Lekarstwo na nienawiść

Lekarstwo na nienawiść
Wojciech Żmudziński SJ

Nienawiść to uczucie, do którego z trudem się przyznajemy. Łatwiej przychodzi nam widzieć nienawiść w oczach innych i dostrzegać jej jad w słowach wypowiadanych przez należących do innego obozu politycznego. Ale czy rzeczywiście jesteśmy wolni od nienawiści?

Bez tej wolności, nie będziemy w stanie modlić się za nieprzyjaciół. Chyba, że sięgniemy po tak zwane psalmy złorzeczące i wzniesiemy ku Bogu prośbę, by "wyłamał zęby" wszystkim naszym wrogom (por. Ps 3,8; 58,7).

O modlitwie za wrogów w duchu Ewangelii mówił papież Franciszek w homilii 14 czerwca 2016 prosząc Boga o łaskę życzliwej modlitwy za tych, którzy nas krzywdzą, prześladują, by stali się lepsi, a nie by mieli za swoje czy przyznali nam rację. Oni podobnie jak my mają serca zranione grzechem. Kimże jesteśmy, by ich osądzać?

Gdy sądzi się osobę, a nie popełniony przez nią czyn, myśląc że zna się jej intencje, najbardziej intymne myśli, kończy się na przypisywaniu jej, w formie zniekształconej i wyolbrzymionej, czegoś co należy do nas samych i do czego trudno nam się przyznać.

DEON.PL POLECA

Ojciec Giovanni Cucci w jezuickim magazynie Civiltà Cattolica podjął w tym roku temat nienawiści wobec wroga. Chciałbym przytoczyć tu jego myśli i barwne przykłady. Podkreśla w swoim artykule zatytułowanym "Czy możliwe jest przeciwdziałanie nienawiści?", że nienawiść jest owocem oceniania innych i żywi się wypaczonym poznaniem, patrzeniem na człowieka jako na zło absolutne, jako na bestię pozbawioną ludzkich cech. W dodatku nienawiść wzmacniana jest pokusą, by uważać się za lepszego od innych.

Wróg nie jest do mnie podobny

Komendant obozu w Dachau wyjaśniał zadania współpracownikom tymi słowami: "Wiecie do czego powołał nas Führer. Nie jesteśmy tu po to, by życzliwie traktować te świnie zamknięte tu w środku. Nie są ludźmi tak jak my, lecz istotami niższymi".

Postrzeganie wrogów jako nie-ludzi usprawiedliwia, według tego, który nienawidzi, jego działania destrukcyjne. Chris Kyle, najsłynniejszy amerykański snajper podczas drugiej wojny w Iraku, był dumny z tego, że zabił znaczną liczbę nieprzyjaciół, ponieważ, jak powiada, byli źli. Tak opisuje swoją pierwszą ofiarę: "Była zbyt zaślepiona złem. Moje strzały uratowały wielu żołnierzy, których życie było o wiele cenniejsze niż perwersyjna dusza tej kobiety. Mogę stanąć przed Bogiem z czystym sumieniem jako ten, który spełnił swoją powinność. Nienawidziłem całym sobą zła, jakie miała w sobie ta kobieta. I nadal nienawidzę".

Ojciec Cucci wymienia w swoim artykule cechy charakteryzujące nienawiść i ilustruje je wypowiedziami współczesnych nam osób lub znanych z najnowszej historii:

  1. wyraźny podział na dobrych i złych wraz z pewnością, że stoi się zawsze po stronie sprawiedliwości ("Mam silne poczucie sprawiedliwości: dla mnie rzeczy są białe lub są czarne, mam trudność w dostrzeganiu szarości"),
  2. całkowita dewaluacja wroga ("Celem wojny jest zabicie głupiego drania, który stoi po drugiej stronie"),
  3. zamknięcie się na uczucia ("Mówi się, że zabijając wroga, musisz nabrać dystansu do niego. Jeśli to prawda, to w Iraku rebelianci bardzo nam to ułatwili")

Antidotum na nienawiść

Wiele wydaje się radykalnie zmieniać, gdy ma się możliwość "wyjścia poza system". Na przykład, gdy kończy się wojna, widzi się zupełnie w inny sposób to, co się wydarzyło. Niestety dla wielu jest to nie możliwe, dla innych zbyt późno, bo tego co się stało nie da się już naprawić.

