmie lub teatrze, wokalista na koncertach, naukowiec na grantach (i etacie w instytucie). Natomiast na rynku powinna obowiązywać wolna konkurencja. Nie ma powodu, by pod pretekstem ochrony praw autorskich godzić się na istnienie monopoli. Przecież patent na lek ratujący życie daje zazwyczaj fory tylko jednej firmie. Podobnie jak wyłączne prawo do dystrybucji płyty czy publikacji tomu poezji.

Z drugiej strony - kto wówczas zapłaci za badania nad nowymi lekami? I kto zainwestuje w druk i dystrybucję książki albo płyty?

No jak to kto - odpowiadają na to zwolennicy koncepcji, że nauka i kultura są dobrem wspólnym całej ludzkości (w tym także przedsiębiorczych Chińczyków) - my wszyscy. Z budżetu. Wtedy wynalazki znowu - jak przez liczne stulecia, zanim wymyślono prawo patentowe - będą dla wszystkich. A kopiści ze złodziei staną się na powrót uczciwymi obywatelami.

Ale jak zapewnić taką sprawność państwowej machiny, by zachować aktualną dynamikę rozwoju naukowego i kulturowego? I nie zamorzyć przy okazji głodem artystów i akademików?

W końcu ktoś może rozwiąże ów problem, w tej chwili niebezpiecznie zbliżony do słynnej kwadratury koła. A skoro o kołach mowa, to najlepiej nich to uczyni za pieniądze jakiegoś bogatego koncernu motoryzacyjnego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak Tomasz Edison stworzył Hollywood
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.