Czy pragniesz tego, co najważniejsze?

Czy pragniesz tego, co najważniejsze?
(fot. shutterstock.com)

Problemem nie są bogactwa i majątek, ale stosunek, jaki do nich mamy. Gdzie leży granica pomiędzy naszym staraniem o nie, a tym, co należy wyłącznie do Boga?

"Nikt nie może dwom panom służyć. Nie możecie służyć Bogu i mamonie. Starajcie się najpierw o królestwo Boga" (Mt, 6, 24. 33).
"W królestwie Bożym nie ma posiadaczy - są tylko żebracy" - pisze belgijski teolog Luis Dupre.To zdanie pasuje jak ulał do dzisiejszej Ewangelii, kolejnej z tych, która kładzie podwaliny pod nowy porządek świata. Bo jak by nie patrzeć, całe Kazanie na Górze jest przeciwieństwem praw, które rządzą naszym światem. I dlatego w praktyce bywa trudne do przyjęcia. Myślę, że jedną z przyczyn osłabienia chrześcijaństwa w Europie i odwrotu od niego jest właśnie to, że Ewangelia powszechnie nigdy nie została przyjęta w jej radykalnej wersji. Czy to w ogóle możliwe? Sam Jezus pyta, czy znajdzie wiarę, gdy przyjdzie na ziemię. Z różnych powodów kultywowano minimalistyczną wersję chrześcijaństwa. A świętość przynależała tylko "wybranym". Ale zostawmy tę dygresję na boku.
Żebrak żyje z dnia na dzień. Nie robi zapasów. Nie wie, co przyniesie jutro. W Królestwie Bożym wszyscy istnieją dzięki Bogu i dla Boga. Tam się tylko przyjmuje i daje. Jest ruch i wymiana. Ale jeśli to królestwo jest już "pośród nas" (Por. Łk 17, 21), to mamy do czynienia z ciekawym paradoksem. W  świecie, którym kierują reguły zdobywania, posiadania, zysku i gromadzenia, Chrystus wzywa nas, abyśmy byli zaczynem innego sposobu życia, który kłóci się w wielu punktach z obecnym.  
"Nie możecie służyć Bogu i mamonie". Pojawia się tutaj czasownik "duloo"  - "służyć" od "dulos" - "niewolnik", "sługa" , który nie może już być bardziej dosłowny. Przede wszystkim ze zdania tego wynika, że człowiek tak jest stworzony, aby służyć, ale nie komukolwiek, bo wtedy staje się niewolnikiem, lecz Bogu. Służba, czyli miłość, wewnętrznie go określa. A po drugie, człowiek potrzebuje pana, autorytetu, kogoś nad sobą. Ponadto służba Bogu zawsze powinna być odpowiedzią, a nie przymilaniem się smutnemu Panu na niebiosach, by On łaskawie skinął w naszą stronę palcem. Jak służyć Bogu, to mniej więcej wiemy, ale czy to nie obraźliwe twierdzić, że możemy służyć bezosobowym rzeczom, które nie mówią i nie czują? Chyba nikt nie byłby skłonny uznać pieniędzy za swego "pana", a tym bardziej przyznać się, że spełnia polecenia martwej rzeczy. Przecież to takie niedorzeczne. A jednak Jezus mówi i o służeniu rzeczom 
Na czym polega oddawanie czci mamonie, temu jedynemu konkurentowi Boga w Ewangelii, nazwanego również panem? Wszystko zaczyna się od serca. Człowiek jak Izraelici na pustyni chce sporządzić sobie cielca (to ważny czasownik w tym miejscu), widzialnego bożka ze złota. Izrael zorganizował najpierw zrzutkę, by zrobić sobie Boga na swój obraz. Z takim to można robić interesy, przenosić go, gdzie się chce i mieć go zawsze pod ręką. Jest to wprawdzie prymitywny bóg, ale jednak bóg. Gdy więc przekroczy się już tę granicę, człowiek chcąc nie chcąc sam stacza się w prymitywizm, chociaż nigdy nie nazwałby się prymitywnym, broń Boże. Potem oczywiście trzeba robić wszystko, żeby nie stracić tego, co się nabyło. Hołd domaga się wysiłku i uwagi.