W wydobyciu się z więzów nienawiści pomaga krytyczne myślenie. Pozwala ono zakwestionować hasła dyktatów, pozbawia je wiarygodności, tworzy przestrzeń do swobodnego myślenia, uwolnienia się od stereotypów i uprzedzeń.

Nienawiść znika, gdy poznajemy wroga jako konkretną osobę, gdy wchodzimy z nią w relację, gdy uświadamiamy sobie jej kruchość. Wtedy tworzy się przestrzeń na wzruszenie, czułość, litość, uczucia zupełnie przeciwne nienawiści. Gdy żołnierz poznaje intymny świat nieprzyjaciela, zaczyna go doceniać. Gdy ogląda jego rodzinne fotografie, przygląda się jego żonie i dzieciom, zbliża się do niego. Wtedy z trudem odnajduje siły, by go zabić, a z pewnością nie jest już w stanie go nienawidzić, bo zdaje sobie sprawę, że jest do niego podobny.

Posługując się myślą filozofa Emanuela Lévinasa, możemy powiedzieć, że nienawiść wymazuje twarz, innymi słowy: czyni znienawidzonego człowieka nieludzkim.

W tej perspektywie bardziej zrozumiały jest sens zakazów obowiązujących żołnierzy podczas pierwszej wojny światowej, dotyczących bratania się z przeciwnikiem podczas świąt Bożego Narodzenia. De facto kończyło się to niemożliwością kontynuowania walki.

Przywrócenie twarzy nieprzyjacielowi zapobiega możliwości nienawidzenia go. Ojciec Cucci ilustruje to historią Johna, opisaną w latach siedemdziesiątych w American Journal of Psychiatry. Gdy John otrzymał wiadomość o śmierci brata na polu bitwy, wyruszył jako wolontariusz na wojnę w Wietnamie. Był w stanie zabijać żołnierzy Vietkongu dopóty, dopóki widział w nich jedynie zabójców brata, którego chciał pomścić.

Ale gdy zaczął poznawać bliżej jeńców, nie był już w stanie do nich strzelać. Gdy dostrzegł człowieka w nieprzyjacielu, zaczął zmagać się z wyrzutami sumienia, z poczuciem, że stał się brutalnym zabójcą. Świadome, ponowne zmierzenie się z poczuciem winy, również dzięki towarzyszącej temu terapii, pomogło później Johnowi powrócić do normalnego życia.

Nieprzyjaciel widziany z bliska

Temat nienawiści podejmuje powieść Ericha Remarque’a "Na Zachodzie bez zmian". Znajdujemy w niej analizę absurdu, a przede wszystkim bezużyteczności wojny. Ta bezsensowność ujawnia się przede wszystkim wówczas, gdy skraca się odległość między nieprzyjacielem a nieprzyjacielem aż do momentu, gdy obaj rozpoznają w sobie po prostu ludzi, z właściwymi sobie cechami, cierpieniami i uczuciami.

Dwie sytuacje, opisane w tej powieści, sprawiają w sposób szczególny, że bohater zaczyna dostrzegać nieprzyjaciela w jego bardzo konkretnej sytuacji życiowej i to go głęboko porusza.

Pierwszy epizod ma miejsce w obozie dla rosyjskich jeńców, gdzie bohater widzi ich jako ludzi bezsilnych, zmagających się ze zwykłym życiem:

Dziwna to rzecz widzieć z tak bliska nieprzyjaciół. Twarze ich skłaniają nas do zastanowienia się, te zacne chłopskie twarze, szerokie czoła, szerokie nosy, szerokie wargi, szerokie ręce, wełniste włosy. Wyglądają dobroduszniej od naszych chłopów fryzyjskich. (…) Rozkaz uczynił te ciche stworzenia naszymi wrogami, rozkaz mógłby ich odmienić w przyjaciół (w tym i innych fragmentach cytowanej powieści wykorzystano przekład Stefana Napierskiego).

W przeciwieństwie do koncepcji odczłowieczonej i władczej którą żywią się ideologie, nieprzyjaciel, gdy widziany jest z bliska, staje się "ludzki", a jego bezsilne cierpienie uśmierza urazy i łagodzi lęk, by ustąpić miejsca czułości.

Ale przede wszystkim to w obliczu śmierci rozpoznaje się w nieprzyjacielu jego ludzkość. Ta jakościowa przemiana w życiu bohatera powieści zachodzi w chwili, gdy zamierza poznać człowieka, którego przed chwilą zabił:

Dopóki nie znam jego imienia, być może potrafię go jeszcze zapomnieć, czas zatrze ów obraz. Lecz imię jest gwoździem, który wbije się we mnie i którego nie zdołam już wydobyć. Posiada moc wywoływania wszystkiego na nowo, zawsze będzie mógł powracać i stawać przede mną.

Gdy poznaje szczegóły jego życia, znikają wszelkie pozory wrogości, by ustąpić miejsca innym uczuciom:

Są to fotografie kobiety i małej dziewczynki przed ścianą oplecioną bluszczem, wąskie amatorskie zdjęcia. Obok nich tkwią listy. Wyjmuję je i usiłuję przeczytać. Nie rozumiem prawie nic, niełatwo to odcyfrować, a ja niewiele umiem po francusku. Ale każde słowo, które tłumaczę, przebija mnie jak strzał, jest jak cios w pierś. (…) Raz jeszcze oglądam fotografie; nie są to ludzie bogaci. Mógłbym bezimiennie przesłać im pieniądze (…). Otwieram książeczkę wojskową i czytam powoli: Gerard Duval, zecer. Ołówkiem zmarłego zapisuję adres na jakiejś kopercie, a potem szybko wsuwam wszystko z powrotem do jego kurtki. Zabiłem zecera Gerarda Duala. Muszę stać się zecerem, myślę w zupełnym zamęcie, stać się zecerem, zecerem…

Poznanie drugiej osoby, w kontekście relacji, świadomość jej kruchości, tworzy przestrzeń na wzruszenie, czułość, litość, uczucia zupełnie przeciwne nienawiści. Gdy żołnierz poznaje intymny świat nieprzyjaciela, docenia go, zbliża się do niego oglądając rodzinne fotografie, przyglądając się jego żonie i dzieciom. Z trudem odnajduje wówczas siły, by go zabić; z pewnością nie jest w stanie już go nienawidzić, bo zdaje sobie sprawę, że jest do niego podobny.

Zgoda na wrażliwość jako uzdrowienie z nienawiści

Wrażliwość na drugiego człowieka i współczucie nie mają nic wspólnego z ludzkimi słabościami, są potężnym lekarstwem uzdrawiającym człowieka z nienawiści i destrukcyjnych postaw - pisze ojciec Cucci i przywołuje historię Tima Guénarda, porzuconego przez matkę w wieku trzech lat. Ojciec, choleryk wyładowywał na nim swoją złość tak brutalnie, że Tim trafił na dwa lata do szpitala z wielonarządowymi obrażeniami. Ale te najtrudniejsze do wyleczenia rany nie dotyczyły ciała.

Odebrany rodzicom Tim, przekazywany jest w adopcję od jednej rodziny do drugiej. Z czasem staje się coraz bardziej agresywny i zły na cały świat, w którym dominuje prawo silniejszego. Za każdym razem, gdy ucieka z poprawczaka, jego światem staje się ulica, która zmusza go do życia włóczęgi. Jedyną satysfakcję odnajduje w uprawianiu boksu, który staje się swego rodzaju zaworem bezpieczeństwa pozwalający na wyładowanie złości i wszelkich frustracji.

Pewnego dnia, zupełnie przypadkowo Tim nawiązuje kontakt ze wspólnotą L’Arche Jeana Vanier, która gości osoby z ciężką niepełnosprawnością. W tym dziwnym świecie siła fizyczna nie ma żadnego znaczenia; rytm życia bardzo różni się od znanego mu do tej pory; proszony jest o różne przysługi, niektóre bardzo stresujące; a mimo to w tym właśnie świecie odkrywa ludzką troskę i wrażliwość. W swojej autobiografii napisze: "Raptem zdaję sobie sprawę, że ci niepełnosprawni otaczają mnie takim uczuciem, jakiego nigdy nie doświadczyłem ze strony moich rodziców".