Przestroga Jezusa dotyczy całego Kościoła. W czym pokładamy ufność? W budynkach? W tym, co posiadamy? W pieniądzach, które udaje się zarobić? Bardzo łatwo usprawiedliwić w Kościele działanie nakierowane na zarobek szczytnym celem, którym może być również bożek. Problemem nie są bogactwa i majątek, ale stosunek, jaki do nich mamy. Gdzie leży granica pomiędzy naszym staraniem o nie, a tym, co należy wyłącznie do Boga?  
Musimy na wstępie odrzucić kwietystyczne rozwiązanie, wedle którego wpadamy w bezczynność, oczekując, aż Bóg uczyni pierwszy krok, bo przecież należy zaufać. Ale Jezus nie mówi, abyśmy usiedli z założonymi rękami i czekali aby to, czego potrzebuje nasze ciało, wydobyło się nagle spod ziemi. Wszystko można sprowadzić do absurdu. Jezus nigdzie nie mówi, abyśmy przestali pracować, siać, zbierać plony. Nie jest powiedziane, że staranie o chleb, ubranie i picie to grzech. Co jednak mówi?
Przede wszystkim, że od samego zamartwiania i niepokoju, nie przybędzie nam ani sił, ani dóbr materialnych. Natomiast ten niepokój wydrenuje z nas całą energię. I stracimy z oczu prawdziwy cel życia. Jest nim Bóg. Życie znaczy "więcej" niż jedzenie, picie i ubranie, czyli jeszcze obejmuje relacje, kontemplację, miłość, cierpienie…
Św. Jan Chryzostom, komentując dzisiejszą Ewangelię, wkłada w usta Boga takie słowa: "Mnie pozostaw sprawy ziemskie, a ty troszcz się o duchowe, abyś poznał moją moc". Czy to nie paradoks? Mamy zabiegać najpierw o sprawy duchowe, a sprawy materialne pozostawić Bogu. Czy odwrotna kolejność nie byłaby bardziej naturalna? Skoro Bóg jest Duchem i zna to, co duchowe, to przecież powinien dawać to, co duchowe, a On każe tego szukać. To wskazówka, abyśmy sprawy życia codziennego łączyli nieustannie z Bogiem. Skoro duchowe sprawy nie spadają jak manna, bo musimy ich pragnąć i szukać, to i te materialne domagają się naszego starania.
"Szukajcie najpierw królestwa". Sekret tkwi w słowie "najpierw". Zwykle jest tak, że bardziej pochłania nas praca, zaspokajanie potrzeb materialnych, bo one, podobnie jak nasze pierwsze reakcje po doświadczeniu zła, dotyczą naszego przetrwania. Czujemy głód, chce nam się pić, jest nam zimno. Całe ciało "zmusza" nas do działania. Nie pytamy się wtedy, czy starać się o jedzenie, picie i ubranie. 
Duch, który nie lubi takich "przymusów", działa w oparciu o wolny wybór. Głodu ducha nie odczuwamy tak jak głodów ciała. Trzeba się do niego przedzierać. Oprócz tego, chodzi o to, byśmy nie przekroczyli właściwych proporcji. Niestety, wielu chrześcijan uważa, że dbałość o wiarę jest czymś, co można zostawić na sam koniec…, po wykonaniu wszystkiego innego. Często ta troska o wiarę oznacza jedynie pewne praktyki religijne. Tymczasem jakość naszego codziennego życia, ilość stresów i niepokoju, a także zmęczenie, zależy od tego, jak szukamy Boga na co dzień. 
Doskonale widzę różnicę w dniu, kiedy z samego rana poświecę czas na dłuższą modlitwę, zanim zabiorę się do pracy. Czasem jednak ulegam presji i niepokojowi, bo trzeba coś zrobić, według mnie "na już", i wtedy modlitwę odkładałem na później albo, niestety, ją zaniedbywałem. "Pierwsze" staje się wszystko inne. Wtedy jednak nie tylko że robię mniej niż przypuszczałem, ale na końcu dnia w sercu pojawia się jeszcze większy niepokój.
Najpierw duch, potem ciało. Dlatego spójrz na twoje potrzeby z punktu widzenia ducha. Zapytaj się uczciwie, czy wszystko, czego pragniesz, jest rzeczywiście konieczne. I czy pragniesz tego, co najważniejsze?

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy pragniesz tego, co najważniejsze?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.