Tim nawiązuje relację z 16 letnim niepełnosprawnym chłopcem o imieniu Frédéric, który komunikuje za pomocą gestów i maszyny do pisania. Kosztuje go to wiele czasu i fizycznego cierpienia. Przy uderzeniu każdego klawisza maszyny jego ciało skręca się z niewyobrażalnego wysiłku. Tim słuchając godzinami powolnego, wycierpianego stukania maszyny do pisania, doświadcza takiego znudzenia, że próbuje to jakoś przerwać; ale nic z tego, Frédéric jest od niego bardziej uparty.

Dnia 9 sierpnia odkrywa z niedowierzaniem przyczynę tak długiego pisania:

Frédéric podjechał wózkiem w moim kierunku. Czytam w jego oczach jakiś słodki podstęp. Przybliża się do mnie i, na ile pozwalają mu na to jego skrzyżowane, poskręcane ramiona, podaje mi kartkę - list napisany w pięciu linijkach. Oto co pisał z takich szaleństwem. Pięć linijek wystukanych w ciągu dwóch dni wyczerpującej walki, dwóch dni posuwania wózka inwalidzkiego do przodu i do tyłu, dwóch dni intensywnej koncentracji umysłowej. Pięć linijek, by złożyć mi życzenia urodzinowe. Pięć linijek miłości. Pierwszy prezent urodzinowy w moim życiu [por. Tim Guenard, Più forte del’odio (Silniejsze od nienawiści), Tea, Milano 2012, s. 185].

Tim, przywykły do boksu, nie był przyzwyczajony do tego typu ciosów. To było zbyt mocne uderzenie: ten bezinteresowny gest znokautował go, tak go oszołomił, że nie był w stanie nic powiedzieć. Wrócił więc do swojego pokoju, by złapać oddech:

Frédéric mnie zaskoczył. Jego gest spadł na mnie znienacka. Jestem wręcz wściekły, że otrzymałem coś nie dając nic (…). Tylu ludzi myśli, że należałoby pozbyć się wszystkich Frédériców. Jestem wdzięczny, że uciekł przed prawem stanowionym przez ludzi zdrowych (…). Frédéric zrozumiał to, co najważniejsze: bezgraniczną miłość, trud, hojność. Dla mnie jest przykładem życia. Ten dar mnie głęboko wzrusza. Patrzę na list, na te pięć linijek miłości. Oczy zachodzą mi mgłą, czuje ścisk w gardle, wściekłość ustępuje miejsca łzom. Zaczynam płakać jak dziecko. Moje życie przewróciło się do góry nogami [tamże, s. 186].

Osoby z ciężką niepełnosprawności z L’Arche uzdrowiły go, przywróciły go życiu. Oczywiście, że Tim nie pozbył się całkowicie impulsów złości, które każą mu nieraz rozwalać wszystko, co napotka na swojej drodze, ale przydarza mu się to coraz rzadziej i w formie coraz mniej destrukcyjnej. Od tamtego dnia L’Arche staje się dla niego powodem do sensownego życia, również dzięki miłości jednej z wolontariuszek, z którą później się ożeni.

Najcenniejszy dar życia przychodzi często dzięki tym, którym na nas zależy, uważanych nieraz za ostatnich, bezużytecznych według praw "ludzi zdrowych". Są lekarzami leczącymi nasze rany i przywracającymi wiarę w możliwość istnienia świata bez nienawiści.

Każdy może zatrzymać spiralę nienawiści

Ci, którzy asystują przejawom przemocy mają władzę, o czym nawet nie wiedzą, zdolną do zahamowania spirali nienawiści, która żywi się obojętnością.

Wyraz własnej niezgody wobec przejawów nienawiści oraz wstrząśnięcie tymi, którzy milczą w obliczu przemocy znacząco wpływa na zahamowanie jej skutków. Mogliśmy to zobaczyć na przykładzie postawy Paula Ruseabagina, dyrektora Hotelu Tysiąca Wzgórz, który pospieszył ludziom z pomocą podczas ludobójstwa w Ruandzie w 1994 roku.

Kiedy dowiedział się, że została podjęta decyzja o zabiciu wszystkich osób znajdujących się w jego hotelu, którzy znaleźli w nim schronienie w pierwszych dniach masakry, nie poddał się lecz skontaktował się z dyrektorem Ministerstwa Spraw Zagranicznych Francji informując go o ciężkiej sytuacji i jego odpowiedzialności: "Proszę Pana, jeśli Pan zechce te osoby ocalić, będą żyły. Jeśli jednak zechce, by zginęły już dzisiaj, to wy Francuzi, tak czy inaczej słono zapłacicie za wszystkich zabitych dzisiaj w tym hotelu". Nie trzeba było długo czekać, a pojawił się u Paula dowodzący Rwandyjskimi Siłami Zbrojnymi, generał Augustyn Bizimungu (później skazany za ludobójstwo na 30 lat więzienia), i dowodzący siłami ONZ, Romeo Dallaire, zapewniając, że przebywającym w hotelu nic się nie stanie.

Jeśli uczestników tragicznych wydarzeń mobilizuje się, manifestując bezpośrednio lub pośrednio swoją niezgodę, to pozbawia się stosującego przemoc niezbędnego wsparcia potrzebnego mu do dalszych brutalnych działań. Stanowczy głos świadka może skutecznie zachwiać poczuciem bezpieczeństwa tych, którzy dopuszczają się przemocy, może sprawić, że poczują się niepewni.

Świadek ma fundamentalną władzę, której nie zawsze jest świadomy, by zatrzymać spiralę nienawiści, odbierając temu, kto stosuje przemoc pewność, że postępuje właściwie. Jego pewność można podważyć poprzez przesłania niekoniecznie wyrażane wprost, takie jak:

1/ widzimy, co robicie; 2/ wiemy, co się dzieje; 3/ notujemy nazwiska i fakty; 4/ będą konsekwencje (…) Wystarczy, że damy jasno do zrozumienia, że jesteśmy obecni i że jesteśmy w stanie zapamiętać to, co się dzieje [por. C.F.Alford, "L’odio è imitazione dell’amore", w R.J.Sternberg (red.), Psicologia dell’odio. Conoscerlo per superarlo, Ericsson, Trento 2007, s. 272].

To są te same działania, jakimi posłużył się Paul Ruseabagina dla zmiękczenia zachowań oficerów ruandyjskiej armii: dał im do zrozumienia, że znajdują się na liście poszukiwanych za zbrodnie przeciwko ludzkości, a więc nie leży w ich interesie kontynuowanie takich działań.

Nienawiść, jak każda nieprawość, nie jest popędem nie do zahamowania, ale rezultatem pewnej oceny i decyzji, która może zostać odwołana; i rzeczywiście, gdy na scenie pojawiają się niespodziewanie inne osoby, działający czuje się zmuszony do przemyślenia swoich planów.

Każdy świadek przemocy jest odpowiedzialny za swoją postawę wobec tego, co dzieje się na jego oczach. Nie musi ulegać nienawiści, by być prorokiem przypominającym, że Bóg na to patrzy.

Szkoły nienawiści

W wielu szkołach na świecie naucza się dzieci nienawiści do takiej, czy innej grupy. Niewiele mówi się o mądrości, która jest w stanie zatrzymać samonapędzające się koło wrogości. Niewiele jest szkół kładących nacisk na rozwiązywanie społecznych konfliktów z poszanowaniem nieprzyjaciela, poznając go i uznając za podobnego sobie.

Nienawiść jest nie tylko złem, ale także stratą wielu dobrych okazji, jakie niesie ze sobą konflikt, okazji do uczenia się walki fair paly, do refleksji i konstruktywnego sporu. A jak jest w wielu polskich szkołach i w niejednym polskim kościele? Trochę jak na boisku podczas rozgrywek piłkarskich. To my mamy być najlepsi. To inni są agresorami. To inni bili i kopali. My zawsze mieliśmy rację. A tamtym słusznie się dostało. Nie mamy za co przepraszać.

Czy to już nienawiść czy dopiero niekochanie? Czy można jednak modlić się za kogoś, kogo się nie kocha? "Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego», a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują" (Mt 5,43-44).

*  *  *

W artykule wykorzystano obszerne fragmenty artykułu Giovanni Cucci SJ, "È possibile contrastare l’odio?", La Civiltà Cattolica, 26 marca 2016, s. 544-557.

Wojciech Żmudziński SJ - dyrektor Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, redaktor naczelny kwartalnika o wychowaniu i przywództwie "Być dla innych"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lekarstwo na nienawiść
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.